Na początek przepraszam za taaaaaaaaaaką długą przerwę. Trochę wynikło to z nieumiejętnością przystosowania się przeze mnie do małej ilości czasu, którym mogę dysponować. Wspomnę też, że przez pewien czas mój modem działał tak, jak chciał, czyli prawie w ogóle^ ^ + miałam wyjazd integracyjny i na weekendy na działkę jeździłam. To wszystko daje naprawdę mało wolnych chwil... Mam nadzieję kolejny rozdział za dwa tygodnie opublikować, więc już tak się nie opóźnię. Co jeszcze... Możecie powiedzieć, że skoro tak długo mnie nie było to to na dole powinno być genialne... hmm. Powinno. Jakie jest, zobaczycie, mam nadzieje jednak, że nie uciekniecie drzwiami czy oknami a wam się jakoś spodoba, chociażby kawałek *.*
Co do poprzedniego rozdziału... Cieszę się, że spodobał wam się pomysł z poprzeplataniem dwóch różnych rzeczywistości. Naprawdę się cieszę! Hm, hm. Co do reszty milczę jak grób ale postaram się by moje wytłumaczenie różnych zachowań oraz wyjaśnienie przyszłych losów bohaterów jakoś wam podpasuje >,< A i ja się nie znam na życiu w Japonii, więc to jest moja Japonia i moje zasady i generalnie wszystko co napisane ma prawo się zdarzyć, nawet czekolada odchudzająca i bounty na kaktusach rosnące!
Rozdział dedykuję 13. ze względu na jej upór w nękaniu mnie z pytaniem "kiedy nowy rozdział?". Gdyby nie ona to teraz pewnie czytałabym kolejną mangę xd
Tamao:
Cisza ogarnęła cały las. Wiatr zaprzestał poruszania liśćmi i utonął wysoko w koronach drzew, przez co zapanował bezruch. Dla mnie czas zatrzymał się na chwilę. Stoję nieruchomo, bojąc się przerwać, spokój panujący w tym miejscu. Nie wiem czemu i jak się tu znalazłam. Serce wyrywa się z mojej klatki piersiowej i zdaje się, że tylko ono chce przedrzeć się przez cisze. Spoglądam w górę, w poszukiwaniu światła księżyca. Jednak go nie odnajduje, żaden zagubiony promień nie dociera tutaj. Mrok, który mnie otacza, powoduje uczucie samotności i pustki. Chcę stąd iść. Opuścić to miejsce i znaleźć się gdzieś, gdzie światło pada na moją twarz. Zamknęłam oczy, wyobrażając sobie płomień ogniska. Nic mi nie grozi, myślę. Prawda?
- Nie byłbym tego taki pewien – podskakuje gdy słyszę za sobą cichy głos. Odwracam się jak najszybciej mogę, jednak nie widzę twarzy tej osoby. Jedynie czarny zarys sylwetki. Jednak wydaje mi się ona tak znajoma. Tajemnicza osoba robi powolny krok do przodu a im bliżej znajduje się, tym wyraźniej widzę. Źrenice rozszerzają się ze strachu a ja cała sztywnieje i nie jestem pewna, czy mogłabym się teraz ruszyć a co dopiero wydać z siebie jakikolwiek odgłos.
***
Gdy otwieram nagle oczy, jestem już w pozycji siedzącej. Czuję jak kropla potu spływa mi po skroni. Mój oddech jest nieregularny a ja ciągle nie wiem co się dzieje. Miałam sen. A może wizję? Próbuję sobie coś przypomnieć, cokolwiek. Jednak wszystko co zapamiętałam to emocje. Strach, ogromny strach. Paraliżujący i na samo wspomnienie wywołujący ciarki na całym ciele. I obecność kogoś nieoczekiwanego, kogoś... złego?
Chowam twarz w dłonie i uspokajam oddech. To tylko sen, wmawiam sobie. Opadam zrezygnowana na poduszki i patrze nieprzytomnie w sufit. Opowiem o tym Annie, to ona zdecyduje czy jest się czym martwić, czy nie. Tym bardziej, że moje umiejętności wizjonerskie są marne. Z czasem czuję jak powieki zaczynają mi ciążyć i zmęczenie, spowodowane całym dniem oraz koszmarem. Po chwili zmaga mnie sen a ja z przyjemnością oddaję się w ramiona Morfeusza z nadzieją na dobrą noc.
Yoh:
Siedzę w jednym z wagonów w pociągu,
który sunie po szynach, zmierzając przed siebie. W moim przedziale
roznoszą się krzyki i głośne rozmowy. Od dziesięciu minut Ryo
próbuje wytłumaczyć Horokeu, jak obsługuje się kuchenkę gazową,
ponieważ on nie umiał jej włączyć dzisiejszego ranka.
-Nie rozumiem – mruknął Usui,
patrząc zrezygnowany na przyjaciela.
-Kiedy to jest proste – odparł
zirytowany już przywódca beznadziejnych. - Kiedy chcesz włączyć
kuchenkę gazową, musisz najpierw przycisnąć pokrętło, co
wywołuje iskry i wtedy przekręcasz je uwalniając gaz - te zdanie
powtórzył już z pięć razy. Ziewam, zakrywając usta dłonią.
