Proszę o kulturę, uzasadnioną krytykę, szczere opinie. To wszystko z mojej strony, dziękuję i życzę miłej lektury...

niedziela, 4 marca 2012

15. Prawda


Witam! Do pierwszej części rozdziału proponuję: http://www.youtube.com/watch?v=iNhy8QGQUEU. Jakoś mi się milej sprawdzało przy tym, oraz piosenka chodzi za mną wyjątkowo od paru dni. Życzę miłej lektury :) 


Tamao:
Poruszyłam się niespokojnie. Ja... po prostu nie wiedziałam, co się stało. Jak to się stało. Gdy chciałam skulić się jeszcze bardziej, kant szafki zaczął wbijać się w moje plecy. Cicho jęknęłam, gdy poczułam jak jego spojrzenie stało się bardziej intensywne. Czułam je na sobie jak nigdy wcześniej. Nie, nie, nie. To po prostu nie mogło się zdarzyć. Jeżeli to było jeszcze możliwe, właśnie zarumieniłam się jeszcze mocniej.
– Tamao – Yoh odezwał się pierwszy raz od... nie wiem jak dawna. Nie wiem, jak długo staliśmy w tym milczeniu. Jeszcze chwilę temu stałam w kuchni, przygotowując herbatę dla przyjaciół, potem pojawił się on, spytał, czy Hao naprawdę uratował mi życie i... i znalazłam się tutaj. Zaciągnięta do jednego z nieużywanych pokoi... a dokładniej w schowku na miotły. A teraz jego ręka, oparta tuż obok mojej głowy, odgradza mi drogę ucieczki. A to właśnie chciałam zrobić. Uciec.
– Tamao, spójrz na mnie – powtórzył moje imię z taką mocą, aż musiałam podnieść wzrok. Ponownie poczułam nacisk szafki, kiedy chciałam cofnąć się pod naporem jego spojrzenia. W jego ciemnych tęczówkach widziałam zbyt wiele bólu, by móc w nie patrzeć. Zbyt wiele niemego błagania. I smutku. Po Chocolove. Jest naszym... Był naszym przyjacielem. Yoh to odczuł. Ten ból jest czymś, czego nie powinien doświadczać. Chciałam się teraz rozpłakać, ale straciłam już zbyt wiele łez. Poczułam jego ciepłą dłoń na swoim policzku . Zmusił mnie, bym podniosła wzrok i zmierzyła się z jego udręczoną duszą, zamkniętą w tych ślicznych oczach. Nie chciałam zostać ani chwili dłużej w tej pozycji. Nie... Chciałam się do niego przytulić jeszcze mocniej, nie wypuścić z uścisku, ale wiedziałam, że nie mogłam. Nie mogłam jednak też uciec, więc rozwiązanie znalazłam w słowach. Zaczęłam opowiadać. O Friedrichu, Hao i o swoich emocjach. O swoim strachu. Pozwoliłam swoim emocjom wyjść w formie niespójnego morza słów, które dla mnie samej były zbyt wielkim bałaganem, by je zrozumieć. Ale on jakimś cudem rozumiał. Przytulił, co odblokowało łzy, które myślałam, że przecież już się wylały. Szeptał do ucha jak bardzo mu przykro, że go nie było. Potem była cisza, przerywana jego ciepłym oddechem, który czułam na swojej szyi i biciem naszych serc. Powoli się uspokoiłam i zbierałam siły na to, by go odepchnąć. Boże kochany, jak ciężko mi było się na to zebrać. Kto chciałby uciec od tego ciepła? Ale nie... to było dla mnie zbyt wstydliwe, upokarzające i... nieodpowiednie. Wzięłam głęboki wdech, nie zapominając o wydechu. Dokładnie. To bez tlenu nie można żyć. Pomimo niespełnionego uczucia do Yoh, nie powinnam wykorzystywać sytuacji. Delikatnie odsunęłam go od siebie, ignorując bolesny ucisk w klatce piersiowej. Już chyba bardziej speszona i czerwona być nie mogłam.
– Yoh... Ja... wszystko jest w porządku. Dziękuję i... - nie wiedziałam co powiedzieć. Nie patrząc mu w oczy wyminęłam go i szybko sięgnęłam do klamki. Powstrzymał mnie silny uścisk dłoni Yoh na moim ramieniu.
– Nie uciekaj – wyszeptał cicho. Och... człowiek mógłby się przyzwyczaić. Ale ja to przecież wiem. On nie będzie mnie ścigał wiecznie. To tylko ten wieczór, to tylko ten moment, gdy oboje jesteśmy pęknięci. A on ma przecież narzeczoną. Zagryzłam zbyt mocno wargę na tę myśl. Przełknęłam smak rdzy.
– Nie uciekam, Yoh. Przed tobą przecież nie muszę. Ale ty powinieneś być teraz z Anną – gdy tylko jego uścisk na krótką chwilę się poluźnił, wybiegłam na korytarz. Ruszyłam przed siebie, pozwalając, by resztki łez spłynęły mi po policzkach.
– Tamao! Nie jestem już... - nie słyszałam co powiedział dalej. Oddaliłam się zbyt daleko, by móc go słyszeć. Nie jesteś już kim? Sobą? Taki jak dawniej? Zakochany?
Zamknęłam za sobą drzwi do swojego pokoju z trzaskiem i osunęłam się na podłogę. Ile łez może wylać człowiek, zanim się skończy? Proszę, proszę, wiem, że to samolubne. Ale proszę, żeby Yoh nie miał na myśli, że nie jest już moim przyjacielem...


