Proszę o kulturę, uzasadnioną krytykę, szczere opinie. To wszystko z mojej strony, dziękuję i życzę miłej lektury...

poniedziałek, 26 września 2011

10. Pojednanie z naturą


 Na początek przepraszam za taaaaaaaaaaką długą przerwę. Trochę wynikło to z nieumiejętnością przystosowania się przeze mnie do małej ilości czasu, którym mogę dysponować. Wspomnę też, że przez pewien czas mój modem działał tak, jak chciał, czyli prawie w ogóle^ ^ + miałam wyjazd integracyjny i na weekendy na działkę jeździłam. To wszystko daje naprawdę mało wolnych chwil... Mam nadzieję kolejny rozdział za dwa tygodnie opublikować, więc już tak się nie opóźnię. Co jeszcze... Możecie powiedzieć, że skoro tak długo mnie nie było to to na dole powinno być genialne... hmm. Powinno. Jakie jest, zobaczycie, mam nadzieje jednak, że nie uciekniecie drzwiami czy oknami a wam się jakoś spodoba, chociażby kawałek *.* 
Co do poprzedniego rozdziału... Cieszę się, że spodobał wam się pomysł z poprzeplataniem dwóch różnych rzeczywistości. Naprawdę się cieszę! Hm, hm. Co do reszty milczę jak grób ale postaram się by moje wytłumaczenie różnych zachowań oraz wyjaśnienie przyszłych losów bohaterów jakoś wam podpasuje >,<  A i ja się nie znam na życiu w Japonii, więc to jest moja Japonia i moje zasady i generalnie wszystko co napisane ma prawo się zdarzyć, nawet czekolada odchudzająca i bounty na kaktusach rosnące!
 Rozdział dedykuję 13. ze względu na jej upór w nękaniu mnie z pytaniem "kiedy nowy rozdział?". Gdyby nie ona to teraz pewnie czytałabym kolejną mangę xd  


Tamao:



Cisza ogarnęła cały las. Wiatr zaprzestał poruszania liśćmi i utonął wysoko w koronach drzew, przez co zapanował bezruch. Dla mnie czas zatrzymał się na chwilę. Stoję nieruchomo, bojąc się przerwać, spokój panujący w tym miejscu. Nie wiem czemu i jak się tu znalazłam. Serce wyrywa się z mojej klatki piersiowej i zdaje się, że tylko ono chce przedrzeć się przez cisze. Spoglądam w górę, w poszukiwaniu światła księżyca. Jednak go nie odnajduje, żaden zagubiony promień nie dociera tutaj. Mrok, który mnie otacza, powoduje uczucie samotności i pustki. Chcę stąd iść. Opuścić to miejsce i znaleźć się gdzieś, gdzie światło pada na moją twarz. Zamknęłam oczy, wyobrażając sobie płomień ogniska. Nic mi nie grozi, myślę. Prawda?
- Nie byłbym tego taki pewien – podskakuje gdy słyszę za sobą cichy głos. Odwracam się jak najszybciej mogę, jednak nie widzę twarzy tej osoby. Jedynie czarny zarys sylwetki. Jednak wydaje mi się ona tak znajoma. Tajemnicza osoba robi powolny krok do przodu a im bliżej znajduje się, tym wyraźniej widzę. Źrenice rozszerzają się ze strachu a ja cała sztywnieje i nie jestem pewna, czy mogłabym się teraz ruszyć a co dopiero wydać z siebie jakikolwiek odgłos.

***

Gdy otwieram nagle oczy, jestem już w pozycji siedzącej. Czuję jak kropla potu spływa mi po skroni. Mój oddech jest nieregularny a ja ciągle nie wiem co się dzieje. Miałam sen. A może wizję? Próbuję sobie coś przypomnieć, cokolwiek. Jednak wszystko co zapamiętałam to emocje. Strach, ogromny strach. Paraliżujący i na samo wspomnienie wywołujący ciarki na całym ciele. I obecność kogoś nieoczekiwanego, kogoś... złego?
 Chowam twarz w dłonie i uspokajam oddech. To tylko sen, wmawiam sobie. Opadam zrezygnowana na poduszki i patrze nieprzytomnie w sufit. Opowiem o tym Annie, to ona zdecyduje czy jest się czym martwić, czy nie. Tym bardziej, że moje umiejętności wizjonerskie są marne. Z czasem czuję jak powieki zaczynają mi ciążyć i zmęczenie, spowodowane całym dniem oraz koszmarem. Po chwili zmaga mnie sen a ja z przyjemnością oddaję się w ramiona Morfeusza z nadzieją na dobrą noc.

Yoh:

Siedzę w jednym z wagonów w pociągu, który sunie po szynach, zmierzając przed siebie. W moim przedziale roznoszą się krzyki i głośne rozmowy. Od dziesięciu minut Ryo próbuje wytłumaczyć Horokeu, jak obsługuje się kuchenkę gazową, ponieważ on nie umiał jej włączyć dzisiejszego ranka.
-Nie rozumiem – mruknął Usui, patrząc zrezygnowany na przyjaciela.
-Kiedy to jest proste – odparł zirytowany już przywódca beznadziejnych. - Kiedy chcesz włączyć kuchenkę gazową, musisz najpierw przycisnąć pokrętło, co wywołuje iskry i wtedy przekręcasz je uwalniając gaz - te zdanie powtórzył już z pięć razy. Ziewam, zakrywając usta dłonią.
-Daj spokój, Ryo. On i tak tego nie zrozumie – wtrącił Ren ze złośliwym uśmieszkiem .
-Chyba masz racje, przyjacielu – poparł go czarnowłosy kiwając głową w zrozumieniu.
-Czy to miało... - Reszty rozmowy już nie słyszę, ponieważ zakładam słuchawki na uszy i mrużę oczy by dobrze widzieć krajobraz za oknem. Krzaki i drzewa rosnące przy torach, migają mi rozmazane. Przypominam sobie dzisiejszy poranek. Nikły uśmiech zawitał na mojej twarzy. Stwierdzenie, iż nasze przybycie na peron było dokładnie zorganizowane i obyło się bez irytacji Anny byłoby istnym kłamstwem. Krzyki Medium na pewno było słychać w całym sąsiedztwie. Planowanie na przyszłość nie jest dobrą stroną co poniektórych. Jednak liczy się efekt końcowy a bądź co bądź, wszyscy zmierzaliśmy teraz ku Izumo. „Bad boys” Boba Marley'a rozbrzmiało w moich uszach. Zamknąłem oczy i wygodnie oparłem się na swoim miejscu. To będzie dobra chwila by złapać drzemkę, bo przecież każda minuta słodkich snów pod okiem Morfeusza jest bardzo cenna. Wiem, jakie treningi może zafundować babcia – w końcu Anna z kogoś przykład wzięła, dlatego chcę korzystać z każdego momentu odpoczynku. Biedny Horohoro czy Choco, którzy teraz zaśmiewają się w najlepsze, nie wiedzą co ich czeka. Marnują cenną energie, która w przyszłości będzie im bardzo potrzebna.