-Daj spokój, Ryo. On i tak tego nie
zrozumie – wtrącił Ren ze złośliwym uśmieszkiem .
-Chyba masz racje, przyjacielu –
poparł go czarnowłosy kiwając głową w zrozumieniu.
-Czy to miało... - Reszty rozmowy już
nie słyszę, ponieważ zakładam słuchawki na uszy i mrużę oczy
by dobrze widzieć krajobraz za oknem. Krzaki i drzewa rosnące przy
torach, migają mi rozmazane. Przypominam sobie dzisiejszy poranek.
Nikły uśmiech zawitał na mojej twarzy. Stwierdzenie, iż nasze
przybycie na peron było dokładnie zorganizowane i obyło się bez
irytacji Anny byłoby istnym kłamstwem. Krzyki Medium na pewno było
słychać w całym sąsiedztwie. Planowanie na przyszłość nie jest
dobrą stroną co poniektórych. Jednak liczy się efekt końcowy a
bądź co bądź, wszyscy zmierzaliśmy teraz ku Izumo. „Bad boys”
Boba Marley'a rozbrzmiało w moich uszach. Zamknąłem oczy i
wygodnie oparłem się na swoim miejscu. To będzie dobra chwila by
złapać drzemkę, bo przecież każda minuta słodkich snów pod
okiem Morfeusza jest bardzo cenna. Wiem, jakie treningi może
zafundować babcia – w końcu Anna z kogoś przykład wzięła,
dlatego chcę korzystać z każdego momentu odpoczynku. Biedny
Horohoro czy Choco, którzy teraz zaśmiewają się w najlepsze, nie
wiedzą co ich czeka. Marnują cenną energie, która w przyszłości
będzie im bardzo potrzebna.
***
W drugim przedziale Itako trzymała na
kolanach swoją brązową torbę. Była w niej szklana szkatułka.
Anna westchnęła i zacisnęła dłonie na pasku. Nie miała dobrych
przeczuć, związanych z połączeniem Księgi i Talizmanu oraz tym
co może się stać gdy wejdą przez portal by poznać nauki Hao
Asakury. Jeszcze jedna myśl dręczyła ją nieprzerwanie. Mianowicie
wizja Tamao. Dziewczyna trenuje zbyt krótko by dało to jakieś
większe efekty, chociaż minimalny postęp już jest. Jednak to co
widziała było bardziej niewyraźne niż zwykle, więc przyszłość
była niepewna. Ale jedno jest wiadome – dziewczyna widziała
przybycie kogoś nieoczekiwanego, a zaskoczenie, zdezorientowanie i
strach będą towarzyszyły tej wizycie. Pozostało czekać, na to co
ma się wydarzyć.
Hao darował sobie podróż razem z
szamanami i siedział teraz na dachu pociągu, przyglądając się
krajobrazom, które pomimo upływu lat, nieznacznie się zmieniły,
przez co przywoływały wspomnienia.
Gdy byli już na miejscu, zeszli z
peronu i mijając wpierw małą mieścinę ruszyli przez długą
piaszczystą ścieżkę, która prowadziła do rezydencji Asakurów,
wśród drzew. To właśnie ich korony skutecznie utrudniały dostęp
promieni słonecznych i tylko gdzieniegdzie przebijały się one,
padając na ziemię. Jednak rekompensowały to, szumieniem zielonych
liści, co stanowiło przyjazną dla ucha muzykę do której, od
czasu do czasu, przyłączały się ptaki. Jednak Yoh nie mógł się
cieszyć tym co daje mu natura, ponieważ miał już przed oczami
widmo niebieskich duszków, które na pewno czyhają gdzieś za
zakrętem, tylko czekając by ponownie kopnąć go w cztery litery i
pomóc mu przyjrzeć się dróżce z bardzo bliskiej perspektywy.
Dlatego cofnął się na sam koniec grupy, puszczając Rena przed
siebie. Im dłużej zostanie niewidoczny, skryty za grupą przyjaciół
tym lepiej dla niego. A może duszki zniechęcą się widząc Tao?
Yoh trzymał dłoń nieopodal swojego miecza i antyku. Nie był
przecież aż tak głupi, by nie być przygotowanym na te małe
stworki. W tej chwili do jego głowy zawitał, według szatyna,
genialny pomysł. Dziś nie da się tym złośliwym duszkom, o co to,
to nie! Dzisiaj jest dzień, w którym to on zazna słodkiego smaku
zwycięstwa. Asakura został wyrwany ze swoich myśli, ponieważ
wpadł na Horohoro. Ostrożnie wyjrzał zza jego ramienia,
spodziewając się rychłej potyczki i nie mylił się. Tam gdzie
promienie słońca padały na dróżkę i tworzyły okręg, leżała
garstka gęsto rozrzuconych liści i kamieni. Nagle w powietrze
wzleciały duszki liści by potem, w błyskawicznym tempie polecieć
ku szatynowi. Wszyscy już słyszeli, jak rodzina wita Yoh, więc
pozwolili, by zajął się nimi sam. On szybko wytworzył formę
ducha i umieścił Amidamaru w swojej broni. Jeden zamaszysty gest
mieczem i można było podziwiać przecięte listki na pół,
opadające chwiejnie na ziemię. Jednak Yoh, wyciągając lekcje ze
swoich poprzednich porażek, szybko wcielił swój plan w życie.