Yuki:
Ta atmosfera... Była przerażająca. Chociaż Hao nie przyszedł i nie przyjdzie, i tak we wszystkich obecnych się gotowało. I to jedynie na moją obecność i opowieść. Chociaż oszczędnie w słowa skróciłam im to, co się wydarzyło podczas ich nieobecności. Ale oni milczeli. Żadne z nich nie wypowiedziało się na temat przeżyć w księdze. Teraz panującą ciszę przerywały nierównomierne oddechy. Przeniosłam wzrok na każdego z nich. Yoh stojąc przy wejściu do salonu milczał oparty o ścianę, Ren z Guan Dao w ręku opierał się o krawędź fotela. Za nim na kanapie Pirika i Jun wystraszone i zaniepokojone siedziały obok Anny, której twarz nie wyrażała nie mniej, nie więcej niż nic. Ryo i Horohoro siedzieli pod ścianą, patrząc się przed siebie, jakby oczami widzieli nie delikatnie zielone ściany, a coś innego. Będącego dla innych zbyt daleko, by móc to zobaczyć. Faust wpatrywał się w swoją ukochaną. W ich obrazku wpatrzonych w siebie kochanków było coś tak smutnego, aż żal wkradał się do mojego serca. Mentalnie westchnęłam i wygodniej rozsiadłam się na parapecie. Nie wiedziałam, co teraz miałabym mówić.
– Co z tego mamy? - głos Yoh rozdarł ciszę. Podniosłam na niego swój wzrok. Ja sama nie wiedziałam zbyt wiele.
– On wam powie. Jutro spotkacie się z Hao. W południe na Kamiennej Polanie. Yoh, potrafisz tam trafić? - przytaknął i ponownie wbił swoje spojrzenie we własne dłonie. Wstałam. Chciałam zostawić ich samych. Mój powrót z księgi nie należał do najprzyjemniejszych. A oni nie mieli czasu przywyknąć do tego, jak jest teraz. Do swego rodzaju pustki i nieokreślonej tęsknoty... Ruszyłam do drzwi. Zatrzymało mnie szybkie uniesienie Guan Dao, którego ostrze spoczęło tuż przed moją szyją.