***
W drugim przedziale Itako trzymała na kolanach swoją brązową torbę. Była w niej szklana szkatułka. Anna westchnęła i zacisnęła dłonie na pasku. Nie miała dobrych przeczuć, związanych z połączeniem Księgi i Talizmanu oraz tym co może się stać gdy wejdą przez portal by poznać nauki Hao Asakury. Jeszcze jedna myśl dręczyła ją nieprzerwanie. Mianowicie wizja Tamao. Dziewczyna trenuje zbyt krótko by dało to jakieś większe efekty, chociaż minimalny postęp już jest. Jednak to co widziała było bardziej niewyraźne niż zwykle, więc przyszłość była niepewna. Ale jedno jest wiadome – dziewczyna widziała przybycie kogoś nieoczekiwanego, a zaskoczenie, zdezorientowanie i strach będą towarzyszyły tej wizycie. Pozostało czekać, na to co ma się wydarzyć.
Hao darował sobie podróż razem z szamanami i siedział teraz na dachu pociągu, przyglądając się krajobrazom, które pomimo upływu lat, nieznacznie się zmieniły, przez co przywoływały wspomnienia.
Gdy byli już na miejscu, zeszli z peronu i mijając wpierw małą mieścinę ruszyli przez długą piaszczystą ścieżkę, która prowadziła do rezydencji Asakurów, wśród drzew. To właśnie ich korony skutecznie utrudniały dostęp promieni słonecznych i tylko gdzieniegdzie przebijały się one, padając na ziemię. Jednak rekompensowały to, szumieniem zielonych liści, co stanowiło przyjazną dla ucha muzykę do której, od czasu do czasu, przyłączały się ptaki. Jednak Yoh nie mógł się cieszyć tym co daje mu natura, ponieważ miał już przed oczami widmo niebieskich duszków, które na pewno czyhają gdzieś za zakrętem, tylko czekając by ponownie kopnąć go w cztery litery i pomóc mu przyjrzeć się dróżce z bardzo bliskiej perspektywy. Dlatego cofnął się na sam koniec grupy, puszczając Rena przed siebie. Im dłużej zostanie niewidoczny, skryty za grupą przyjaciół tym lepiej dla niego. A może duszki zniechęcą się widząc Tao? Yoh trzymał dłoń nieopodal swojego miecza i antyku. Nie był przecież aż tak głupi, by nie być przygotowanym na te małe stworki. W tej chwili do jego głowy zawitał, według szatyna, genialny pomysł. Dziś nie da się tym złośliwym duszkom, o co to, to nie! Dzisiaj jest dzień, w którym to on zazna słodkiego smaku zwycięstwa. Asakura został wyrwany ze swoich myśli, ponieważ wpadł na Horohoro. Ostrożnie wyjrzał zza jego ramienia, spodziewając się rychłej potyczki i nie mylił się. Tam gdzie promienie słońca padały na dróżkę i tworzyły okręg, leżała garstka gęsto rozrzuconych liści i kamieni. Nagle w powietrze wzleciały duszki liści by potem, w błyskawicznym tempie polecieć ku szatynowi. Wszyscy już słyszeli, jak rodzina wita Yoh, więc pozwolili, by zajął się nimi sam. On szybko wytworzył formę ducha i umieścił Amidamaru w swojej broni. Jeden zamaszysty gest mieczem i można było podziwiać przecięte listki na pół, opadające chwiejnie na ziemię. Jednak Yoh, wyciągając lekcje ze swoich poprzednich porażek, szybko wcielił swój plan w życie. Czyli... w dwóch podskokach znalazł się przy Annie i stanął tak, iż ich plecy się stykały. Dzięki temu, tyły miał zabezpieczone, bo przecież nawet taki duszek ma swój rozum i wie, że do blondynki lepiej się nie zbliżać. Jednak plan Asakury miał małe niedociągnięcie. Jest on wyższy od Anny o paręnaście centymetrów, więc ostatni niebieski stworek używając swoich małych rączek, pchnął szatyna w tył jego głowy, nie narażając się przez to medium, co poskutkowało ponownym oglądanie piasku z bliskiej pdległości. Jednak sama Anna wyglądała poirytowana sposobem w jaki Yoh próbował wygrać.
-Żenujące – podsumowała to jednym słowem, ruszając przed siebie. Gdzieś w środku Asakura już wiedział, że stara Anna powraca. Coraz rzadziej oglądał przelotne uśmiechy na jej twarzy.
-Nic się nie zmieniło, Yoh- doszedł do ich uszu głos Yomei. Uśmiechał się przyjaźnie do grupy szamanów i powolnym krokiem zaczął prowadzić ich w kierunku domu. Gdy już doszli, zobaczyli jak wychodzi z niego dziewczyna o granatowych włosach. Zeszła z werandy ziewając i zakrywając usta dłonią. Zauważywszy grupę ludzi, przystanęła na chwilę. Przechyliła głowę trochę w prawo, jakby zastanawiając się nad czymś. Yoh miał wrażenie, że patrzy prosto na niego. Złapał z nią kontakt wzrokowy. Ona przez chwilę utrzymała go, po czym ruszyła wzdłuż ścian, po chwili znikając za zakrętem.

Yoh:
-Czyli szkoli się u taty?- pytam. Wciśnięty w miękką kanapę popijam łyk naparu, zagryzając wypiekami mamy. Ciągle mnie zastanawia ta dziewczyna, którą dzisiaj zobaczyliśmy.
-Jej rodzice ją tutaj przysłali dwa miesiące temu, tuż po waszym wyjeździe. Mieszka w małej chatce, niedaleko rezydencji. Ciężko wyjaśnić dlaczego, ale pomimo wieloletnich treningów ciągle nie panuje nad swoim foryoku - odpowiedział Mikichisa, który wszedł do salonu i oparł się o ścianę z założonymi rękoma. - Yuki jest... bardzo leniwa. Myślę, że to może jej utrudniać rozwój – dokończył a w tym czasie do pokoju weszła jeszcze Anna, która wcześniej rozmawiała na osobności z babcią. Podeszła do okna i oparła się o parapet. Kino, powiedziała coś jeszcze do taty, jednak tych słów nie zrozumiałem. On pokiwał głową i westchnął.
-Powód, dla którego tutaj wszyscy jesteście, to połączenie talizmanu z Księgą Szamanów, by w przyszłości być wystarczająco silnym by zmierzyć się z waszym zadaniem – rozpoczął – dzisiaj o zachodzie, gdy zniknie ostatni promień słońca, będzie można tego dokonać. Można je połączyć jedynie w jedną noc w miesiącu, która przypada dzisiaj. Czas nie jest po naszej stronie. - Tłumaczy dalej – Osoba która to zrobi, musi być to ktoś wystarczająco silny, by podołać temu zadaniu oraz... - tu przeniósł wzrok na mnie – musi ta osoba pochodzić od Asakurów. Oczywiście, chodzi o więzy krwi między danym szamanem, który odpieczętuje Księgę, a Hao, który ją zapieczętował. Dlatego Yoh, musisz się dzisiaj poddać rytuałowi oczyszczenia. W tym celu udasz się do wodospadu Iris - jęknąłem cicho. Lodowata woda to nie to za czym tęsknie, szczególnie po tych wszystkich pobudkach jakie miałem dzięki Annie i owe poranki nie należą do tych wspomnień, które starannie pielęgnuje w pamięci, pragnąc zapamiętać je jak najdłużej.
-Yoh, najlepiej będzie jak wyruszysz tuż po obiedzie – powiedziała babcia – a teraz czas na małą rozgrzewkę. Dziesięć kółek wokół całej posiadłości – dokończyła i wyszła z pokoju a za nią udali się rodzice.
-Dziesięć? Nie jest tak źle – powiedział Horohoro trzymając ręce za głową i z uśmiechem na twarzy. Ja ponownie jęknąłem. Dla mnie to jest aż dziesięć kółek – prawda, Yoh? - spytał niepewnym tonem. Zaraz dowie się jak bardzo się mylił.