Czyli... w dwóch podskokach znalazł się przy Annie i stanął tak,
iż ich plecy się stykały. Dzięki temu, tyły miał zabezpieczone,
bo przecież nawet taki duszek ma swój rozum i wie, że do blondynki
lepiej się nie zbliżać. Jednak plan Asakury miał małe
niedociągnięcie. Jest on wyższy od Anny o paręnaście
centymetrów, więc ostatni niebieski stworek używając swoich
małych rączek, pchnął szatyna w tył jego głowy, nie narażając
się przez to medium, co poskutkowało ponownym oglądanie piasku z
bliskiej pdległości. Jednak sama Anna wyglądała poirytowana
sposobem w jaki Yoh próbował wygrać.
-Żenujące – podsumowała to jednym
słowem, ruszając przed siebie. Gdzieś w środku Asakura już
wiedział, że stara Anna powraca. Coraz rzadziej oglądał przelotne
uśmiechy na jej twarzy.
-Nic się nie zmieniło, Yoh- doszedł
do ich uszu głos Yomei. Uśmiechał się przyjaźnie do grupy
szamanów i powolnym krokiem zaczął prowadzić ich w kierunku domu.
Gdy już doszli, zobaczyli jak wychodzi z niego dziewczyna o
granatowych włosach. Zeszła z werandy ziewając i zakrywając usta
dłonią. Zauważywszy grupę ludzi, przystanęła na chwilę.
Przechyliła głowę trochę w prawo, jakby zastanawiając się nad
czymś. Yoh miał wrażenie, że patrzy prosto na niego. Złapał z
nią kontakt wzrokowy. Ona przez chwilę utrzymała go, po czym
ruszyła wzdłuż ścian, po chwili znikając za zakrętem.
Yoh:
-Czyli szkoli się u taty?- pytam.
Wciśnięty w miękką kanapę popijam łyk naparu, zagryzając
wypiekami mamy. Ciągle mnie zastanawia ta dziewczyna, którą
dzisiaj zobaczyliśmy.
-Jej rodzice ją tutaj przysłali dwa
miesiące temu, tuż po waszym wyjeździe. Mieszka w małej chatce,
niedaleko rezydencji. Ciężko wyjaśnić dlaczego, ale pomimo
wieloletnich treningów ciągle nie panuje nad swoim foryoku -
odpowiedział Mikichisa, który wszedł do salonu i oparł się o
ścianę z założonymi rękoma. - Yuki jest... bardzo leniwa. Myślę,
że to może jej utrudniać rozwój – dokończył a w tym czasie do
pokoju weszła jeszcze Anna, która wcześniej rozmawiała na
osobności z babcią. Podeszła do okna i oparła się o parapet.
Kino, powiedziała coś jeszcze do taty, jednak tych słów nie
zrozumiałem. On pokiwał głową i westchnął.
-Powód, dla którego tutaj wszyscy
jesteście, to połączenie talizmanu z Księgą Szamanów, by w
przyszłości być wystarczająco silnym by zmierzyć się z waszym
zadaniem – rozpoczął – dzisiaj o zachodzie, gdy zniknie
ostatni promień słońca, będzie można tego dokonać. Można je
połączyć jedynie w jedną noc w miesiącu, która przypada
dzisiaj. Czas nie jest po naszej stronie. - Tłumaczy dalej – Osoba
która to zrobi, musi być to ktoś wystarczająco silny, by podołać
temu zadaniu oraz... - tu przeniósł wzrok na mnie – musi ta osoba
pochodzić od Asakurów. Oczywiście, chodzi o więzy krwi między
danym szamanem, który odpieczętuje Księgę, a Hao, który ją
zapieczętował. Dlatego Yoh, musisz się dzisiaj poddać rytuałowi
oczyszczenia. W tym celu udasz się do wodospadu Iris - jęknąłem
cicho. Lodowata woda to nie to za czym tęsknie, szczególnie po tych
wszystkich pobudkach jakie miałem dzięki Annie i owe poranki nie
należą do tych wspomnień, które starannie pielęgnuje w pamięci,
pragnąc zapamiętać je jak najdłużej.
-Yoh, najlepiej będzie jak wyruszysz
tuż po obiedzie – powiedziała babcia – a teraz czas na małą
rozgrzewkę. Dziesięć kółek wokół całej posiadłości –
dokończyła i wyszła z pokoju a za nią udali się rodzice.
-Dziesięć? Nie jest tak źle –
powiedział Horohoro trzymając ręce za głową i z uśmiechem na
twarzy. Ja ponownie jęknąłem. Dla mnie to jest aż dziesięć
kółek – prawda, Yoh? - spytał niepewnym tonem. Zaraz dowie się
jak bardzo się mylił.