Ren:

Powoli spojrzałem w zamglone oczy dziewczyny.
– Czy jest coś, czego nie wiemy, a powinniśmy? - chciałem zacząć grzecznie. Nie wiele mi brakowało do wybuchu złości, ale wolałem tę energie zatrzymać dla Hao i na nim ją wyładować. W bardzo bolesny dla niego sposób...
– Jeżeli coś takiego jest, dowiecie się o tym jutro – nic się w jej nastawieniu nie zmieniło. Ten sam monotonny ton, to samo obojętne spojrzenie. To samo zmęczenie emanujące z każdego jej najdrobniejszego gestu. Po raz setny od dawna przez moją głowę przemknęło jedno pytanie: Kim do diabła jest ta dziewczyna? Coś mi w niej nie pasowało... I nie tylko to, że trzymała z Hao.
– Ren – odezwała się Anna – opuść tę broń – nie odwracając spojrzenia od Yuki, odpowiedziałem.
– Czemu nie powiesz nam o czym myśli? Może pewne informacje lepiej poznać by było teraz? - zapytałem. Guan Dao nie drgnęło mi ani o centymetr. Przynajmniej nie tak, by zrobić krzywdę dziewczynie. Gdy odpowiedziało mi głuche milczenie, zirytowałem się – Anno?
– Ona nie wie – zmrużyłem oczy. Yuki przyłożyła dwa palce do ostrza i w odpowiedni sposób odepchnęła je od siebie na dalszą odległość. Jednak to nie wystarczało, by uniknąć skaleczenia. Dziewczyna nie pozwoliła małym kroplom krwi upaść na ziemie i oblizała palce. Skrzywiła się przez smak krwi. Uniosłem jedną brew w geście zapytania. - Po coś weszliście do tej księgi. Zrobiłam to też ja. Efekty większe, lub mniejsze, muszą być. By zerwać ze światem iluzji, który wykreował Hao, musieliście pozbyć się jego wpływów w waszej psychice. Zamknąć swój umysł. Podświadomie zbudowaliśmy bardzo mocny mur wokół własnych myśli.- Skorzystała z okazji, iż opuściłem niżej broń, wyminęła mnie i podeszła do drzwi.
– Czemu tam weszłaś? - zapytałem jeszcze, zanim wyszła. Spojrzała mi w oczy, ale coś było w tym innego. Jakby na chwilę straciła nad czymś panowanie i bynajmniej, nie chodziło tutaj o moc. Raczej panowanie nad swoim losem. Kontrolę nad życiem. Ale to wrażenie zniknęło tak szybko, jak się pojawiło. Czy ja naprawdę mogłem odczytać to tylko ze spojrzenia jej oczu?
– Są rzeczy na które nie mamy wpływu, Ren – mgła przyćmiła to smutne spojrzenie. Mruknąłem coś niewyraźnie i usiadłem w fotelu. Może były rzeczy, z którymi musiałem się z nią zgodzić. Ale nie we wszystkim, nie przed wszystkimi i nie głośno. Koniec końców i tak będziemy musieli najpierw... porozmawiać z Hao, a potem upewnić się, że tym razem, wyślemy go prosto na drugą stronę bez drogi powrotnej.


Yoh:

Yuki wyszła z pokoju. Zostawiła nas wszystkich z niezłym bałaganem w głowie. Czułem, że zaraz nie wytrzymam. Tego po prostu było zbyt wiele... Potwierdzony powrót Hao, Tamao, która nie wie już co ma myśleć, Chocolove, którego żartów już nigdy nie usłyszę... Dodatkowo czuję się inaczej... po prostu źle. Jakby czegoś mi brakowało, jakby jakiś kawałek mnie został w tej księdze... Wyszedłem z salonu. Chciałem być sam. Poszedłem na dach, gdzie mogłem w samotności usiąść i uporządkować swoje myśli. Ale nawet nie zdążyłem spróbować. Hamowane łzy zaczęły lecieć po moich policzkach. Nie ocierałem ich. To były łzy po moim przyjacielu, nie mogłem się ich wstydzić... Nie potrafiłbym. Chociaż to do mnie jeszcze nie docierało. Jak to, nie zobaczę nigdy więcej Chocolove ganianego przez Treya i Rena? Jak to możliwe, że można stracić kogoś tak łatwo? Czemu, na wszystkie duchy, czemu nigdy nie myślałem o tej całej misji jako rzeczywistym zagrożeniu? Czemu nie zdążyłem obronić swojego przyjaciela? Spojrzałem w niebo usłane gwiazdami. Nie dało mi odpowiedzi na żadne z moich pytań. Jedno wiedziałem. Gdy tylko wzejdzie słońce, będzie trzeba zahamować ponownie łzy i smutek. Zamknąć je w sobie.


