Proszę o kulturę, uzasadnioną krytykę, szczere opinie. To wszystko z mojej strony, dziękuję i życzę miłej lektury...

sobota, 30 lipca 2011

3. Wizyta

***
Cisze przerywały ciężkie kroki mężczyzny, który skryty za srebrnym płaszczem przemierzał korytarz ze spokojem. Gdy doszedł do potężnych mosiężnych drzwi, zatrzymał się i przeniósł wzrok na istoty w czarnych płaszczach, kulące się przy ścianach. Lekki uśmiech przemknął mu przez twarz. Pchnął drzwi a przed nim ukazała się wielka sala pochłonięta przez mrok. Wszedł do środka pewnym krokiem, a gdy dotarł do środka sali, zrzucił kaptur z głowy i klęknął na jedno kolano. Nie wielu śmiało podnosić wzrok, by spojrzeć prosto w oczy swojemu Panu, jednak białowłosy nie miał powodów do obaw. Przynosił dobre wiadomości. 
-Już niedługo, mój Panie -rzekł, a jego głos przedarł się przez ciemność. W tym samym momencie zapaliła się pojedyncza świeczka, na samym końcu komnaty. Wyglądała jakby lewitowały, obok widać było zarys postaci, jednak stała ona tyłem do młodzieńca. Śmiech rozniósł się po sali.
-Wiesz co robić- Powiedział zadowolonym tonem. -Nie pozwól im tego dostać.- dodał już chłodniej. Władca obejrzał się przez ramię, jego czarne tęczówki zlewały się z mrokiem. Płomień świeczki zamknął w dłoni, gasząc ją, przez co w komnacie ponowie zapanowały ciemności. 

HAO
Siedziałem na dworze pod oknem kuchni. Po nocy poświęconej na domysłach i próbowaniu wyjaśnienia dwóch dziwnych zjawisk wczorajszego dnia, mogę powiedzieć że jest to tak absurdalne, iż nie znalazłem żadnego wytłumaczenia. Nie lubię czegoś nie wiedzieć a w szczególności gdy dany problem tyczy mojej osoby. Słysząc rozmowę braciszka z jego stróżem, dowiedziałem się, iż widział przez chwilę coś lub kogoś jako białą poświatę. To jest dobra wiadomość. Tylko nie mogę zrozumieć jak to możliwe. Wyjaśnienie jakim cudem zobaczył mnie, jest dość ciężkie gdy posiada się nikłe informacje. Kolejną zagadką, której nie potrafię zrozumieć, było dlaczego czułem dreszcze? Pozbawiony wszelkich odczuć, to jedno pozwolono mi poczuć. Czemu?
Moje rozmyślania przewał kolejny wybuch śmiechu dochodzący zza ściany. Od samego rana mogłem pożegnać się ze spokojem i ciszą, ponieważ wesoła gromadka zaczęła zjeżdżać się do mojego brata. Wszyscy usprawiedliwiali się tym samym zdaniem „wczorajszej nocy poczułem coś dziwnego, więc stwierdziłem: warto przyjechać”. Życzę im by wyjechali tak szybko jak przyjechali. Więcej już ich nie mogło być. Całą swoją uwagę poświęciłem obserwacji liści, które poruszane przez wiatr lekko szeleściły na koronach drzew. Nagle rozległ się dźwięk dzwonka. Skrzywiłem się.
***
-Shorty, Otwórz drzwi. - Poprosiła, czy raczej rozkazała Anna. Blondyn, zeskoczył ze swojego krzesła oraz paru tomów encyklopedii na których siedział, by dostawać do stołu do i wyszedł z pomieszczenia. Chłopak mógł pożegnać się ze swoją kolacją, którą pod czas jego nieobecności zaopiekował się Trey. „Kto to może być? „ zastanawiał się Yoh. Wydawałoby się, iż wszyscy są już obecni . Cóż, będzie weselej. Uśmiechnął się opierając o krzesło. Po chwili wrócił Morty razem z gośćmi.
-Silva ! Miło Cię widzieć – przywitał się szatyn.
-Was również – odpowiedział z uśmiechem na twarzy.  
-Masz jakieś informacje o turnieju, Silva?-Wtrącił Ren. Na odpowiedź na to pytanie wszyscy przenieśli swój wzrok na członka Rady. Poświęcili tyle czasu na przygotowania do walk o Koronę Króla Szamanów a gdy wreszcie nadszedł moment na który wszyscy czekali, turniej został przerwany. Jednak Silva nie dostał szansy by odpowiedzieć.  
-Co to za dziewczyna?- Spytała Anna, która o obecności jeszcze jednej osoby wyczytała z umysłu Manty. Zdziwiło to pozostałych, ponieważ nikt nie widział nikogo poza Indianinem. Jednak po chwili, zza jego pleców wyszła dziewczyna o rudych włosach związanych z tyłu w wysoki koński ogon oraz z lekko postrzępioną prostą grzywką kończącą się przed dużymi, niebieskimi oczami. Ubrana była w czarny top na ramiączka na który założony miała luźny żółty sweter a jeden rękaw zsuwał jej się z ramienia. Przez długie rękawy widać było jedynie palce oraz pomalowane na czarno paznokcie. Miała też granatowe rurki oraz czarne trampki do kostki. Przyglądała się każdemu z obecnych przez chwilę po czym uśmiechnęła się promiennie, podnosząc rękę na wysokość swojej głowy, w geście przywitania.
-Cześć- rzuciła swobodnie, nie przejmując się tym, iż była w centrum uwagi.
-Hej- jako pierwszy zareagował Yoh, ukazując nowo przybyłej jeden ze swoich uśmiechów. Następny był Ryo, który rzucił się na kolana przed rudowłosa, odmawiając swoją formułkę „Bądź mą damą” i wyjmując znikąd bukiet białych kwiatów. Niebieskooką, która zszokowana nie wiedziała co robić, uratował Ren, który dzięki swojemu Guan Dao, pomógł mężczyźnie z włosami a'la Elvis powrócić na swoje miejsce.
-On tak zawsze, nie przejmuj się nim – Usprawiedliwił całą tą sytuacje Horohoro. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, niczym nie odzywając się, jednak po uwadze „Czekam” rzuconej przez blondynkę zaczęła się przedstawiać, jednakże nie wyglądała na urażoną z powodu ostrego tonu Anny.
-Nazywam się Kimiko Aizawa, jestem szamanką.- Następnie przedstawił się Yoh oraz wymienił imiona wszystkich zebranych.