Po obiedzie, szamani dostali wolne, by
móc zregenerować swoje siły. Tylko Yoh, musiał podnieść się z
podłogi, pomimo, iż jego nogi odmawiały współpracy, by iść nad
wodospad Iris. Spakował potrzebne rzeczy do plecaka i ruszył przed
siebie. Znał drogę lepiej niż własną kieszeń, przecież tu
dorastał. Wspomnienia wracały i chłopak niemalże widział jak
nakładają się na rzeczywistość. Przypominał sobie, jak chował
się za dużym, starym dębem przed dziadkiem. Przechodząc obok
drzewa musnął je dłonią i uśmiechnął się do siebie. Teraz
przechodził obok kamieni, za którymi w dzieciństwie urządzał
swoją bazę. Powoli, wspominając doszedł do wodospadu. Tak jak
zawsze sprawiał wrażenie wręcz magicznego. Coś tak błahego jak
pora roku nie miała wpływu na to miejsce. Trawa przykryta była tu
białym puchem a gdzieniegdzie dało się zobaczyć sopelki lodu
zwisające z wyższych skał bądź niektórych gałęzi drzew.
Temperatura też była niższa niż normalnie. Promienie słońca
odbijały się od wzburzonej wody i przyjaźnie migały do Yoh.
Przyjemne szumienie wodospadu, idealnie współgrało ze skrzypieniem
śniegu pod stopami Asakury. Ten lekko się trzęsąc przystanął na
brzegu. Przed wejściem chciał zanurzyć dłoń w wodzie, jednak
gdy tylko czubek jego palca dotknął tafli wody i poczuł
nieprzyjemne zimno, od razu cofnął rękę. Lepiej będzie po prostu
od razu się zanurzyć. Szybko zaczął się przebierać w kimono a
włosy związał z tyłu by mu nie przeszkadzały.
Yoh:
Jeden krok do
przodu i to pierwsze najgorsze uczucie będę miał już za sobą. No
dalej, dam przecież rade. Przekładałem swój ciężar ciała z
jednej nogi na drugą, by być w jakimkolwiek ruchu. Biorę głęboki
wdech i czuję jak zimne powietrze wypełnia moje płuca. Im dłużej
tak będę stać, tym szybciej się przeziębię. Zamykam oczy i
wchodzę do wody. Zimno, czuję okropne zimno, jednak idę dalej.
Zanurzony do pasa wspinam się na wystający głaz i staję tam,
gdzie woda spada z wzniesienia. Splatam dłonie jak do modlitwy i
staram się nie przejmować tym co odczuwam. Czuję jakby w każdy
milimetr mojego ciała wbijana była igła a moje płuca zaciskały
się domagając ciepłego powietrza. Skostniałe stopy już ledwo
czuły podłoże, ja sam nie czułem już nic innego jak przeraźliwe
zimno. W takich chwilach zapominasz jak to było, gdy ciepłe
promienie słońca grzały twoją skórę. Staram się wyciszyć
umysł, ale cały czas przecież muszę myśleć o zachowaniu
równowagi. I wtedy, gdy wydawałoby się, że opadam, że
przemarznięty do kości, nie mam już sił i płynę razem z prądem
rzeki, to wtedy znajduje ukojenie swoich myśli. Spokój rozchodzi
się po moim całym ciele a ja już nie odczuwam i nie słyszę nic z
zewnętrznego świata. Zostałem sam na sam ze swoim umysłem. Stoję
przed bramą do własnych wspomnień, myśli i emocji jakie
odczuwałem. Tylko stając z nimi ponownie, twarzą w twarz, będę
mógł zyskać całkowity spokój oraz ukojenie swoich obaw.
Hao:
Przenoszę wzrok
na Yoh. Widać już ,jak jego ciało rozluźnia się. Spoglądam na
sosnę, pokrytą płatkami śniegu i zatapiam się w myślach. Czyli
to dziś odpieczętowana zostanie Księga Szamanów. Zastanawia mnie,
czy gdy przekroczę portal razem z Yoh, będę ciągle przy nim.
Teoretycznie... powinniśmy zostać rozdzieleni, a to nie jest dla
mnie świetlaną przyszłością. Wzdycham i rozglądam się. To
miejsce zawsze powodowało u mnie wzrost uwielbienia do Matki Ziemi.
Tylko ona może tworzyć takie cuda, miejsca przepełnione magią,
gdzie czas stanął i wyglądające tak nieziemsko. Tak mało osób
je docenia. Ludzie pochłonięci przyziemnymi sprawami, żyjąc w
biegu, nie mają czasu przystanąć i jedynie obserwować. Codziennie
tracą i nie przyjmują prezentów, jakimi obdarowywać ich natura.
Widzę jak
braciszek wychodzi z wody i ubiera się spokojnie. Uśmiecham się
pod nosem. Ktoś kto nie wie jak relaksująco działa stanie pod
wodospadem, uznałby Yoh co najmniej za kogoś, kto ma nie po kolei w
głowie. Chłopak szczękając zębami, przeszedł obok mnie i
zmierzał ku posiadłości.