Horohoro:

Nie wierzę w to wszystko. Nie wierzę, że stoję naprzeciwko swojego wroga, który powinien być martwy. Yoh rozwalił przecież gościa na pół! Hao nie miał prawa teraz stać tuż przede mną. Nie z takim kpiącym uśmieszkiem na swoich ustach.
– Jesteście spóźnieni – powiedział spokojnie. Zacisnąłem dłoń mocniej na Ikupasi. Taki był nasz wstępny plan. Najpierw musieliśmy się dowiedzieć czegoś więcej na temat księgi, zanim rozpoczniemy walkę. Byłem jednak ciągle w najwyższej gotowości. Nie na co dzień patrzy się w oczy osobie, którą jeszcze niedawno skazało się na śmierć i piekło.
– Zapomniałem drogi – odpowiedział spokojnie Yoh, zgodnie z prawdą. Droga do Kamiennej Polany wiodła poprzez gęsty las. Yoh stał na przedzie naszej grupy, w obu rękach trzymając broń. Miał wyjątkowo zacięte spojrzenie, a w oczach dzisiejszego ranka widziałem tłumiony smutek. To nie była jeszcze pora, by zostawić żałobę za przyjacielem w przeszłości. Westchnąłem. Czułem, jak atmosfera robi się zbyt ciężka i napięta, wyczekiwaliśmy ruchu przeciwnika.
– Co takiego wynieśliśmy z księgi? - Ren zrównał się z Yoh i zaczął zaspokajać swoją ciekawość. Ha, mógłbym się założyć, że krótko-majtek najchętniej już by poderwał się do ataku.


Ren:

– Co takiego? - zapytał z uśmieszkiem Asakura. Zacisnąłem dłoń na Guan Dao. To jeszcze nie pora. Chociaż za chwilę będę mógł wypróbować swoje moce na nim, jeśli szybciej nie uzyskam odpowiedzi. - Już wiecie o blokowaniu swoich myśli – spojrzałem przelotnie na Yuki siedzącą niedaleko Hao pod pniem drzewa. W jednej dłoni trzymała złoty liść. Przez krótką chwilę pomyślałem o tym, że zbliża się jesień. Potem znów pomyślałem o niej. Czemu odnosiłem wrażenie, że jest jej obojętne po której stronie by stała?
– Nie mamy całego dnia – uniosłem broń delikatnie w górę. Czy on naprawdę myśli, że może sobie ze mną pogrywać?
– Nie atakuj w gniewie, Mistrzu Ren – usłyszałem cichy głos swojego stróża. O czym on mówi? W jakim gniewie? Przecież jestem spokojny. Cholernie bardzo wyluzowany, czyżby nie było tego po mnie widać?
– Księga was wzmocniła. Nie tylko psychicznie, ale i fizycznie. Efekty zobaczycie w przyszłości. A teraz... - Hao odwrócił się i spokojnie ruszył przed siebie, przechodząc koło mniejszych kamieni – Chodźcie za mną.
– Czekaj – zawołał za nim Yoh. Śledził ruchy swojego brata, nie spuszczał z niego wzroku. - Jaką mamy pewność, że to nie jest żadna pułapka? - Głupie pytanie Yoh. Naprawdę głupie pytanie. Oczywiście, że...
– Żadnej – odparł obojętnie Hao. Za nim ruszyła Yuki. Wymieniliśmy z Yoh i resztą spojrzenia. Wszyscy wiedzieliśmy jedno. Musieliśmy być przygotowani na wszystko.
– Naprawdę myślisz, że podążymy za tobą na ślepo? Jakkolwiek wróciłeś, Asakura, musiało ci to poprzewracać w głowie – powiedziałem głośno. Bason zniknął, gotowy do ataku.
– Nie musisz iść, jeżeli nie chcesz. Jednak jeżeli nie pójdziesz za mną, Ren, to nie dowiesz się, w co wplątał cię Król Duchów – spojrzał na mnie tylko z ukosa, nie odwracając się do mnie. Ruszył dalej, ignorując mój sprzeciw. Potrzebowałem jeszcze tylko chwilę, by trzeźwe myśli do mnie powróciły. Nie no, tym razem to ja go na pewno zabiję. Nie było innej opcji.