Po obiedzie, szamani dostali wolne, by móc zregenerować swoje siły. Tylko Yoh, musiał podnieść się z podłogi, pomimo, iż jego nogi odmawiały współpracy, by iść nad wodospad Iris. Spakował potrzebne rzeczy do plecaka i ruszył przed siebie. Znał drogę lepiej niż własną kieszeń, przecież tu dorastał. Wspomnienia wracały i chłopak niemalże widział jak nakładają się na rzeczywistość. Przypominał sobie, jak chował się za dużym, starym dębem przed dziadkiem. Przechodząc obok drzewa musnął je dłonią i uśmiechnął się do siebie. Teraz przechodził obok kamieni, za którymi w dzieciństwie urządzał swoją bazę. Powoli, wspominając doszedł do wodospadu. Tak jak zawsze sprawiał wrażenie wręcz magicznego. Coś tak błahego jak pora roku nie miała wpływu na to miejsce. Trawa przykryta była tu białym puchem a gdzieniegdzie dało się zobaczyć sopelki lodu zwisające z wyższych skał bądź niektórych gałęzi drzew. Temperatura też była niższa niż normalnie. Promienie słońca odbijały się od wzburzonej wody i przyjaźnie migały do Yoh. Przyjemne szumienie wodospadu, idealnie współgrało ze skrzypieniem śniegu pod stopami Asakury. Ten lekko się trzęsąc przystanął na brzegu. Przed wejściem chciał zanurzyć dłoń w wodzie, jednak gdy tylko czubek jego palca dotknął tafli wody i poczuł nieprzyjemne zimno, od razu cofnął rękę. Lepiej będzie po prostu od razu się zanurzyć. Szybko zaczął się przebierać w kimono a włosy związał z tyłu by mu nie przeszkadzały.

Yoh:
Jeden krok do przodu i to pierwsze najgorsze uczucie będę miał już za sobą. No dalej, dam przecież rade. Przekładałem swój ciężar ciała z jednej nogi na drugą, by być w jakimkolwiek ruchu. Biorę głęboki wdech i czuję jak zimne powietrze wypełnia moje płuca. Im dłużej tak będę stać, tym szybciej się przeziębię. Zamykam oczy i wchodzę do wody. Zimno, czuję okropne zimno, jednak idę dalej. Zanurzony do pasa wspinam się na wystający głaz i staję tam, gdzie woda spada z wzniesienia. Splatam dłonie jak do modlitwy i staram się nie przejmować tym co odczuwam. Czuję jakby w każdy milimetr mojego ciała wbijana była igła a moje płuca zaciskały się domagając ciepłego powietrza. Skostniałe stopy już ledwo czuły podłoże, ja sam nie czułem już nic innego jak przeraźliwe zimno. W takich chwilach zapominasz jak to było, gdy ciepłe promienie słońca grzały twoją skórę. Staram się wyciszyć umysł, ale cały czas przecież muszę myśleć o zachowaniu równowagi. I wtedy, gdy wydawałoby się, że opadam, że przemarznięty do kości, nie mam już sił i płynę razem z prądem rzeki, to wtedy znajduje ukojenie swoich myśli. Spokój rozchodzi się po moim całym ciele a ja już nie odczuwam i nie słyszę nic z zewnętrznego świata. Zostałem sam na sam ze swoim umysłem. Stoję przed bramą do własnych wspomnień, myśli i emocji jakie odczuwałem. Tylko stając z nimi ponownie, twarzą w twarz, będę mógł zyskać całkowity spokój oraz ukojenie swoich obaw.

Hao:
Przenoszę wzrok na Yoh. Widać już ,jak jego ciało rozluźnia się. Spoglądam na sosnę, pokrytą płatkami śniegu i zatapiam się w myślach. Czyli to dziś odpieczętowana zostanie Księga Szamanów. Zastanawia mnie, czy gdy przekroczę portal razem z Yoh, będę ciągle przy nim. Teoretycznie... powinniśmy zostać rozdzieleni, a to nie jest dla mnie świetlaną przyszłością. Wzdycham i rozglądam się. To miejsce zawsze powodowało u mnie wzrost uwielbienia do Matki Ziemi. Tylko ona może tworzyć takie cuda, miejsca przepełnione magią, gdzie czas stanął i wyglądające tak nieziemsko. Tak mało osób je docenia. Ludzie pochłonięci przyziemnymi sprawami, żyjąc w biegu, nie mają czasu przystanąć i jedynie obserwować. Codziennie tracą i nie przyjmują prezentów, jakimi obdarowywać ich natura.
Widzę jak braciszek wychodzi z wody i ubiera się spokojnie. Uśmiecham się pod nosem. Ktoś kto nie wie jak relaksująco działa stanie pod wodospadem, uznałby Yoh co najmniej za kogoś, kto ma nie po kolei w głowie. Chłopak szczękając zębami, przeszedł obok mnie i zmierzał ku posiadłości.

Yoh:
Chłód mi nie przeszkadza. Teraz, gdy pojednałem się z samym sobą, to nie ma znaczenia. Liczy się cel jaki przede mną postawiono. Chce dać z siebie wszystko, nie mogę przecież zawieść. Zbyt wiele osób na mnie liczy. Rodzina, przyjaciele, Król Duchów. Ale nie czuję na sobie wielkiej presji. Może przed rytuałem oczyszczenia tak, czułem ten ciężar pokładanej we mnie nadziei, ale nie teraz. Bo wiem i wierzę w to, że dam radę. Wybrano nas, naszą dziewiątkę. Każdy ze swoim własnym zadaniem i siłą. Jednak nas nie zmuszano do podjęcia tej misji. Gdyby ktoś zrezygnował – zrozumielibyśmy. Niby powinno być nas dziewięć osób ale... Kimiko jest w śpiączce a Hao... a Hao nie żyje. O nie... dopiero co wyszedłem spod wodospadu, nie mogę sobie pozwolić na takie myślenie. Tak jak zawsze gdy tylko moje myśli kierowały się w jego stronę, chowam je daleko w zakamarkach umysłu. Ten rozpędzony pociąg głosu sumienia nie ma prawa akurat dzisiaj się wykoleić, uwalniając żal i przygnębienie. To mogłoby przynieść mierne skutki. Wychodzę spośród drzew i czuję jak grzeje słońce. Zadzieram głowę do góry i delektuje się tą chwilą, ponieważ takie ciepło to wspaniałe uczucie. Szkoda, że odpieczętowanie księgi musi odbyć się po zmroku. Byłoby o wiele weselej mieć wtedy świadomość o ciepłych promieniach. Ruszam przed siebie i zamiast prosto do domu idę jeszcze na spacer. Jestem na ścieżce, którą szliśmy tego ranka i widzę Tamao niosącą zakupy. Postanawiam jej pomóc, w końcu nie powinna dziewczyna targać ciężkich siat gdy w okolicy jest ktoś kto może zrobić to za nią.

***

Złotooki siedział nad jeziorkiem, które umiejscowione jest na posiadłości Asakury. Wyruszył pobiegać by ukoić swoje myśli. W końcu wysiłek fizyczny zawsze działał na niego po części uspokajająco. Podczas jego biegów przez przypadek natknął się na to miejsce. Oparty był o pień drzewa a wzrok miał utkwiony w nieruchomej tafli wody, od której odbijały się promyki słońca mrugając do niego. Jego ręka spoczywała nieopodal jego Guan Dao. Ledwo się hamował by nie wyładować swojej frustracji na okolicznych dębach. Jego myśli były pełne zarzutów ale nie tylko do innych, do samego siebie też. Gdy Silva pierwszy raz mówił o ich misji, patrzył na Yoh z taką nadzieją jakby to sam Asakura sprawował najważniejszą rolę. Jakby każdy inny mógł polec tylko nie on. A dzisiaj... a dzisiaj dowiedział się, że to nie kto inny jak Yoh ma zrobić coś ważnego. Więzi krwi, chłopak rozumiał dlaczego to właśnie szatyn ma odpieczętować księgę ale... ale ten cichy głosik w jego głowie, mówił mu, że niedługo, to właśnie Asakura, znowu będzie musiał stawić czoła wyzwaniu a on tylko będzie mógł czekać na efekt końcowy. Przecież on, Ren z klanu Tao, jest silniejszy od Asakury i bardziej wytrzymały. To nie ulega żadnym wątpliwością. Więc dlaczego? Dlaczego to szatyn jest zbyt często o jeden krok od niego do przodu? Na samą myśl o tym, iż mógłby być zbyt słaby, podnosi poziom jego złości, co skutkuje użyciem broni złotookiego. Drzewo, które stało najbardziej wysunięte od reszty, opadło na ziemię z hukiem. Na szczęście nie pociągnęło ono za sobą innych starych dębów. Przez chwilę chłopakowi zrobiło się szkoda drzewa. Westchnął i uśmiechnął się pod nosem. On jeszcze udowodni swoją siłę. A do tego momentu będzie trenował o wiele mocniej.