REN

Czemu Silva ją tu przyprowadził? Jest szamanką, jednak nie wygląda na silną. Gdy podało moje imię, poczułem jej wzrok skupiony na mnie. I o dziwo, mimo iż Yoh przedstawiał następne osoby, nadal mi się przyglądała. Spod szklanki mleka ( no bo czego innego? xd), spojrzałem na nią a gdy nasze spojrzenia skrzyżowały się, zmarszczyła lekko brwi jakby się nad czymś zastanawiała. Przyjrzałem się jej dokładnie. Jej twarz nie mówiła mi nic. Nie znałem jej, przynajmniej nie pamiętałem bym kiedykolwiek się z nią spotkał. Więc dlaczego tak mi się przygląda? Rudowłosa zaś odwróciła ode mnie wzrok i przywołała uśmiech na twarz. .
-Miło was poznać – powiedziała- Silva, może zostaniesz tutaj i wyjaśnisz wszystkim o co chodzi? Duszno mi, wyjdę na chwilę na dwór- i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, odwróciła się na pięcie i wyszła.
-Dobrze, tak więc... - spojrzałem na Indianina. Zapowiadało się, na dłuższą historię, skupiłem więc całą swoją uwagę tylko na jego słowach odpychając myśli o dziewczynie na dalszy plan.
-Widzicie, po wdarciu Hao do Sanktuarium, Król Duchów rozpoczął regeneracje sił...
-to już wiemy Silva, dlatego turniej został wstrzymany- wtrąciłem. Czy nie mógłby trochę szybciej? On jednak nie przejmując się mną kontynuował dalej.