Yoh:

– Pojawiasz się znikąd. Można powiedzieć, że wstajesz z martwych. Ratujesz życie Yoh i Tamao, dodatkowo na pewno wiesz więcej niż my. Chyba rozumiesz, że najpierw musimy sobie wyjaśnić parę rzeczy – słowa Anny mnie zatrzymały. Chciałem powstrzymać Rena, który już umieścił Basona w Guan Dao, jednak na niego słowa medium zadziałały tak samo. Odezwała się z samego końca, nie podnosiła głosu, jednak każde słowo było wyraźnie. Hao też się zatrzymał. Gdy się odwrócił na jego twarzy igrał uśmieszek, którego nie umiałem zinterpretować.
– Chcecie się dowiedzieć wszystkiego tu i teraz, tak? - czemu miałem złe przeczucia do planów Hao?
– Tak – Trey potwierdził za nas wszystkich. Teraz zacząłem żałować tej decyzji, chociaż naprawdę chciałem wiedzieć. Chciałem też wiedzieć, za co zginął Chocolove... Ale bałem się odpowiedzi.
– Pamiętajcie, że sami o to prosiliście – Hao odparł beznamiętnie, przymknął oczy i przyłożył po dwa palce do skroni. Przez sekundę zastanowienia nie wiedziałem, co chce zrobić. Nagle poczułem tępy ból w swojej głowie. Jakby coś napierało na mój umysł... To było nie do wytrzymania. Usłyszałem krzyk, jednak nie należał do mnie. Nie tylko ja to czułem. Pod Treyem ugięły się kolana. Ryo zgiął się wpół, Faust zacisnął dłoń na głowie, podobnie jak Ren. Anna ze skrzywioną miną masowała sobie skronie. Zrozumiałem, że ból powodowany jest naporem na naszą barierę umysłu. Opadłem na jedno kolano. I nagle wybuchła jasność tuż przed moimi oczami, która po chwili zamieniła się niewyraźny obraz. Była to polana, niesamowicie podobna do tej, na której się znajdowaliśmy. Tylko szare skały były wyższe, a wiatr mocniejszy. Była tam też niska tablica, na której wyryto cztery znaki. Koło, liść, kwiat i błyskawicę. Obraz zniknął, zabrał ze sobą również ból, po którym pozostało mi ciche dzwonienie w uszach.
– Co to... - Horohoro podnosił się na nogi. Jego spojrzenie było zdezorientowane – było? – dokończył, łapiąc równowagę.
– Nie przyszła góra do Mahometa, to Mahomet przyszedł do góry... - odpowiedział ze złośliwym uśmiechem Hao. - Teraz możemy kontynuować rozmowę w tym miejscu – dopowiedział i usiadł na pobliskim kamieniu.
– Zaczniesz mówić sam, czy mamy pytać o każdą rzecz sami? - Po delikatnie zmienionym tonie Anny wiedziałem, że żyłka na jej skroni zaczęła niebezpiecznie drżeć. Nie wróżyło to nic dobrego. Przynajmniej nie dla Hao.
– To czego przed chwilą doświadczyliście, to pokazanie wam mojego wspomnienia – On zaczął jednak bez pośpiechu tłumaczyć, nie zwracając uwagi na wrogie słowa, gesty czy miny. - Dzięki księdze umysły waszej szóstki w pewien sposób się związały. Kontrolować to połączenie nie będzie łatwe, dodatkowo może wywołać skutki uboczne jak niekontrolowane przekazywanie swoich myśli, bóle głowy, zaślepianie rzeczywistości... więc lepiej, żebyście tego nie próbowali, dopóki nie nauczycie się podstaw. Uzyskaliście też nowe pokłady foryoku, które będą uaktywniać się w trakcie waszych walk i treningów. Na efekty najlepiej poczekać, nigdy nie wiadomo, jak mogliście zareagować na tamte przeżycia – przerwał na chwilę. Jednak nie przeszkadzało mi to. Przez chwilę twarz Choco pojawiła się przed moimi oczami, a mi znów zachciało się zaszyć w samotności. Jednak nie był na to czas. Skupiłem całą uwagę na Hao, który zaczął kontynuować. - Najważniejszy jednak jest cel wyprawy i jego powody. Nie mam zamiaru użerać się z nieświadomymi dzieciakami, które przez swoją nieuwagę narażają misję na niepowodzenie. Nie będę powtarzał dwa razy, więc lepiej dla was, jak zrozumiecie za pierwszym razem – Yuki ponownie usiadła, Hao przestał na chwilę mówić. Nasza szóstka stała wyprostowana i czekała, by dowiedzieć się tego, co było przed nami od tak dawna ukrywane.
– Dwa tysiące lat temu równowaga energii świata została zachwiana. Nie chodzi tutaj o przewagę zła nad dobrem, raczej... - przerwał, zastanawiając się na odpowiednim słowem, a ja stwierdziłem, że będzie musiał nam wytłumaczyć to bardzo dokładnie. Hao westchnął – inaczej. Nasz świat współgra z innymi. Granica między naszym wymiarem, a innymi jest w tym momencie bardzo solidna. Jednak dwa tysiące lat temu stała się beznadziejnie zamazana. Zło w czystej postaci zaczęło przesiąkać do naszego świata. Nie mówię tu o takim źle, za jakie na przykład uważacie mnie. Najśmielsze i najokrutniejsze Zło zaistniało. Zgrupowanie Szamanów podjęło próby ocalenia świata. Postanowiło wzmocnić barierę między wymiarami, w tym