Dziewczyna biegła koło jeziora, przy samej linii brzegu a jej sylwetka odbijała się w wodzie. Normalnie trenuje we wschodniej części rezydencji, jednak dzisiaj Mikichisa wysłał ją na zachodnią część. Szkoda, ponieważ po tamtej stronie znajduje się ta piękna kaplica Pięciu Punktów Gwiazdy Jedności. Zawsze przy niej odpoczywała. Ale z drugiej strony, to był dobry moment na odwiedzenie właśnie tego miejsca – małego jeziorka, które znajdowało się wśród lasu. Podczas tylu treningów fizycznych, wytrzymałościowych czy tych polegających na opanowaniu swojego foryoku i umysłu, dziewczyna nie mała wiele czasu i przede wszystkim energii na wycieczki po posiadłości. Prościej było po prostu paść na zieloną trawę w tym miejscu, w którym stała gdy słyszała te błogosławione słowa z ust Mikichisy: „Na dzisiaj koniec” czy „teraz odpocznij”. Przecież Asakurowie ( tak... Asakurowie, liczba mnoga. Yohmei też od czasu do czas dodawał do jej ćwiczeń parę dodatkowych zadań a Kino wysyłała po zakupy i jakby zapominała o tym, iż granatowowłosa nie podniesie wszystkiego o swoich siłach ) za punkt honoru sobie wzięli postanowienie, by dziewczyna nie miała sił by chociażby udać się na kolacje. Dlatego dzisiaj, gdy zobaczyła grupę nowych szamanów a wcześniej poinformowana, że ma przyjechać nijaki Yoh Asakura, chciała wiedzieć, na wszelki wypadek, kogo musiałaby się słuchać. Yuki zatrzymała się przy starym dębie, który leżał przewalony na ziemi. Wyglądał, tak jakby został ścięty jednym zamaszystym gestem. To była stara część lasu, drzewa które tu rosły nie rzadko miały ponad sto lat. Brązowooka policzyła ilość słojów na pniu. Ten dąb miał na oko 60 lat. Wielka szkoda, ktoś zmarnował naprawdę piękne drzewo. Tyle lat, ciężkiego wzrostu, tyle burz i zamieci musiało przejść. Możliwe, że jezioro wylewało. Ten dąb, musiał w młodości z tymi wszystkimi przeciwnościami walczyć. Tyle lat zmarnowanych w ciągu paru sekund... Naprawdę wielka szkoda. Myślała dziewczyna gładząc korę, po czym kontynuowała swój trening. Zawiał mocny wiatr a jej biała wstążka zaczęła unosić się w powietrzu.

Horohoro:
Stoimy przed starą kaplicą. Zbudowana jest ona z ciemnych, grubych desek, prezentuje wielką Gwiazdę Jedności wymalowaną na szerokich drzwiach. Budynek ten umiejscowiony jest nieopodal głównej posiadłości Asakurów, pośród drzew. Otaczają go głównie stare dęby i rozłożyste sosny. Słońce już zaszło jednak nie było jeszcze wiele gwiazd na niebie. Yomei obydwoma rękoma pchnął potężne wrota. Wchodzimy w milczeniu, w ciszy kontemplując wszystko co widzimy. Jedynie stary parkiet skrzypi pod naszymi stopami. Panuje tu półmrok a jedyne źródło światła, to srebrne promienie księżyca wpadające przez wejście. Wraz z naszym przybyciem kurz poderwał się z podłogi i teraz unosi się w powietrzu. Jednak drzwi zamykają się z donośnym trzaskiem a nas ogarnia ciemność.
-Tato? - zaczyna Yoh, chcąc dowiedzieć się co teraz mamy robić. Mnie też to interesuje, bądź co bądź, stanie w mroku nie należy do moich ulubionych zajęć. Wtem w każdym rogu pokoju zapłonęły płomyki na wysokich świecach wypalonych już do połowy. Jakkolwiek Asakura to zrobił, by zapalały się za każdym razem, gdy ktoś odwiedzi to miejsce, jest to bardzo przydatne. Teraz pomieszczenie równomiernie oświetlone, było bardziej wyraźne. Rozglądam się i widzę po obu stronach gabloty stojące tuż przy ścianach. Jednak były zacienione, przez co nie widziałem co mogło w nich być, postanawiam podejść bliżej a moim krokom towarzyszyło ciągłe skrzypienie desek.

Tamao:

Pozwolili mnie, Mortiemu, Pilice i Jun uczestniczyć w połączeniu Księgi z talizmanami. Chociaż najprawdopodobniej stało się tak dzięki uporowi młodej Usui oraz Oyamadzie. Horohoro ruszył do przodu a deski zaskrzypiały. Uważam to miejsca za niebezpieczne. W końcu, kaplica swoje już lata ma. Zbudowano ją podczas drugiego wcielenia Hao. Kto wie w jakim stopniu jest ona stabilna? Możliwe, że dach się może zawalić, przecież pięćset lat drewnu nie służy... Martwię się również o Yoh. Czy to połączenie jest bezpieczne? Również to co ma się zdarzyć gdy przejdą przez portal jest nieznane. Za dużo tych niepewnych rzeczy, zbyt niepewna przyszłość.
-Ej, Tamao. Nie miej takiej miny, przecież wszystko będzie dobrze – podskakuje gdy słyszę jak Yoh mówi do mnie cicho, niemal szeptem. Próbuje się uśmiechnąć ale chyba mi nie wychodzi. Tyle, że jego już nie ma. Podchodzi do Mikihisy i Yohmei. Księga zostaje ustawiona na środku gwiazdy narysowanej na podłodze. Dopiero teraz ją zauważam. Jej ramiona są namalowane złotą farbą. Anna zaczyna rozwijać gruby czarny materiał, którym owinięta była szkatułka. Gdy talizman został położony obok księgi biło od niego jeszcze mocniej czerwone światło.

Yoh:

Odkąd wróciłem znad wodospadu, kazali mi nauczyć się formułek, które mam wypowiedzieć. Muszę przyznać, że wkuwanie regułek do sprawdzianów z biologi szło mi lepiej niż to. Ja nawet nie wiem, co te wszystkie słowa oznaczają. Wzdycham i staję na jednym ramieniu gwiazdy. Na pozostałych babcia rozmieściła małe świeczki. Przez płomienie wszystko nabrało teraz pomarańczowych i żółtych odcieni. Może dzięki temu pomieszczenie nabrało ciepłych barw, jednak mnie przyprawia to wszystko o ciarki. Nie podoba mi się następny punkt programu, w którym by rozpocząć łączenie Księgi z talizmanami, muszę rozciąć sobie skórę tak, by leciały mi krople krwi. Zresztą, komu by się to podobało? Nie jestem masochistą i nie podoba mi się samookaleczenie. No ale nie ma sensu by martwić się rzeczami, na które nie mamy wpływu, tak więc wyciągam zza paska mały sztylet ze złotą rękojeścią i srebrnym ostrzem. Podobno przechodzi z ojca na syna już od ponad tysiąca lat gdy pierworodny stanie się pełnoletni. Czyli, jako że Hao jest starszy ode mnie to on powinien go otrzymać. Powinien. Dobre słowo. Wątpię by Mikihisa śpieszył się do oddania go Hao, nawet gdyby ten żył. Znowu moje myśli kierują się na ten tor a ja nie mogę sobie teraz na to pozwolić. Upycham je głęboko w zakamarkach swojego umysłu. Biorę głęboki wdech i wydech. Powtarzam tę czynność, aż powraca mi spokój. Jednym płynnym ruchem rozcinam sobie wewnętrzną stronę dłoni. Wyciągam rękę przed siebie i obserwuje jak czerwone krople krwi, powoli skapuje na talizman. On zaświecił jeszcze mocniej szkarłatem a napisy na nim umieszczone zaczęły się zmieniać. Rozpocząłem mówić wszystkie formułki jakich się nauczyłem a z każdym słowem, czerwień ciemniała. W pewnym momencie Księga Szamanów Oraz Talizman Przejścia zaczęły się unosić w powietrze. Zaczęła je otaczać czarna mgła, która z każdym momentem nasilała się, tworząc pewnego rodzaju kulę. Z ostatnim słowem wypowiedzianym przeze mnie miała ona wielkość sporek piłki lekarskiej. Wtem wszystkie płomienie, jakby za podmuchem wiatru, zgasły. Jednak oświetlało wszystko złote błyski jakie się z tej kuli wydobywały. W końcu przybrały one na sile a w pomieszczeniu zrobiło się przejmująco zimno.