Yoh:
Chłód mi nie
przeszkadza. Teraz, gdy pojednałem się z samym sobą, to nie ma
znaczenia. Liczy się cel jaki przede mną postawiono. Chce dać z
siebie wszystko, nie mogę przecież zawieść. Zbyt wiele osób na
mnie liczy. Rodzina, przyjaciele, Król Duchów. Ale nie czuję na
sobie wielkiej presji. Może przed rytuałem oczyszczenia tak, czułem
ten ciężar pokładanej we mnie nadziei, ale nie teraz. Bo wiem i
wierzę w to, że dam radę. Wybrano nas, naszą dziewiątkę. Każdy
ze swoim własnym zadaniem i siłą. Jednak nas nie zmuszano do
podjęcia tej misji. Gdyby ktoś zrezygnował – zrozumielibyśmy.
Niby powinno być nas dziewięć osób ale... Kimiko jest w śpiączce
a Hao... a Hao nie żyje. O nie... dopiero co wyszedłem spod
wodospadu, nie mogę sobie pozwolić na takie myślenie. Tak jak
zawsze gdy tylko moje myśli kierowały się w jego stronę, chowam
je daleko w zakamarkach umysłu. Ten rozpędzony pociąg głosu
sumienia nie ma prawa akurat dzisiaj się wykoleić, uwalniając żal
i przygnębienie. To mogłoby przynieść mierne skutki. Wychodzę
spośród drzew i czuję jak grzeje słońce. Zadzieram głowę do
góry i delektuje się tą chwilą, ponieważ takie ciepło to
wspaniałe uczucie. Szkoda, że odpieczętowanie księgi musi odbyć
się po zmroku. Byłoby o wiele weselej mieć wtedy świadomość o
ciepłych promieniach. Ruszam przed siebie i zamiast prosto do domu
idę jeszcze na spacer. Jestem na ścieżce, którą szliśmy tego
ranka i widzę Tamao niosącą zakupy. Postanawiam jej pomóc, w
końcu nie powinna dziewczyna targać ciężkich siat gdy w okolicy
jest ktoś kto może zrobić to za nią.
***
Złotooki siedział
nad jeziorkiem, które umiejscowione jest na posiadłości Asakury.
Wyruszył pobiegać by ukoić swoje myśli. W końcu wysiłek
fizyczny zawsze działał na niego po części uspokajająco. Podczas
jego biegów przez przypadek natknął się na to miejsce. Oparty był
o pień drzewa a wzrok miał utkwiony w nieruchomej tafli wody, od
której odbijały się promyki słońca mrugając do niego. Jego ręka
spoczywała nieopodal jego Guan Dao. Ledwo się hamował by nie
wyładować swojej frustracji na okolicznych dębach. Jego myśli
były pełne zarzutów ale nie tylko do innych, do samego siebie też.
Gdy Silva pierwszy raz mówił o ich misji, patrzył na Yoh z taką
nadzieją jakby to sam Asakura sprawował najważniejszą rolę.
Jakby każdy inny mógł polec tylko nie on. A dzisiaj... a dzisiaj
dowiedział się, że to nie kto inny jak Yoh ma zrobić coś
ważnego. Więzi krwi, chłopak rozumiał dlaczego to właśnie
szatyn ma odpieczętować księgę ale... ale ten cichy głosik w
jego głowie, mówił mu, że niedługo, to właśnie Asakura, znowu
będzie musiał stawić czoła wyzwaniu a on tylko będzie mógł
czekać na efekt końcowy. Przecież on, Ren z klanu Tao, jest
silniejszy od Asakury i bardziej wytrzymały. To nie ulega żadnym
wątpliwością. Więc dlaczego? Dlaczego to szatyn jest zbyt często
o jeden krok od niego do przodu? Na samą myśl o tym, iż mógłby
być zbyt słaby, podnosi poziom jego złości, co skutkuje użyciem
broni złotookiego. Drzewo, które stało najbardziej wysunięte od
reszty, opadło na ziemię z hukiem. Na szczęście nie pociągnęło
ono za sobą innych starych dębów. Przez chwilę chłopakowi
zrobiło się szkoda drzewa. Westchnął i uśmiechnął się pod
nosem. On jeszcze udowodni swoją siłę. A do tego momentu będzie
trenował o wiele mocniej.
Dziewczyna biegła
koło jeziora, przy samej linii brzegu a jej sylwetka odbijała się
w wodzie. Normalnie trenuje we wschodniej części rezydencji, jednak
dzisiaj Mikichisa wysłał ją na zachodnią część. Szkoda,
ponieważ po tamtej stronie znajduje się ta piękna kaplica Pięciu
Punktów Gwiazdy Jedności. Zawsze przy niej odpoczywała. Ale z
drugiej strony, to był dobry moment na odwiedzenie właśnie tego
miejsca – małego jeziorka, które znajdowało się wśród lasu.