celu przekonali Wielkiego Ducha, by użyczał im swojej mocy. W ten sposób Zgromadzenie przyjęło nazwę Rady Szamanów, a Wielki Duch, Króla Duchów. Zaczęto organizować turniej. Jednak Zło zauważając potężną siłę Króla Duchów, w momencie, kiedy zostało usuwane z naszego wymiaru, zaszczepiło się w garstce zwyczajnych ludzi. Chociaż granice zostały wzmocnione, ludzie, którzy wchłonęli Zło, zaczęli szkodzić i okazało się, że są potężniejsi niż ktokolwiek inny. Zaczęto nazywać ich Aurisis. Cel mieli jeden - wyniszczyć planetę do tego stopnia, by granice między wymiarami znów stały się słabe, dzięki czemu Zło, które nimi kierowało, mogło ponownie zapanować. Czterech najsilniejszych szamanów należących do Rady poświęciło swoje życie, ofiarowując całą swoją energię życiową i duchową na walkę z Aurisis. Jednak nawet z wsparciem Króla Duchów jedyne co mogli zrobić, to uwięzić ich pomiędzy wymiarami, niezdolnymi do istnienia gdziekolwiek. Pozostawili na wszelki wypadek po sobie Dary, zaklęte w czterech kamieniach szlachetnych, które przyjęły kształt kolejno koła, liścia, kwiatu i błyskawicy – w ten sposób dowiedziałem się, co oznaczają wzory wyryte na tej skale we wspomnieniu Hao - Wszystko byłoby dobrze i istniało tak, jak istnieje teraz, gdyby nie fakt, iż Gwiazda Zniszczenia w niedalekiej przyszłości przetnie niebo. Wytwarza ona negatywną energię, na tyle mocną, że naruszy ona granice wymiarów. Aurisis wykorzysta to do wydostania się ze swojej klatki. W bardzo pokrętny sposób mówi o tym Przepowiednia Nocy - Hao przerwał mówić, jakby czekał na naszą reakcję. Ja na razie miałem zbyt wielki mętlik w głowie. Zło w czystej postaci? Zbyt potężni by ich pokonać? To są żarty, prawda?
– Ile jest tych całych Aurusów? - zapytał Ryo, którego mina mogłaby być przykładem, jak człowiek nie powinien wyglądać przy myśleniu.
– Aurisis. Z tych ksiąg, które ostały się z zamierzchłych czasów, wynika, że koło trzech – pokręciłem głową. I to jest ta misja, którą powierzył nam Król Duchów?
– Nie da się tego powstrzymać? - spytałem z nutą nadziei w głosie. Hao się zaśmiał, bynajmniej z wesołości.
– To już się zaczęło, Yoh – spojrzałem mu w oczy – Oni mają swoich podwładnych, stracone dusze, podobno nawet demony niższych rang, które zostały wcześniej wygnane. Granica musi być już naruszona, jednak nie za bardzo. Mogli wysłać tylko takiego Friedricha, który raczej miał być tylko ostrzeżeniem. - przymknąłem oczy. Przecież nie może być aż tak źle. Nie może. Zacisnąłem dłonie wokół swojej broni i odetchnąłem. Skoro wybrał nas sam Król Duchów, to znaczy, że musimy mieć jakieś szanse.
– Ren – zwróciłem się do przyjaciela. Długo utrzymałem spojrzenie złotych oczu, po czym uśmiechnąłem się – musimy odłożyć plan walki z Hao. Z tego co mówi wynika, że będziemy musieli współpracować, czy nam się to podoba, czy nie - Tao zmarszczył brwi, zastanawiając się nad tym, po czym prawie niezauważanie kiwnął głową.
– Skoro to sobie uzgodniliście, to zacznijcie się szykować do wyjazdu. Musimy odnaleźć Kamienie – Hao ostatni raz spojrzał na naszą szóstkę, po czym zniknął w płomieniach, teleportując się z polany. Zostawił nas w ciszy i z natłokiem burzliwych słów. Yuki wstała z ziemi i przeciągnęła się.
– Całkiem fajnie jest się teleportować... powinni tego uczyć w szkołach albo coś – ruszyła w głąb lasu. Mówiła jednak chyba nie do nas, a do swojego stróża. Dopiero gdy zostaliśmy sami na polanie, usiadłem i już nie musiałem utrzymywać stanu wszelkiej gotowości. Zawiał chłodny wiatr, a ciszę urozmaicało jedynie jego pogwizdywanie i szumienie liści.
– Powiedzcie, że to żart – mruknął Trey, chowając twarz w dłoniach.
– Cóż... Świat się nie wali, słońce świeci dalej... - odparłem, szukając optymizmu. Przecież damy radę! Nikt mi nie będzie umierał, załamywał się i popadał w depresję. Nikt więcej. Zawsze jest nadzieja.
– Jeszcze nie... - spojrzałem na Annę. Miała dość nietypową dla niej zmartwioną minę. Uśmiechnąłem się do niej ciepło. Wiem, że wszystko będzie dobrze.
– Mamy czas do przygotowania się do tej walki – stwierdziłem. - A teraz... - wstałem i podniosłem swoje miecze – zjadłbym całą górę cheeseburgerów! - wyszczerzyłem się do swoich przyjaciół. Chociaż w zakątku swojej głowy zanotowałem jeszcze, by wyjaśnić nieporozumienie z Tamao. Unikała mnie od wczoraj... Kompletnie zapomniałem ogłosić z Anną, że zerwaliśmy zaręczyny. Nie znałem powodu medium, ale przecież kto by wiedział co jej chodzi po głowie?*