niedziela, 4 września 2011

9. Różnica pomiędzy dzisiaj


***

Od wizyty Ena Tao minęły już trzy dni. Tamtego dnia, gdy Ren zszedł na obiad, zachowywał się normalnie. Jego przyjaciele wiedzieli, iż o okazanie jakichkolwiek emocji bądź by dowiedzieć się przyczyny odwiedzin jego wujka mogli tylko pomarzyć, dlatego puścili tę sprawę w zapomnienie. Lecz nim Anna zapomniała, wpierw zrobiła mu wykład o zostawianiu biednej Pilici samej, ze sprzątaniem strychu,
Jako, że kalendarz powiadamiał naszych szamanów o 2 września, nastoletnia cześć szamanów wybrała się do szkoły. Deszcz dudnił w parapety a ciemne chmury zasłaniały dostęp słońca. To tak jakby pogoda chciała przyłączyć się do smutku i rozpaczy jakie towarzyszyły większości uczniów. Wizja przyszłych sprawdzianów czy odpytywań nie polepszały niczyich nastrojów, a jedyne co powodowało uczucie ciepła na sercu, było wspomnienie minionych wakacji, które niestety musiało ustąpić ukłuciu tęsknoty, bo przecież na kolejne piękne dwa miesiące nicnierobienia , muszą trochę poczekać. Na szczęście nauczyciele wiedząc, by mózg przeciętnego ucznia przestawił się na tryb nauki, musi minąć trochę czasu, dlatego pierwsze lekcje polegają na zapoznaniu z regulaminem i przywitaniem nowych uczniów. A tym bardziej, nauczyciel też człowiek, o czym czasami zapominają nawet oni sami i również chce jeszcze bez większych zadań spędzić następny tydzień, by nie wracać z pracy zmęczonym i mieć energie na poświęcenie czasu rodzinie czy swojemu hobby. Pewna grupka szamanów została rozdzielona do trzech różnych klas : Yoh, Anna, Morty – 2 B, Horohoro oraz Ren – 2 A, Tamao, Pilica, Chocolove – 1 D.* Dzięki zbiegu okoliczności wszystkie te trzy klasy kończyły w piątki o tej samej godzinie, dlatego teraz wszyscy, już w lepszych humorach zmierzają do domu.

Kimiko:

Wiatr, który tutaj wieje, zderza się z płachtami specjalnego stroju, jaki musiałam założyć na czas ceremonii, powoduje, iż lżejsze elementy materiału unoszą się. Jest to tradycyjna suknia, noszona przez Indianki z plemienia Path podczas ceremonii połączenia. Beżowa, prosta i długa aż do samej ziemi szata z długimi rozszerzanymi rękawami. W pasie mam przewiązany złoty sznur zakończony dwoma supełkami. Na szyi zawieszoną brązową chustę pokrytą srebrnymi symbolami, które mają na cel ochronę duszy osoby, która ją nosi.
Szczyt Góry Jedności jest płaski a na jego brzegach ustawione są wysokie, szare filary. Na samym środku, na trzech małych ołtarzykach wykutych w kamieniu leżą talizmany. Ustawiam się naprzeciwko nich i oddycham głęboko. Kilka dni poświęconych na oczyszczenie swojego umysłu i pojednanie się z naturą poprzez medytacje, ma zdać dzisiaj test. Metalowe bransoletki grzechoczą na moich dłoniach. Symbolizują one 12 metali, co oznacza, iż ceremonia odbywa się za zgodą Rady Szamanów.** Po raz ostatni rozglądam się. Widzę Silve i dwóch innych członków plemienia Path. Spoglądam też w dół, na mieścinę leżącą w dolinie a następnie mój wzrok nieruchomieje na talizmanach. Składam dłonie, splatając palce ze sobą, jak do modlitwy i opieram na nich podbródek. Zamykam oczy i przypominam sobie wszystkie regułki jakie musiałam przyswoić, po czym zaczynam je wypowiadać szeptem.

Yoh:

-Cheeseburgery ! Chodźmy na cheeseburgery! - mówię rozradowany, gdy usłyszałem o obiedzie, który mamy zjeść na mieście. Czuję na sobie wzrok Medium, więc kieruje tam swoje spojrzenie.
-Jesteście na diecie, koteczku. Pójdziemy tam, gdzie jest dużo zdrowsze jedzenie – oświadczyła obojętnym tonem blondynka po czym skończyła wiązać chustę wokół szyi. Dało się usłyszeć zbiorowy jęk, ponieważ zdrowego jedzenia mamy już po prostu dość, a w dodatku są to naprawdę małe porcje. Gdy idziemy w stronę jakiejś restauracji, którą poleciła nam Jun, mijamy bramę do Wesołego Miasteczka. Większość z nas po prostu przystanęła podziwiając Diabelski Młyn a następnie błagalnie spojrzeliśmy na blondynkę.
-Anno to może być ostatnia taka okazja, skoro rok szkolny się niedługo na dobre rozpocznie – powiedziała Pilica, która z maślanymi oczami przyglądała się atrakcją. Itako chwilę myślała i zmarszczyła brwi, w końcu westchnęła jakby podjęła pewną decyzje.
-Eh... Zgoda, ale jeżeli zaczniecie się obżerać wszystkimi słodyczami jutro będzie podwójny trening- powiedziała a na naszych twarzach wykwitł uśmiech a jej ostrzegawczy ton puściliśmy tym razem mimo uszu.

Silva:
Wszystkie talizmany unoszą się w powietrze i przez chwilę wydaje się, jakby świeciły czerwonym światłem. Kimiko rozkłada swoje ramiona, tak jakby gestem zapraszała je do siebie. Jedynym słowem, a właściwie imieniem, które zrozumiałem z jej słów, było „Shoichi”. Cóż, język staro szamański nie jest już nam dokładnie znany i funkcjonuje jedynie na starych zwojach. Demon, który do tej pory obserwował tę scenę stojąc obok swojej podopiecznej rozpłynął się w powietrzu. Chwilę nic się nie działo, nawet rudowłosa zamilkła. Ma zamknięte oczy a jej dwa warkocze unoszą się i wyglądają jakby tańczyły, pomimo bezruchu jaki zapanował a staliśmy przecież na szczycie góry. W pewnej chwili od samych stup niebieskooką zaczęła otaczać granatowa mgiełka oplatając ją jak wąż, który powoli wspina się na swoją ofiarę by potem zacisnąć swój ucisk i pozbawić ją tlenu. Takie skojarzenie wywołuje u mnie ciarki na całym ciele.