Podczas tylu treningów fizycznych, wytrzymałościowych czy tych
polegających na opanowaniu swojego foryoku i umysłu, dziewczyna nie
mała wiele czasu i przede wszystkim energii na wycieczki po
posiadłości. Prościej było po prostu paść na zieloną trawę w
tym miejscu, w którym stała gdy słyszała te błogosławione słowa
z ust Mikichisy: „Na dzisiaj koniec” czy „teraz odpocznij”.
Przecież Asakurowie ( tak... Asakurowie, liczba mnoga. Yohmei też
od czasu do czas dodawał do jej ćwiczeń parę dodatkowych zadań a
Kino wysyłała po zakupy i jakby zapominała o tym, iż
granatowowłosa nie podniesie wszystkiego o swoich siłach ) za punkt
honoru sobie wzięli postanowienie, by dziewczyna nie miała sił by
chociażby udać się na kolacje. Dlatego dzisiaj, gdy zobaczyła
grupę nowych szamanów a wcześniej poinformowana, że ma przyjechać
nijaki Yoh Asakura, chciała wiedzieć, na wszelki wypadek, kogo
musiałaby się słuchać. Yuki zatrzymała się przy starym dębie,
który leżał przewalony na ziemi. Wyglądał, tak jakby został
ścięty jednym zamaszystym gestem. To była stara część lasu,
drzewa które tu rosły nie rzadko miały ponad sto lat. Brązowooka
policzyła ilość słojów na pniu. Ten dąb miał na oko 60 lat.
Wielka szkoda, ktoś zmarnował naprawdę piękne drzewo. Tyle
lat, ciężkiego wzrostu, tyle burz i zamieci musiało przejść.
Możliwe, że jezioro wylewało. Ten dąb, musiał w młodości z
tymi wszystkimi przeciwnościami walczyć. Tyle lat zmarnowanych w
ciągu paru sekund... Naprawdę wielka szkoda. Myślała
dziewczyna gładząc korę, po czym kontynuowała swój trening.
Zawiał mocny wiatr a jej biała wstążka zaczęła unosić się w
powietrzu.
Horohoro:
Stoimy przed starą kaplicą. Zbudowana jest ona z ciemnych, grubych
desek, prezentuje wielką Gwiazdę Jedności wymalowaną na szerokich
drzwiach. Budynek ten umiejscowiony jest nieopodal głównej
posiadłości Asakurów, pośród drzew. Otaczają go głównie stare
dęby i rozłożyste sosny. Słońce już zaszło jednak nie było
jeszcze wiele gwiazd na niebie. Yomei obydwoma rękoma pchnął
potężne wrota. Wchodzimy w milczeniu, w ciszy kontemplując
wszystko co widzimy. Jedynie stary parkiet skrzypi pod naszymi
stopami. Panuje tu półmrok a jedyne źródło światła, to srebrne
promienie księżyca wpadające przez wejście. Wraz z naszym
przybyciem kurz poderwał się z podłogi i teraz unosi się w
powietrzu. Jednak drzwi zamykają się z donośnym trzaskiem a nas
ogarnia ciemność.
-Tato? - zaczyna Yoh, chcąc dowiedzieć się co teraz mamy robić.
Mnie też to interesuje, bądź co bądź, stanie w mroku nie należy
do moich ulubionych zajęć. Wtem w każdym rogu pokoju zapłonęły
płomyki na wysokich świecach wypalonych już do połowy. Jakkolwiek
Asakura to zrobił, by zapalały się za każdym razem, gdy ktoś
odwiedzi to miejsce, jest to bardzo przydatne. Teraz pomieszczenie
równomiernie oświetlone, było bardziej wyraźne. Rozglądam się i
widzę po obu stronach gabloty stojące tuż przy ścianach. Jednak
były zacienione, przez co nie widziałem co mogło w nich być,
postanawiam podejść bliżej a moim krokom towarzyszyło ciągłe
skrzypienie desek.
Tamao:
Pozwolili mnie, Mortiemu, Pilice i Jun uczestniczyć w połączeniu
Księgi z talizmanami. Chociaż najprawdopodobniej stało się tak
dzięki uporowi młodej Usui oraz Oyamadzie. Horohoro ruszył do
przodu a deski zaskrzypiały. Uważam to miejsca za niebezpieczne. W
końcu, kaplica swoje już lata ma. Zbudowano ją podczas drugiego
wcielenia Hao. Kto wie w jakim stopniu jest ona stabilna? Możliwe,
że dach się może zawalić, przecież pięćset lat drewnu nie
służy... Martwię się również o Yoh. Czy to połączenie jest
bezpieczne? Również to co ma się zdarzyć gdy przejdą przez
portal jest nieznane. Za dużo tych niepewnych rzeczy, zbyt niepewna
przyszłość.
-Ej, Tamao. Nie miej takiej miny, przecież wszystko będzie dobrze –
podskakuje gdy słyszę jak Yoh mówi do mnie cicho, niemal szeptem.