Hao:

Ciszę przerwało trzaśniecie drzwiami, a zapach ziół został na chwilę rozproszony przez chłodne powietrze. Uchyliłem jedno oko, dzięki czemu zobaczyłem, jak Yuki wchodzi do chatki. Bez słowa podeszła do mojego futonu, stawiając na małej szafeczce tace z kolacją. Wzięła sobie jedną z kanapek i usiadła tuż przy moich nogach.
– Mógłbyś zacząć chodzić chociażby na kolacje – podjęła temat, w międzyczasie przełykając kęsy. Szczerze mówiąc to przyzwyczaiłem się do naszych wspólnych posiłków. Chociaż zawsze przybywały w samej ciszy, było w tym coś pokrzepiającego. Jeszcze kilka miesięcy temu jadałem ze swoimi uczniami...
Sięgnąłem po herbatę i westchnąłem. Dziewczyna rzucała mi niespokojne spojrzenia, jakby nie wiedziała, czy może o coś zapytać.
– Wydusisz to wreszcie? - spojrzała na mnie, po chwili przechylając głowę na bok.
– Wyjeżdżacie prawda? - wyszeptała. Nie wiedziałem czemu, ale zdawało mi się, iż tego nie chciała. Tak jakby jej spojrzenie mi to mówiło... Wzruszyłem ramionami. Powiedziałem dzisiaj szamanom, że potrzebujemy znaleźć cztery kamienie i musimy jak najszybciej wyruszać.
– Niedługo. Najprawdopodobniej pojutrze. Nie mamy czasu – złote plamki na jej tęczówkach i ich błyszczące zielone obramowanie zgasło. Przywołała uśmiech.
– Będzie tu strasznie cicho – już się nie odezwała, tak samo jak ja. Zabrała talerze i wyszła.