HAO

-Przez miesiąc nie mieliśmy z nim kontaktu, dopiero tydzień temu uwolnił część swojej mocy, jednak nie wiemy dlaczego. Przez resztę tego tygodnia wydawał się zaniepokojony. Niektórzy członkowie Rady podejrzewali, iż wznowi turniej,lecz tak się nie stało- na tę wiadomość dało się słychać zbiorowy jęk. - Odezwał się dopiero wczorajszej nocy wybierając szamanów oraz medium, do pewnego zadania. Te właśnie osoby, poczuły coś na kształt dreszczy. -. Hmm. Król Duchów przysłał mnie tutaj do Yoh tydzień temu, czyli miesiąc zastanawiał się czy to będzie słuszna decyzja?  Zauważyłem, iż Silva przestał na chwilę mówić, jednak Anna nie chciała dłużej czekać.  
-Mów dalej- powiedziała. Przyjrzałem jej się. Spokojnie sączyła herbatę oraz wyglądała tak, jakby ta sprawa jej nie obchodziła. Pozory mogą być mylące.
-Ty Anno, Yoh, Len, Trey, Faust, Ryo oraz Chocolove należycie do tej grupy. Składa się ona z 9 członków. Wy stanowicie jej większość, co powoduje iż wasza siła wzrasta, ponieważ jesteście przyjaciółmi oraz wiecie jak ze sobą współpracować. Razem z wami została wybrana jeszcze Kimiko, dlatego Król Duchów zarządził jej przyjazd tutaj, byście mogli lepiej się poznać.- W tym momencie przestał mówić. Nie wydawało się, by miał coś jeszcze do powiedzenia. Yoh od razu zaproponował by rudowłosa została tutaj. Pozwoliłby on tu zamieszkać każdemu kto o to by do poprosił. Jest taki naiwny i ufny wobec ludzi. Rozejrzałem się po jego przyjaciołach. Ciekawe kto z tej gromadki potrafi liczyć do 10. Na twarzy chłopaka o niebieskich włosach który ma na imię Tracy albo Trey, wykwitł szeroki uśmiech. Wyglądał jakby dostał prezent pod choinkę oprawiony napisem „przygoda”. Tak, właśnie na nudę narzekał przez cały dzień, przez co nie dawał nikomu spokoju. Jego zachowanie było irytujące.
-Powiedziałeś, że wyznaczono 9 osób. O kim nam nie mówisz Silva?- Spytał młody Tao. Brawo, Ren. Uratowałeś honor wesołej gromadki.
-Właściwie, to musi być błąd- usprawiedliwiał się Indianin- jest to całkowicie niemożliwe.- jedno było wiadome: kręcił coś i plątał w swoich słowach. Oj Silva, kłamać to ty nie potrafisz.
-Kto?- Spytała blondynka spokojnym oraz dobitnym tonem.
-Hao Asakura.- Kto by pomyślał by imię i nazwisko szamana, który według ich wiadomości powinien być martwy, wywołało ogólne zamieszanie. Różo-włosa oraz siostra Tracy'iego zbladły, Ryo upuścił talerz, który szorował przez bite 10 minut po tym jak został odsunięty od rudowłosej, której zresztą, postać ciągle mnie zastanawiała, Yoh spoważniał a nieudany komik spadł z krzesła z krzykiem „Wszyscy zginiemy”. Niebiesko-włosy zakrztusił się sokiem oblewając się przy tym. Uśmiechnąłem widząc, iż ta perspektywa napawała ich lękiem.  
-Masz racje Silva- Ren odparł ze spokojem. - To musi być pomyłka. Hao nie żyje.- „Ty tak uważasz” wtrąciłem, jednak nikt nie mógł mnie usłyszeć. Oczywiście młody Tao wierzy w swoje zwycięstwo, dlatego nie przejął się wiadomością o moim powrocie.
-Ren ma racje- poparła go Anna. Spojrzałem na nią . Na pewno miała przez chwilę przed oczami scenę śmierci Yoh.. Ciekawe czy popiera go w 100% czy ma tylko taką nadzieje.
-Wiesz co to za zadanie? - Fioletowo włosy wstał od stołu, szykując się do opuszczenia kuchni. Nie dziwie mu się, panuje tu zbyt duży hałas.
-Nie. Niedługo, powinniście zostać poinformowani. Powiedziałem wszystko co wiem a teraz wybaczcie, muszę już wracać- po tych słowach wyszedł z kuchni.. Znając Króla Duchów na jakiekolwiek informacje będzie trzeba trochę poczekać.
-Len skoro już stoisz, pójdź po Kimiko.- Zaśmiałem się. Ta dziewczyna uwielbia wykorzystywać innych ludzi.