Próbuje się uśmiechnąć ale chyba mi nie wychodzi. Tyle, że jego
już nie ma. Podchodzi do Mikihisy i Yohmei. Księga zostaje
ustawiona na środku gwiazdy narysowanej na podłodze. Dopiero teraz
ją zauważam. Jej ramiona są namalowane złotą farbą. Anna
zaczyna rozwijać gruby czarny materiał, którym owinięta była
szkatułka. Gdy talizman został położony obok księgi biło od
niego jeszcze mocniej czerwone światło.
Yoh:
Odkąd wróciłem znad wodospadu, kazali mi nauczyć się formułek,
które mam wypowiedzieć. Muszę przyznać, że wkuwanie regułek do
sprawdzianów z biologi szło mi lepiej niż to. Ja nawet nie wiem,
co te wszystkie słowa oznaczają. Wzdycham i staję na jednym
ramieniu gwiazdy. Na pozostałych babcia rozmieściła małe
świeczki. Przez płomienie wszystko nabrało teraz pomarańczowych i
żółtych odcieni. Może dzięki temu pomieszczenie nabrało
ciepłych barw, jednak mnie przyprawia to wszystko o ciarki. Nie
podoba mi się następny punkt programu, w którym by rozpocząć
łączenie Księgi z talizmanami, muszę rozciąć sobie skórę tak,
by leciały mi krople krwi. Zresztą, komu by się to podobało? Nie
jestem masochistą i nie podoba mi się samookaleczenie. No ale nie
ma sensu by martwić się rzeczami, na które nie mamy wpływu, tak
więc wyciągam zza paska mały sztylet ze złotą rękojeścią i
srebrnym ostrzem. Podobno przechodzi z ojca na syna już od ponad
tysiąca lat gdy pierworodny stanie się pełnoletni. Czyli, jako że
Hao jest starszy ode mnie to on powinien go otrzymać. Powinien.
Dobre słowo. Wątpię by Mikihisa śpieszył się do oddania go Hao,
nawet gdyby ten żył. Znowu moje myśli kierują się na ten tor a
ja nie mogę sobie teraz na to pozwolić. Upycham je głęboko w
zakamarkach swojego umysłu. Biorę głęboki wdech i wydech.
Powtarzam tę czynność, aż powraca mi spokój. Jednym płynnym
ruchem rozcinam sobie wewnętrzną stronę dłoni. Wyciągam rękę
przed siebie i obserwuje jak czerwone krople krwi, powoli skapuje na
talizman. On zaświecił jeszcze mocniej szkarłatem a napisy na nim
umieszczone zaczęły się zmieniać. Rozpocząłem mówić wszystkie
formułki jakich się nauczyłem a z każdym słowem, czerwień
ciemniała. W pewnym momencie Księga Szamanów Oraz Talizman
Przejścia zaczęły się unosić w powietrze. Zaczęła je otaczać
czarna mgła, która z każdym momentem nasilała się, tworząc
pewnego rodzaju kulę. Z ostatnim słowem wypowiedzianym przeze mnie
miała ona wielkość sporek piłki lekarskiej. Wtem wszystkie
płomienie, jakby za podmuchem wiatru, zgasły. Jednak oświetlało
wszystko złote błyski jakie się z tej kuli wydobywały. W końcu
przybrały one na sile a w pomieszczeniu zrobiło się przejmująco
zimno.
Ciągle 0 komów? Ok,uwielbiam być pierwsza^^
OdpowiedzUsuńNo rzeczywiście,przerwa była długa,ale ja się nie gniewam. Chociaż czasem jak tu wchodziłam to się troszkę wkurzałam,bo jakby nie patrzeć...
ja sama mam urwanie głowy,teoretycznie powinnam zakuwać do tych trzech jutrzejszych sprawdzianów,ale...i zaczynam się bać następnych szkół. Jak to się mówi- szkoła óczy^^
Mrr...notka miodzio*-*
Tylko końca dobrze nie pamiętam,bo ja czytam ostatnie dwa fragmenty,a tu- zostały mi 2 minuty! Ale się wyrobiłam^^
Ooo...*-* Robi się ciekawie...nie żyby wcześniej było inaczej,ale teraz jest coraz lepiej!
Yuki,tak? Hmm...narazie się nie wypowiadam,ale chyba...chyba ją lubię^^
Emm...napisałabym coś jeszcze,ale muszę jeszcze coś dziś zrobić,więc trza kończyć.
Czekam na next!
Elo!
Parę błędów przy odmianie "obdarowywać" zamiast "obdarowywała ich natura", "skapuje" zamiast "...czerwone krople krwi, powoli skapują..."
OdpowiedzUsuńLen powinien przejść jakiś kurs samokontroli. Naprawdę by mu się przydał, bo kto to widział by w przypływie frustracji niszczyć biedne drzewo? Hao by się wściekł na niego. A może nawet wścieknie? Bo mam dziwne przeczucie, że wizja Tamary dotyczyła właśnie starszego Asakury.
Yuki... ciekawi mnie czy to postać epizodyczna czy ją rozwiniesz. Nie wiem co bym wolała skoro na razie wiem tylko, że jest leniwa i lubi drzewa.
Pozdrawiam.