Yuki:

Zamknęłam drzwi od jednego z nieużywanych pokoi w rezydencji Asakurów. Tutaj było przyjemnie ciepło, nie tak jak w drewnianej chatce. Podeszłam do okna, za którym było już ciemno, a chłodny wiatr strącał kolejne liście z drzew. Przymknęłam oczy. W tym momencie wróciły do mnie słowa Asakury z księgi. „Kiedy opuścisz tę księgę, poczujesz niewyobrażalną tęsknotę za tym, czego najbardziej pragniesz. Przygotuj się na to...”
Westchnęłam i pokręciłam głową, która stała się jednym wielkim bałaganem. Nie wiedziałam, za czym miałabym niby tęsknić, chociaż może nie chciałam wiedzieć? Odkąd wróciłam, czułam, że czegoś mi brakuje, ale przecież wystarczy, że będę to usprawiedliwiać głupią podświadomością reagującą na słowa Asakury. Przecież kawałek serca nie może zostać po drugiej stronie, taka metafora jest po prostu zbyt nielogiczna. Kolejne westchnienie przedarło ciszę, a mnie zaczęło ogarniać zmęczenie. Uchyliłam okno. Jesienne powietrze pachniało zmianami.  


***


* Zerwanie zaręczyn było w notce 9 ( informacja zamieszczona ze względu na to, że nie pomyślałam, iż mogliście zapomnieć co się działo tak dawno temu, skoro o tym w ogóle nie pisałam. Dziękuję Mii-chan za uświadomienie mnie o tym ^^ )
Ja i moje opóźnienia ^ ^  Ale ja naprawdę nie lubię tłumaczyć. Mam w naturze po prostu mówienie nieskładnie i dopowiadanie nie potrzebnych wątków... dlatego wybaczcie sposób, w jaki jest napisana ta notka. Odpowiadając na wasze komentarze, z których zawsze się cieszę, powiem tak:
- Chocolove dla mnie zawsze był nie tyle co obojętną i neutralna postacią, co denerwującą. Szczęśliwej historyjki usłanej różami nie będzie, więc od niego sobie rozpoczęłam małą masakre, hihi. Dlatego też ciężko mi było wyrażać żałobę reszty wesołej gromadki...
Co do powodu, dla którego Faust nie wolał zostać w księdze... Cóż, myślałam, że to oczywiste jednak jest, ale wytłumaczę, bo szkoda mi miejsca w notce. A postarałam się ją skrocić i dziś mamy troszkę ponad 5,5 str:) Drugie wcielenie Hao Asakury mówi o tamtym świecie w księdze jako wizji idealnej ziemi. Szamani mają też w świadomości, że weszli do księgi. I teraz stawiając się w sytuacji Fausta, po prostu wiedziałam, że wybór jest oczywisty. Ma do wyboru żyć w idealnym świecie z Elizą, jednak w momencie kiedy wybierał - wiedział o tym, że jego prawdziwa ukochana w formie ducha została na ziemi. Dla mnie było oczywiste że chciał wrócić do tej prawdziwej, bo z miłości nie mógłby nawet skazać Elizę na samotność. 
Obiecuję kolejną notkę jeszcze w tym miesiącu! Powiedzmy, że najcięższe dla mnie fragmenty mam już za sobą.