KIMIKO

Usiadłam na werandzie, kuląc nogi i opierając o kolana podbródek. Zawiał lekki wiatr a luźne kosmyki włosów, które wydostały się z kucyka zatańczyły razem z nim. Dom postawiony był z dala od gwaru miejskiego, dzięki czemu jest tu wyjątkowo spokojnie, w przeciwieństwie do mojego tymczasowego mieszkania, gdzie przez cały dzień słychać samochody. Do moich uszu dochodziły stłumione rozmowy. Nikły uśmiech pojawił się na chwilę na mojej twarzy. Silva mówił o nich jako o zżytej grupie przyjaciół, prosił też bym nie zrażała się do poszczególnych osób za ich trudny charakter, jednak on nie wie wszystkiego. Bardzo ciężko jest nastawić mnie przeciwko komuś. Wszystko przez umiejętność Empatii. Szanuje cudzą prywatność, tę umysłową jak i uczuciową, jednak czasem dochodzą do mnie pewne sygnały uczuć przez aurę jaka otacza każdego człowieka. Nie wszystko można kontrolować. Westchnęłam. Usłyszałam za sobą czyjeś kroki. Obejrzałam się przez ramię. Pierwszy wyszedł Indianin, pożegnał się ze mną i opuścił rezydencje Asakury. Za nim wyszedł jeszcze złotooki. Zatrzymał się w drzwiach.
-Anna prosiła – powiedział z sarkazmem a mówiąc „prosiła” skrzywił się.-byś przyszła do kuchni- dokończył zdanie. Pokiwałam lekko głowa, przywołując uśmiech. Wstałam i ruszyłam za nim. Gdy doszliśmy na miejsce przystanęłam w progu opierając się o framugę. Wzrok wszystkich powędrował w moją stronę.
-Czyli jesteś szamanką? - pytanie padło od niskiego blondyna. Na imię miał chyba Morty.
-Aha- odparłam z uśmiechem
-Nie kojarzę Cię z Turnieju- Zauważył szatyn z pomarańczowymi słuchawkami.
-Nie byłam w Dobbie Village- wzruszyłam ramionami. Złotooki podniósł jedną brew a następnie dało się zobaczyć cień złośliwego uśmiechu. Najprawdopodobniej myślał iż nie przeszłam pierwszej rundy.
-Dokładniej mówiąc, nie brałam w ogóle udziału w Turnieju Szamanów. Bycie królową mnie nie interesuje- Zaśmiałam się widząc ich zdziwione miny. Dla wielu Turniej to całe życie, poświęcone na doskonaleniu swoich umiejętności. Na pewno każdy z nich musiał przeciwstawić się wielu przeszkodą w dążeniu do swojego celu. Spojrzałam na kuchenkę, która stała nieopodal. Elektroniczny zegar wyświetlał 19.23. Jeśli wyjdę teraz załapie się na kolacje.
-Miło było was poznać, ale na mnie już pora- Ostatni raz uśmiechnęłam się do nowo poznanych szamanów i już odwracałam się by iść w stronę wyjścia gdy zostałam zatrzymana.
-To ty nie zostajesz?- spytał zdziwiony Yoh.
-Oczywiście, że zostajesz.- odpowiedziała za mnie Anna. Miała na szyi zawieszone korale. Ona musi być medium. Zdziwiłam się jednak słysząc jej słowa.- Skoro w przyszłości będziecie tworzyć drużynę, musicie poznać się lepiej. - Musiałam mieć naprawdę dziwną minę, ponieważ niebiesko-włosy roześmiał się.
-Spokojnie, nie będzie aż tak źle– powiedział.
-O ile przyzwyczaisz się do jego głupoty – dodał zaczepnie Len.
-Czy ty coś sugerujesz?
-Oczywiście, że nie Sopelku
-Nie nazywaj mnie Sopelkiem, Krótko-majtku !- Krzyknął Trey, wstając przy tym samym z krzesła.
-Odwołaj to- Fioletowo-włosy również zezłościł się wyjmując swoje Guan Dao.
-USPOKÓJCIE SIĘ ! - Krzyknęła Anna. W Pokoju nagle zrobiło się cicho. Widząc tę scenę nie mogłam dłużej powstrzymać się. Zaczęłam cicho chichotać, zatykając usta dłonią.  
-Wy tak zawsze? - spytałam gdy przestałam się śmiać. Nikt jednak nie odpowiedział. Zatoczyłam palcem kółko w powietrzu, wskazując na całą grupę. - Niesamowite- dodałam- Jednak jeżeli mam zostać tutaj na dłuższy czas, muszę pojechać po swoje rzeczy- mówiąc to uśmiech nie znikał mi z twarzy. Mieszkanie tutaj wydawało się wesołą perspektywą przyszłości.
-Yoh, pomożesz Kimiko przywieźć jej bagaże a co do was lenie śmierdzące, dom sam się nie posprząta. - Powiedziała Itako, wstając i kierując swoje kroki ku pokoju.  