Nowa notka na http://bracia-asakura.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuńZapraszam serdecznie!
brr... aż zimno mi się zrobiło^^'' biedny Yohś... nie to, żebym sama nie pakowała go pod ten wodospad...XD w każdym razie ja bym tam nie wlazła^^' no chyba, żeby ktoś położył na tym kamieniu mandarynki...XD ale mniejsza^^' pragnę Ci tylko zwrócić uwagę, że nieładnie jest przerywać w tekim miejscu;P oczywiście cały opis rytuału i w ogóle wszelkie opisy w tym rozdziale bez zarzutu, no ale co będzie dalej? Hao w cudowny sposób stanie się widoczny?^^ było by fajnie^^ a jakby oprócz widoczności był żywy, byłoby jeszcze fajniej;D kurczak, szkoda mi Yoh... braciszek mógłby mu łaskawie pomóc pozbyć się tego poczucia winy... dobra, wiem, cała ja^^''' w każdym razie rozdział mi się podobał:) buziaczki i czekam na next:):):)
OdpowiedzUsuńhttp://day-night-lien.blogspot.com/ -zapraszam na rodział
OdpowiedzUsuńJezu, strasznie Cię przepraszam...
OdpowiedzUsuńByłam pewna, że już skomentowałam... Ech, dopiero dzisiaj skapnęłam się, że mam zaległości na kilku blogach. To wszystko przez tego Explorera! Musiałam się na niego przerzucić i mogłam sobie na nim przeczytać notkę, ale o jakimkolwiek skomentowaniu mogłam zapomnieć! Wrrr...
Nie mówiąc już o tym, że ostatnio ciężko mi siąść i zająć się czymś innym niż forum. Po prostu na razie nie mam ochoty na blogi. Oczywiście nie tyczy się to Twojego opowiadania xD
Hmmm... Spróbuje sobie przypomnieć, co było w tym rozdziale, który, jakby nie było, czytałam jakiś czas temu.
Nie jestem pewna, czy wizja Tamao dotyczyła Hao. Możliwie, ale coś mi tu nie pasuje... Jakoś nie wydaje mi się, aby tu chodziło o starszego Asakurę.
Błahahaha... Z Yoh to rzeczywiście szczwana bestia, żeby tak próbować wykiwać te okrutne duszki. Niestety... I tym razem biedak poległ.
A ta nowa uczennica w domu Asakurów wydaje mi się jakaś dziwna... Nie wiem, nie przypadła mi do gustu.
Brrrr... Tak, świetny pomysł wysyłać Yoh pod wodospad, gdy tu tak zimno. Od razu wsadzić w samolot i na Antarktydę z nim. Efekt byłby taki sam xD
I będę martwić się razem z Tamao, aby ten rytuał dobrze wypadł i nic złego się nie stało.
Czekam na next ;*
I bardzo dziękuję za dedykację!
Po pierwsze : super opowiadanko ;)
OdpowiedzUsuńPo drugie : booskie opowiadanko
Po trzecie : kiedy nowa nocia??
Po czwarte : ... więcej Hao xD
Nowa notka na http://bracia-asakura.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuńZapraszam!
Buuu... Miesiąc nie było nowej notki T.T
OdpowiedzUsuńhttp://day-night-lien.blogspot.com/ -nowy rozdział, zapraszam.
OdpowiedzUsuńCześć! Chciałabym Cię zaprosić na mój drugi blog: http://swiat-na-krawedzi-zaglady.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Witaj, pozwól, że przedstawię się pseudo, Yokai.Shinari. Chciałam powiedzieć na temat twojego blogu, że jestem pełna podziwu, że jeszcze w tym roku ktoś założył blog traktujący o znakomitej klasyce jaką jest Shamam King. Oczywiście przeczytałam wszystkie notki bynajmniej nie bez zainteresowania. Bardzo ciekawa i wciągająca lektura i odrobinę żałuję, że już wygląda na nieskończoną/zatrzymaną. Oczywiście na pewno inne obowiązki, jak i bywa pewne czasowe znudzenie serią powodują zastój twórczy, znam ten ból. Chciałam również życzyć szybkiego powrotu. Nie godzi się przerywać akcji czytelnikowi w TAK ważnym momencie! x)
OdpowiedzUsuńNiestety (albo pewnie stety) nie będę spamować, wysyłając link z własnym blogiem, gdyż takowego o tematyce SK nie posiadam. Moją twórczość związaną z tą serią owieję na ten czas tajemnicą.
Jeżeli w jakiś sposób zwróciłam na siebie Twoją uwagę, proszę o kontakt mailowy (wbrew pozorom bywam częściej niż na gg):
yokai.shinari@gmail.com
nowy rozdział na www.asakura-twins.blog.onet.pl :)zapraszam:)
OdpowiedzUsuńHej, bardzo się cieszę, że wróciłaś. I przepraszam, że odpisuję dopiero teraz, ale akurat byłam w szpitalu i dopiero co wróciłam. Hmmm... Sprawa jest tylko taka, że ja się już niezbyt zajmuję blogami. Mam jakiś zastój, czy coś T.T Masz dalej ten sam numer GG? Bo chciałabym z Tobą porozmawiać...
OdpowiedzUsuń