Ren:
-I to niby ma być straszne?- mamroczę pod nosem, mijając kolejny manekin owinięty w bandaże albo może papier toaletowy? Nie ważne. Dlaczego dałem się namówić na to całe Wesołe Miasteczko? Wzdycham i przechodzę obojętnie koło wielkiego pająka pokrytego długimi, czarnymi włosami z czerwonymi, błyszczącymi oczami, który wyskakuje obok mnie. Kto się tego boi? W tej samej chwili dochodzi do mnie dziewczęcy krzyk. Czuję jak ktoś na mnie wpada a gdy się odwracam widzę Pilice, która się chwieje jakby miała się zaraz przewrócić więc chwytam ją za łokieć a ta łapie równowagę.
-Dzięki Ren – mówi. Panuje tutaj półmrok oświetlany elektrycznymi świeczkami, które zamiast ognia mają małe czerwone lub pomarańczowe lampki, tak więc łatwo się wszystko widzi. Wzdycham i idę dalej a niebieskowłosa idzie za mną. W pewnym momencie świeczki gasną a jedynym oświetleniem jest światło przed nami. Wygląda to tak, jak wyjście z ciemnego tunelu. Idę spokojnie do przodu mając nadzieje na koniec tej błazenady. W pewnym momencie wyskakuje kolejny zielony manekin pokryty czerwoną farbą. To chyba miało być krwiożercze zombie. Coś im nie wyszło. Gdyby kiedyś odwiedzili mój dom w Chinach, dowiedzieliby się co to znaczy Dom Strachów. Jednak Usui nie przyjęła tego z taką obojętnością. Zatkałem jedną ręką ucho, ponieważ jej pisk zaczął wiercić mi dziury w bębenkach. Czego tu się bać?

Silva:
Mgła zaciska się powoli na jej szyi oraz na obu ramionach a następnie wydłuża się, omiatając talizmany i powoli przysuwając je do Kimiko. Patrzę jak zbliżają się coraz bardziej, przesycając się coraz wyraźniejszą czerwienią a im bliżej dziewczyny zmieniają swój kolor najpierw na bordo a potem po kolei na burgund i czerń. Na samym końcu swej drogi jeden po drugim, ciało Kimiko wchłania je. A razem z ostatnim talizmanem, który niknie jej w klatce piersiowej granatowa mgła zaczyna rozpraszać się a ramiona dziewczyny powoli opadają wzdłuż talii. Ona zaś zaczyna promieniować jasnością a na filarach zaczynają błyskać złote bądź czarne runy.

Yoh:
Otworzono przed nami drzwiczki do wagoniku, w którym mieszczą się tylko dwie osoby. Przepuściłem Anne przed siebie i usiadłem obok niej. Diabelski młyn powoli ruszył do przodu. W milczeniu wzbijaliśmy się wzwyż. Rześki wiatr bawił się naszymi włosami a powietrze powoli przestawało pachnieć fast foodami, spoconymi ludźmi oraz spalinami.
-Yoh, co myślisz o twojej obietnicy ? - to pytanie wytrąciło mnie z myśli i przez chwilę nie wiedziałem o co chodzi. Spojrzałam na blondynkę i podrapałem się z tyłu głowy. Przez chwilę zastanawiam się, po czym postanawiam, odpowiedzieć zgodnie z prawdą, bo przecież na myślenie poważnie o jakimkolwiek narzeczeństwie jestem zbyt młody.
-Raczej o niej nie myślę – mówię i uśmiecham się. Anna wciąż z utkwionym wzrokiem w horyzont kiwa głową. Zbliżamy się do samej góry.
-Ta obietnica nie musi już obowiązywać – patrzę na dziewczynę. Ciągle na mnie nie spogląda, więc by zwrócić na siebie uwagę kładę dłoń na jej i lekko ściskam. Itako odwraca wzrok w moją stronę i patrzymy sobie w oczy. Lekko uśmiecham się a ona odwzajemnia ten gest.
-Ale możemy być ciągle przyjaciółmi?- pytam.
-Przyjaciółmi...- powtarza cicho, tak jakby do siebie, po czym kiwa głową a jej uśmiech lekko powiększa się. Małe skrzypnięcie zawiasów przypomina nam gdzie się znajdujemy i patrzymy w horyzont. Słońce schowało się za chmurą, tak więc nie oślepia nas, a my możemy spoglądać na Tokio z góry. Miasteczko ustawione jest z dala od wysokich budynków, dlatego teraz możemy przyglądać się domom oraz tokijskim uliczką takiej wielkości, jakby przeznaczone były dla ludzików lego.
-Pięknie tutaj – szepcze blondynka.

Kimiko:
Każdy talizman, który wchłaniam wnosi ze sobą jedno negatywne uczucie i zaczynam rozumieć czemu zostały nazwane Talizmanami Przejścia. By połączyć je w jedno – trzeba przejść przez pewne emocje, które ciężko znieść. Gdy udaje wchłonąć mi się pierwszy amulet czuje ogromny gniew. Całą przepełniała mnie niesamowita złość przez co ledwo tłumię krzyk w gardle. Nawet nie wiedziałam, że tyle przekleństw może przemknąć mi przez myśli w tak krótkim czasie. Jednak wiem i czuje, że to nie koniec. Po chwili przez drugi talizman wypełnia mnie nienawiść. Do wszystkiego co mnie otacza, do ludzi i szamanów, do wszystkiego co mnie zaczyna uwierać. Zbyt cienka kawa, kłótnie gdy czytam książkę, wyłączanie mojej muzyki gdy jej słucham, zanieczyszczanie ziemi. W głębi duszy wiem, że to nie moje uczucia. Zaciskam oczy i walczę z tym z czym muszę się zmierzyć. Wyobrażam sobie jak głęboko oddycham i z każdym oddechem uciekają ze mnie negatywne emocje. Otwieram się na ostatni talizman, wiedząc, że będzie najgorszy. I tak właśnie jest. Gniew i nienawiść zostają, jednak ustępują samotności. Czuję się pusta w środku, pusta i zimna. Zero uśmiechów, brak miłości i przyjaźni, osamotnienie trwające dni, miesiące a może i lata? Zwykła ciemność i nicość. Mrok otaczający mnie lodowatymi ramionami wywołując ciarki na mojej duszy, chcąc odciąć mnie od światła. Walczę z tym. Przypominam sobie chwilę spędzone w domu Yoh. Śmiech przy każdym posiłku, ciepło otaczające przyjaciół, wyglądające zupełnie jak rodzinne. I ja. Ja, która dołącza do tej rodziny i zostaje przyjęta z uśmiechem. Uśmiech mojej matki i to jak mówiła, że jest ze mnie dumna. Czuje jak moje ciało opada na ziemię. Jednak nie mogę się tym przejmować. Walczę o swoją dusze, serce i przyjaźń. Walczę o życie, lecz nie tylko swoje. Muszę odpychać od siebie wszystkie emocje jakie dają mi talizmany. Łącze je w jeden przez co staje się we mnie silniejszy i przybiera na sile. Nienawiść. Gniew. Samotność. A potem zostaje już tylko ciemność...

Tamao:
Stoimy niedaleko Diabelskiego Młyna czekając na Yoh i Anne. Słuchając Jun opowiadającej o nowej kolekcji ubrań w jakimś sklepie, popijam zimną kolę. Po chwili śmiejemy się widząc jak Ren i Horohoro łączą swoje siły i irytacje by dopiec Choco, który musiał najwyraźniej opowiedzieć swój kolejny kawał. Ten wypad jest dobry, by nacieszyć się jeszcze ostatnimi dniami spokoju. Gdy tylko pomyślę o nadchodzących sprawdzianach i o ogromie informacji, jakie będziemy musieli przyswoić, robię się od razu zmęczona. Spoglądam w stronę bramki wyjściowej i widzę jak z wagonika wychodzi Yoh a następnie podaje dłoń by pomóc zejść Annie. Obserwuję jak ta dwójka uśmiecha się do siebie. Nikt inny ich jeszcze nie zauważył przez zamieszanie. Widzę jak Yoh zmierza do nas niemalże w podskokach i uśmiechem na twarzy. Odwracam wzrok i gryzę słomkę. Może kiedyś to mnie Yoh poda dłoń, a potem ja będę w stanie oddać mu uśmiech, bez upodabniania się do buraka? Zamykam oczy by wyobrazić sobie tę scenę... i nie mogę. To jest po prostu nie możliwe i taka scena mogłoby się zdarzyć z takim samym prawdopodobieństwem jakby zaraz miała spaść na nas satelita albo meteor. Ale to nie oznacza, iż nie mogę zmienić siebie. Już zaczęłam i może kiedyś... może kiedyś ktoś zobaczy we mnie kogoś więcej niż nieśmiałą i mało utalentowaną wizjonerkę, która może być co najmniej czyjąś przyjaciółką. Tylko szkoda, że to nie będzie Yoh...