YOH.

 Po chwili czekania na przystanku nadjechał autobus. Usiadłem obok rudowłosej. Okazało się, iż mamy wiele wspólnych tematów do rozmów. Przez większość podróży dyskutowaliśmy na temat różnych kapel muzycznych oraz o naszych ulubionych utworach. Zauważyłem, iż dziewczyna była rozgadana oraz wiecznie uśmiechnięta. Po półgodzinnej jeździe, stałem na chodniku rozglądając się. W tej części Tokyo jeszcze nie byłem. Stały tu głównie szare oraz stare 4 piętrowe bloki. Ściany pokryte były graffiti, niektóre kosze powywracane, a na chodniku roiło się od potłuczonego szkła oraz śmieci.  
-Nieprzyjemna okolica, co? Uważaj pod nogi- zaśmiała się. Ruszyła przed siebie a ja przez chwile milcząc szedłem za nią.
-Nie pasujesz do tego miejsca – powiedziałem. Ona odwróciła się zdziwiona, a następnie uśmiechnęła. Zdecydowanie nie pasowała tutaj. Była zbyt wesołą i barwną postacią by mieszkać w tak smutnym miejscu pozbawionego jakichkolwiek kolorów. Nie dało zobaczyć się zieleni. Drzewa nie rosły tu w ogóle, a tam, gdzie ziemia nie została przykryta chodnikiem, była niezarośnięta przez trawę. Gleba była po prostu wydeptana, co uniemożliwiało wzrost jakiejkolwiek rośliny.
-Jesteśmy- powiedziała. Staliśmy przed nic nie różniącym się od innych budynkiem. Zaraz za nią wszedłem po schodach oraz na korytarz. Otworzyła drzwi. Nie były nawet zamknięte na klucz. Ona widząc moją zdziwioną minę zaśmiała się.
-Mieszkając w tej dzielnicy każdy wie, że nie ma co ukraść. A tym bardziej Nathaniel jest w domu. Czuje kawę. - mówiąc to weszła do środka. Ciekawe czy to jej współlokator.
-Jestem! - krzyknęła. Kazała mi iść za sobą. Samo mieszkanie nie jest wielkie. Wchodzi się od razu do małego salonu połączonego z kuchnią. Naprzeciwko wejścia znajdują się 3 pary drzwi. Z tego co podejrzewam do łazienki oraz dwóch pokoi. Zaprowadziła mnie do środkowego pokoju. Znajdowało się tam jednoosobowe łózko, mała szafa i okno. Ze ścian, które kiedyś musiały być żółte, teraz schodziła farba razem z tynkiem.  
-Naprawdę tu mieszkasz?- zdziwiłem się. Tutaj nie było praktycznie miejsca.
-U Ciebie tak wygląda schowek na miotły co?- zaśmiała się. Musiałem się z nią zgodzić.
-NATE ! GDZIE JEST MOJA WALIZKA?- Krzyknęła. Do moich uszu dotarł dźwięk tłuczonego szkła. Ona jednak się tym nie przejmowała. Pociągnęła mnie za rękaw koszuli i ustawiła w końcu pokoju. Uśmiechnęła się przepraszająco i zaczęła wyjmować swoje rzeczy z szafy na łóżko.
-Po cholerę Ci walizka?- dało się usłyszeć męski głos. - chyba się nie wypro...- przerwał. Stanął w drzwiach, na początku przyglądając się jak dziewczyna wyjmuje ubrania a następnie mierząc mnie wzrokiem. Zmrużył oczy i westchnął. Przede mną stał wysoki, czarnowłosy mężczyzna, wyglądający na 20-21 lat.
-Aha- odezwała się Kimiko. Zabrała z ręki mężczyzny walizkę i zaczęła chować rzeczy- Biorę tylko swoje ciuchy i już mnie nie ma.- powiedziała- widziałeś może moją czarną bluzę?- zapytała. Opróżniła praktycznie całą szafę a teraz rozglądała się po pokoju.
-Na kanapie – odparł. Nie wyglądał na zdziwionego, bardziej tak, jakby spodziewał się tego momentu. Niebieskooka wróciła z uśmiechem na twarzy, składając bluzę. -Dziękuję Nate... i och, na litość boską, nie patrz się tak na mnie ! Wiedziałeś, że nie zamieszkam tutaj na dłuższy czas. I uprzedzając twoje pytania, już odpowiadam – zdziwiłem się jak ta dziewczyna potrafi szybko mówić. Oparłem się o ścianę, obserwując całą tę scenę.- To jest Yoh i tak, do niego się wyprowadzam, też tymczasowo. Obiecuje odwiedzać Cię w wolnym czasie. - Kończąc zdanie, zapięła swoją walizkę. Wyjęła torbę sportową spod łózka, która wydawała się już pełna i zarzuciła ją na ramie. Podszedłem po walizkę i ściągnąłem ją z łóżka.  
-Kimiko, poczekasz chwilę?- spytał Nate.
-oczywiście – zrzuciła torbę na ziemie a sama usiadła na łóżku ze skrzyżowanymi nogami. Nie wyglądało na to by chciała zostawić nas samych. - nie będziesz mi straszył nowych znajomych- dodała z uśmiechem.
-Jak nowych?- To pytanie skierował do mnie. Nie widziałem sensu by kłamać.
-Właściwie to poznaliśmy się dzisiaj- Podrapałem się tez z tyłu głowy, uśmiechając się.
-DZISIAJ?!- wyglądał na dość zdziwionego.
-Aha. Około dwie godziny temu – uzupełniła moją wypowiedź rudowłosa. Westchnęła i wstała z łózka.  
-Muszę spakować jeszcze buty, zostawiam was samych ale jak zaczniesz krzyczeć od razu wychodzę – odparła i wyszła z pokoju wymijając mężczyznę zostawiając go ze zdziwieniem wypisanym na twarzy.. Między nami zapadła niezręczna cisza, którą przerwał czarnowłosy..
-Nie wiem dlaczego zamieszka u Ciebie tak jak nie wiem wielu rzeczy, ale nie mogę jej powstrzymać.-Westchnął. Zaczął masować się po skroniach- Słuchaj, ta dziewczyna ma niezwykły talent do zrównywania sobie przyjaciół i wiedziałem że pewnego dnia wpadnie jak tornado i już jej nie będzie. Tobie radze przygotować się na to samo.- Zmarszczyłem brwi zastanawiając się nad jego słowami. On kontynuował. -Tak właśnie wygląda jej życie. Skacze z kwiatka na kwiatek, odchodzi tak szybko jak się pojawiła. Słuchaj, traktuje ją jak młodszą siostrę, zresztą zrozumiesz dlaczego.- zaśmiał się.- Po prostu musisz mi obiecać, że będziesz na nią uważał- Otworzyłem usta by coś powiedzieć, lecz byłem zbyt zszokowany. Jednak szybko przywołałem swój uśmiech.  
-Nie musisz się o nią martwić- obiecałem
-Nawet nie wiesz jakie ciężkie zadanie wziąłeś na swoje barki, Yoh.- Kimiko stała w drzwiach ze skrzyżowanymi rękoma przed sobą.
-Wpadnę w przyszłym tygodniu, Nate. Do zobaczenia – na pożegnanie pocałowała chłopaka w policzek i ruszyła do drzwi. Wziąłem walizkę oraz torbę którą mi podała. Ostatni raz nasze spojrzenia skrzyżowały się z czarnowłosym. Po chwili szedłem już razem z niebieskooką.
-Często się przeprowadzasz- bardziej stwierdziłem niż spytałem.
-Oh, tak. W sumie najczęściej mieszkałam u kogoś miesiąc lub dwa, tylko u Nathaniela byłam już pół roku. Chciałam już się wyprowadzić dwa razy ale za każdym razem mnie powstrzymał. Nie wiem co mu powiedziałeś ale zachowywał się dość... dziwnie. Nie zrobił ani mnie ani tobie żadnego kazania. - odpowiedziała. Ta dziewczyna naprawdę potrafi szybko mówić a uśmiech nie schodził jej z twarzy.
-Słowem się nie odezwałem – usprawiedliwiłem się. Spojrzała na mnie zdziwiona i zaśmiała się. Reszta drogi minęła nam w przyjemnej atmosferze pomimo tego, iż musieliśmy wracać na pieszo do domu, ponieważ uciekł nam ostatni autobus.