Silva:
Dziewczyna opada na ziemię a runy biją jeszcze mocniejszym blaskiem. Wiatr zaczyna z powrotem wiać. Światło nasila się i pochłania wszystko by po chwili osłabnąć i pozwolić, by świat w naszych oczach powoli nabierał konturów. Kimiko w dalszym ciągu leży a nad nią unosi się jeden talizman, trochę większy od tych poprzednich. Po chwili również opada on obok głowy rudowłosej i na chwilę błyszczy czerwonym blaskiem, jednak w końcowym efekcie, nie rożni się już niczym od zwykłego kawałka papieru, zapisanego dziwnymi znakami. Jakie mylące mogą być pozory. Bądź co bądź, talizman jest kluczem do wielkiej siły oraz do pomyślnego wykonania zadania, które ciąży na barkach tak młodych osób. Chociaż o tym się nie mówi głośno tylko cicho, konspiracyjnym szeptem, by nie wyjść na niedowiarka w oczach przewodniczącej, niektórzy wątpią w grupę nastoletnich szamanów i w ich doświadczenie, tym samym zastanawiając się, czy Król Duchów dokonał dobrego wyboru. Na takie myślenie, jest już za późno. Tym bardziej, iż właśnie to tylko oni mogli pokonać Hao Asakure i udało im się to. Powątpiewanie w ich siłę, czyni niektórych głupcami. Ja wierzę, w pomyślność misji. Ceremonia połączenia ukończona, tak więc podbiegamy do rudowłosej. Ichiro, który pełni rolę lekarza w Palomar Mountain, bada ją a ja zabieram talizman i chowam go do szkatułki.
-Słaby puls – mówi swoim barytonem, jego głos brzmi spokojnie, a ja kiwam głową.
-Zajmiemy się nią, ty musisz wykonać swoje zadanie – dopowiada drugi członek plemienia Path. Ostatni raz spoglądam na dziewczynę.

***

Ciszę w pokoju różowowłosej przerwał budzik, uporczywie domagający się, by dziewczyna zwróciła na niego uwagę. Ta jednak nie będąc przepełniona chęcią by wychodzić z ciepłego i miękkiego łóżka, zakopała się w swojej pościeli a twarz schowała w poduszkę, skutecznie ignorując denerwujące dzwonienie. Przecież nie było potrzeby by opuszczać krainę, nad którą pieczę sprawował sam Morfeusz. W końcu, co mogłoby być tak ważnego czy naglącego, by wizjonerka miała o tak wczesnej porze stawiać czoła dniu dzisiejszemu? Wszystkie powody wydawały się tak błahe i nieistotne, że aż śmieszne. Jednak pewna niewykształcona całkowicie i niewyraźna myśl nie dawała Tamao spokoju. Dlaczego wczorajszego wieczora nastawiła budzik? Miała gdzieś być, jednak jeszcze zaspana nie myślała całkowicie trzeźwo, zignorowała ten mały, cichutki głosik wewnątrz niej, który nakazywał jej szybką pobudkę i ostrzegający przed konsekwencjami. Ale co takiego mogłoby się stać? Jest sobota, szósta rano a o tej godzinie każdy szanujący się uczeń śpi w najlepsze nie przejmując się niczym. No może niczym innym poza wygodną pozycją i odpowiednią temperaturą podczas snu. Jednak młodziutka Tamao nie mogła długo śnić w przekonaniu o bezproblemowym poranku. Drzwi do jej pokoju otworzyły się, jednak trzaśnięcie nie podziałało na dziewczynę. Blondynka, która weszła do pokoju a w swojej dłoni dzierżąca wiadro z zimną wodą stanęła nad łóżkiem. Jej cień padł na wizjonerkę, która jeszcze nie zdając sobie sprawy z nadchodzącej kąpieli zrefundowanej przez Itako, smacznie kontynuowała swoją wędrówkę w krainie snów. Jeden prosty zamaszysty gest, spowodował nieprzyjemną pobudkę Tamao. Tu trzeba napomnieć, iż woda jednak zimna nie była, gdyż lepszym określeniem było lodowata.
-Masz piętnaście minut - powiedziała Medium i już jej nie było. Nie było trzeba jej tego powtarzać i rózowowłosa zerwała się z mokrego łóżka, które przestało być ciepłym schronieniem i popędziła do łazienki by szybko się wytrzeć oraz ubrać. Jako, że włosów w tak krótkim czasie wysuszyć nie mogła, przetarła je pośpiesznie ręcznikiem i związała w małego kucyka. Punktualnie zapukała do drzwi. Gdy weszła do środka Anny od razu podeszła na środek pomieszczenia i usiadła przed pustą planszą szachów a Itako zaś usiadła przy biurku, plecami do dziewczyny. Jej trening u Medium polegał na trzech rzeczach: na początku Tamao miała wywoływać wizje i postawić taki sam pionek, na takim samym miejscu co blondynka. Następna część polegała na wzmocnieniu swojego umysłu, ponieważ im silniejszy on jest, tym wyraźniejsze będą wizje i wywołanie ich stanie się łatwiejsze. Trzecia część, i według dziewczyny najtrudniejsza, polegała na tym, iż Itako wybierała sobie dowolny kraj, miasteczko czy wieś i postanawiała tam pojechać. Myślała o tym co będzie tam robić. W tym samym czasie wizjonerka miała ujrzeć przyszłość i opowiedzieć co widzi. Jednakże iż była to przyszłość nie pewna wizje były zbyt niewyraźne by być pewnym o jakiej miejscowości myśli Anna. Wbrew pozorom, te wszystkie czynności były męczące. Oczywiście, im dłużej Tamao będzie ćwiczyć, tym coraz wyraźniejsze i dokładniejsze staną się jej wizję oraz mniej energii będzie tracić. Doskonalenie swoich umiejętności miało też jeden, ukryty cel. Poprawiony talent wizjonerstwa, za skutkuje zwiększeniem się pewności Tamao.

Hao: 
   Sporo czasu spędziłem już w tej postaci. Można zadać mi wiele pytań odnośnie tego, co mnie spotkało. Czy przywykłem do śniadań wesołej gromadki, polegających na początkowym rozbudzeniu swojego umysłu, następnie na śmianiu się i rozmawianiu o tak przyziemnych sprawach jak szkoła, wczorajsze Wesołe Miasteczko czy o zakupach, treningu i słuchaniu kolejnej kłótni Rena i Treya? Czy zrozumiałem co może być tak męczącego w porannym wstawaniu, by o godzinie 9 zasypiać na siedząco? Czy znalazłem jakiekolwiek dobre strony w spędzaniu czasu jako światło, które nie może robić nic, oprócz obserwowania? Odpowiedź,na te wszystkie pytania, jest najprostszą i najbardziej oczywistą jaka mogłaby paść. Otóż... nie. Zdawałoby się, im więcej czasu spędzę jako światło, tym bardziej się przyzwyczaję do obecnego stanu. Jednak efekt, mojej ciągłej bezczynności, to złość rosnąca z dnia na dzień oraz tęsknota. Tęsknota za spędzeniem czasu w osamotnieniu, tylko ja i natura. Brak ciepła ognia, oraz możliwości podziwiania jego potęgi. Tęsknota, za uczuciem całkowitej wolności, gdy leciałem wysoko w chmurach na Duchu Ognia, czując wiatr na swojej skórze i we włosach. Ukłucie żalu gdy wspomnę te wszystkie podróże jakie odbyłem. Kręcę głową. To nie tak miało to wszystko wyglądać. Jeżeli Król Duchów, pomyślał, iż przywiązanie mnie do Yoh na czas bliżej nieokreślony spowoduje zmianę w moim nastawieniu do brata, to wykazał się jeszcze większą głupotą i naiwnością, niż bym się po nim spodziewał. Jednak muszę wytrzymać, bo wiem, że kiedyś wrócę. Nie wiem skąd, to jest po prostu przeczucie, które każe mi stawiać czoła kolejnym dniom tak spędzonych z wysoko podniesioną głową. Wtedy już nie powtórzę swoich błędów, mam teraz zbyt wiele czasu by o nich myśleć. A każdy nowy dzień będę doceniał jeszcze bardziej niż dotychczas i myślę, iż wszystko co będę czół będzie po stokroć bardziej dotkliwe. Dzwonek do drzwi wytrąca mnie z moich przemyśleń.