Teoretycznie - jestem zadowolona, praktycznie, cóż. Po prostu wole jak już się wszyscy znają, więc wprowadzenie nowej postaci kosztowało mnie sporo wysiłku, a niestety nowa postać potrzebna jest do wątku opowiadania. Najbardziej jestem jednak dumna z długości notki. Postaram się by wszystkie takie były. Następna notka za tydzień, może też niedługo uzupełnię informacje o bohaterach. Pozdrawiam ;)

sobota, 23 lipca 2011

2. Zapowiedź...

 Życzę miłego czytania ;)


Słońce kończyło swoją wędrówkę po niebie, tym samym żegnając się z miastem obdarzając je różnobarwną gamą kolorów, dzięki czemu Tokio wyglądało jakby kąpało się w promieniach słonecznych. Szare budynki barwiły się na róż, czerwień czy pomarańcz. To zjawisko obserwowała para ciemnobrązowych oczu, stojąc na krawędzi Strasznego Wzgórza..  
-Yoh, czy nie powinieneś być w trakcie wykonywania karnego treningu?-spytał duch samuraja, pojawiając się obok szatyna.  
-Wiesz Amidamaru, nadal nie rozumiem dlaczego Anna tak bardzo się wkurzyła- odparł po chwili.
-Myślę, iż mówiąc byś poszedł zrobić zakupy na kolacje nie miała na myśli cheeseburgerów. - Yoh w odpowiedzi wyszczerzył się do przyjaciela, drapiąc się przy tym za głową.
-Jak dla mnie, kolacja pierwsza klasa – zaśmiał się i powrócił do przyglądania się słońcu.
YOH.
 Wiem, że Amidamaru ma racje. Jeśli nie zabiorę się za trening i Anna się o tym dowie, krotko mówiąc, będę mieć przechlapane. Ale ten widok! Utkwiłem swój wzrok na niebie. Jak wspaniale byłoby zostań tu jeszcze z godzinkę, usiąść po drzewem i cieszyć się słodkim lenistwem ! Przez chwilę nawet zapragnąłem wcielić swój plan w życie, jednakże zrezygnowałem. Cóż, warto pomarzyć. Nie chciałem zdenerwować Anny, ani jej nie martwić. Westchnąłem cicho. Zanim całkowicie zszedłem ze Strasznego Wzgórza, jeszcze raz spojrzałem przez ramię na zachód. Ostatni promień nikł już za horyzontem tym samym oświetlając Wzgórze a moim oczom na sekundę, może dwie, ukazała się jakaś sylwetka jednak nie wyglądała zwyczajnie. Cala lśniła blaskiem, bez wyraźnych zarysów, jednak zachowując kształt człowieka. Wydawała się też bliska mojemu sercu jednak nim zdołałem się przyjrzeć, postać zniknęła razem z promieniem słońca. Przetarłem oczy ze zdziwienia, zastanawiając się czy mam omamy. Nie wiem też czemu ale przypomniał mi się turniej, zakończony ponad miesiąc temu.  
-Yoh, chyba powinieneś gdzieś być – na głos mojego przyjaciela, aż podskoczyłem.
-Co? Ach tak... Gdzie?- Zapytałem kompletnie nie przytomnie. Jednak nie musiałem czekać na odpowiedź mojego ducha stróża.
-ANNA! Krzyknąłem i najszybciej jak mogłem zacząłem biec.
HAO.
 Zastraszony przez dziewczynę. Westchnąłem zażenowany. Spojrzałem ostatni raz na ciemniejące już niebo i ruszyłem za bratem. Nikt mnie nie wyprowadzał nigdy z równowagi, tak jak Yoh. Był taki zadowolony z życia na każdym kroku, we wszystkim odnajdywał pozytywy. Nie przejmował się planetą, która przez ludzką plagę zmierzała ku końcowi. 