***
W górach, w północnej Ameryce, jest pewna mieścina ukryta pomiędzy skałami stojąca w zielonej dolinie. Wioska ta, o wieloletnich tradycjach może funkcjonować dzięki rzece, która wypływa z jednej z gór oraz żyznej ziemi w dolinie. Stoi tu wiele domów, pracowni czy małych sklepów, niektóre nawet wykute w skale. W jednym z mieszkań, w małym pokoju, gdzie jedynymi meblami jest stare łózko, którego sprężyny uwierają ciało osoby, która ma nieszczęście by spędzać na nim noce, mała szafeczka nocna a drewno, z którego została wykonana, od dawna zamieszkiwane jest przez korniki, przez co, gdyby się wsłuchać można by usłyszeć ciche skrobanie. Znajduje się tu również średnia komoda, jednak jej lata świetności już dawno minęły i niegdyś niemalże błyszcząca i wykonana z gładkich desek dębu, dzisiaj nosi na sobie znak wieloletniego użytkowania, gdzieniegdzie wyszczerbiona, narażając kogoś na nabycie się drzazg czy nosząca na sobie plamy po wylanych napojach. Ściany, z których w niejednym miejscu odpada tynk i farba, kiedyś mogły być żółte, teraz wyblakłe, brudne a w kątach pokryte grubymi warstwami pajęczyn. Jest też jedna goła żarówka zwisająca z sufitu. Pokój dawno nie zaszczycił kogoś, kto wziął by się za sprzątanie bądź odnowienie go. Każdy kto zamieszkiwał to pomieszczenie opuszczał je najczęściej po jednej nocy. Przez granatowe zasłony, do pokoju trafia jeden zagubiony promień słońca, dzięki czemu widać jak kurz unosi się i wiruje w powietrzu, wykonując swój taniec. A podnosi się on dzięki pewnej osobie, która zmożona niespokojnym snem często zmienia swoją pozycje leżenia. Jej rude włosy są rozsypane na poduszce, a lewą dłoń ściska na pościeli, przez co bieleją jej kłykcie. Nie jest sama, gdyż jej wierny towarzysz, demon, klęczy obok łózka trzymając jej prawą dłoń lub od czasu do czasu, delikatnie gładzi jej policzki by wytrzeć perłowe łzy, które wypływają jej z zamkniętych oczu. Szepcze jej uspakajające słowa do ucha, wierząc iż dziewczyna je słyszy. Najwyraźniej łapacz snów, powieszony na ramie łózka, obok głowy dziewczyny, nie spełniał swojego zadania. Niewiadoma, jaką jest długość śpiączki rudowłosej, ciąży nie tylko nad nim ale również na osobach, którym na niej zależy.  

Hao:
   To był Silva i przynosił bardzo ciekawe wiadomości. Otóż Aizawa zapadła w śpiączkę, tuż po tym jak połączyła talizmany. Tego się mogłem spodziewać. Zadbałem o to by byle kto tego nie zrobił i żeby nie był to łatwy spacerek. Nad rudowłosą wisi widmo nie obudzenia się z koszmarów jakie powinny ją nawiedzać. Zaśmiałem pod nosem. Indianin zostawił pod okiem Anny połączony już talizman. Ona zaś, zadzwoniła tam gdzie trzeba by wesoła gromadka miała być zwolniona z obowiązku uczenia się w szkole. Oficjalnie, będą oni kontynuować swoją edukacje w domu. Na pewno przydały się pewne kontakty Asakurów jak i rodziny Tao. Chociaż, gdyby się nad tym zastanowić, treningi jakie sprawi im Kino będą gorsze od dnia w szkole. Muszą jechać do Izumo, tam gdzie znajduje się obecnie księga i zostanie ona odpieczętowana. Wyjazd odbędzie się w przyszły piątek, czyli szamani będą jeszcze prowadzić pozornie normalne życie. Ciekawi mnie, jaką siłę zyskają i co wyniosą ze wszystkiego co spotkają na swojej drodze.  




* tutaj chwila na ważne informacje! Zmiana wieku niektórych postaci. Otóż:
Tamao z 13 na 16 lat.
Chocolove z 17 na 16 lat.
Żelazna Dama z 13 na 18 lat.
A jako, że nie znalazłam urodzin Ryo i nie mam bladego pojęcia ile może mieć on lat, to jeżeli ktokolwiek słyszał, ktokolwiek wie, ja prosiłabym o napisanie w komentarzu. Jak się nie dowiem ile ma, to wymyślę i będzie po sprawie.
Jeanne na razie nie będzie, ale to tak na przyszłość ;)

** ciocia Wikipedia o plemieniu Path mówi: „członkowie tego plemienia będą nosić imiona nawiązujące do metali”. Otóż... nie będą. Jak się nad tym zastanowiłam wyszło mi, iż plemię to jest maluczkie. Dlatego właśnie zmieniam ten fakt, na potrzeby mojego opowiadania otóż : plemię Path zamieszkuje w Palomar Mountain, czego przyczyna będzie wyjaśniona w przyszłości, za to członkowie Wielkiej Rady Szamanów to dwanaście osób a każda która ma dołączyć do niej musi zmienić swoje imię na takie, które pochodzi od metalu. Tradycja ta, ma pochodzić od początków tego plemienia i kiedyś wierzono, iż zapewni im to ochronę przez złem. Oczywiście teraz zmieniają imiona tylko wzgląd na tradycje. Gdy jeden członek umrze ( jak Chrom ) lub zdradzi ( jak Nichrom) jego miejsce zajmuje nowa osoba. Członkowie wybierani są na podstawie ich siły – tj. najsilniejsi z plemienia Path należą do Rady Szamanów. I właśnie ta informacja o 12 członkach jest już znana szamanom.

Cóż, czytacie opowiadanie marnego człowieczka, który siedząc o 17 na dworze ocknął się, że ma dzisiaj opublikować 9 rozdział. Nie zdążyłam już oddać tego do sprawdzenia, więc wyżywajcie się, droga wolna! A tak generalnie to moja pamięć mnie przeraża... Ekhm, ja się zbieram muszę odrobić pracę domową z hiszpana, huehuehue. Nie ma to jak pierwsze dwie lekcje w piątek i już mnie chcą dobić < ok >. Dzięki wszelkim bóstwom jutro nie będę mieć zaszczytu pierwszej fizyki w tym roku, jako że wybieramy się do kina. Ahah! Ale i tak ciągle nie lubię mojego planu i lekcji w poniedziałek...

Ps. kto wymyślił bym mogła mieć w środy o 7.10 lekcję zerową? Jak ja mam o tej godzinie myśleć w dodatku po angielsku? Czemu? Jak? Dlaczego?! Będę musiała wstać o piątej rano tak więc nie wiem czy po drodze nie wpadnę pod tramwaj, potknę się o płaski chodnik czy coś, ale jak jakoś przeżyje ten tydzień to następna notka już normalnie w sobotę. Pozdrawiam!