 Żałowałem, że nie mogę tu zostać, jeszcze przez chwilę. Stąd byłoby dobrze widać gwiazdy. Niestety teraz muszę „szybować” koło niego, nie mogąc się oddalić. Trochę dziwnie się czułem gdy po raz pierwszy musiałem zamiast biec, unosić się koło Yoh, w pozycji siedzącej. Teraz mnie to raczej bawi. Może też, już się przyzwyczajam do tego, iż jestem „inny” niż kiedyś. Najlepszym przykładem będzie mój wygląd. Moja skóra jest po prostu lekko przezroczysta i bardziej błękitna, tak samo jak włosy i ubranie. Kolejną rzeczą jaka się we mnie zmieniła były odczucia. Nie czuję zimna, ciepła, ani dotyku, to tak jak bym doświadczał wszystkiego przez tafle wody. Najdziwniejsze jednak, co się we mnie zmieniło, to poruszanie. Mogłem chodzić, stać i siedzieć, lecz gdy chce biec – poruszam się z niesamowitą prędkością. Już pierwszego dnia, bycia opiekunem Yoh odkryłem przykry fakt, iż nie mogę zostawić brata. Zawsze wiedziałem, że Król Duchów ma specyficzne poczucie humoru, ale przywiązanie mnie niewidzialnymi łańcuchami, skazując na obserwowanie życie tych, którzy odebrali je mnie, uważam za nieudany żart. Tydzień wcześniej, gdy Anna zarządziła pobudkę i trening dla narzeczonego, ruszyłem w jego ślady. Patrzyłem jak Yoh szykował się do treningu, tzn. próbował się przygotować. Nieprzytomny zakładał buty, co skończyło się założeniem prawego na lewą stopę i lewego na prawą. Co za leń ! Pobudka o 8.00 nie powinna tak wpływać na człowieka ! Wyglądał jakby miał zasnąć na stojąco. Minęła dość długa chwila nim się doczekałem początku biegu. Oczywiście – miałem ochotę pójść z dala od braciszka, jednakże zżerała mnie ciekawość, co może się stać Yoh. Przecież zagrożenie nr 1 pt. „Hao Asakura” zostało całkowicie zlikwidowane. Cóż, na razie nie mogę wyprowadzić ich z błędu. Ruszyłem więc za nim i wtedy napotkałem mały problem. Przemieszczałem się z taką szybkością, że w ułamku sekundy minąłem bliźniaka. Jednak mój bieg jeśli w ogóle mogę to tak nazwać, przerwała dobrze mi znana ciemność. Wróciła po mnie, lecz nie witała jak starego przyjaciela, lecz wroga. Chciała mnie pochłonąć a tym razem, wiedziałem, że zrobiłaby to na zawsze. Musiałem zawrócić, póki jeszcze mogłem. Widziałem powoli znikające światło w oddali. Zacząłem biec, lecz mimo prędkości wydawało się, że nie zdążę. Czułem ja mrok zaciska wokół mnie swoje ramiona, gęstniejąc. Ogarnęło mnie zimno. W pewnym momencie, gdy byłem już tak blisko powrotu, światło do którego zmierzałem wybuchło bielą – jednak mnie nie oślepiało. Też byłem światłem. Przez chwilę połączyliśmy się w jedno, a uczucie zimna, zastąpiło przyjemne ciepło. Następnie świat zaczął przybierać konturów, a ja zostałem sam, stojąc na chodniku. Ciepło mnie opuściło a ja znowu nic nie czułem. Stałem w bezruchu, próbując się uspokoić. Patrzyłem jak wieje wiatr poruszając liście na drzewie, lecz nie dane było mi tego doznać na skórze. Mogłem tylko obserwować. Wezbrała we mnie złość wraz z nadbiegnięciem Yoh. Uświadomiłem sobie jedno tamtego dnia : nie mogę odejść a nawet gdybym próbował, zawsze muszę wrócić w to samo miejsce. Do tej samej osoby, inaczej przepadnę.  Jakakolwiek ucieczka - nie miała sensu.  
***
Gdy Yoh wrócił już do domu oraz po wysłuchaniu krzyków Anny na temat jego nieodpowiedzialności i lenistwie, nie poszedł prosto do pokoju. Hao wciąż obecny, choć dla nikogo nie widoczny, podążał za nim krok w krok. Po chwili stali na dachu wpatrując się w granatowe niebo,usłane gwiazdami. Napawali się ciszą, spokojem zatapiając się we własnych myślach. Oboje rozmyślali o tym samym. O tym krótkim momencie na Wzgórzu, gdzie właściciel pomarańczowych słuchawek widział tajemniczą postać skąpaną w blasku a  długowłosy pierwszy raz od tygodnia poczuł na sobie czyjś wzrok. To było niesamowite jednak dziwne uczucie. Czemu tak się stało? Jak to możliwe, że został zauważony, chociażby przez sekundę? Czy to naprawdę zdarzyło się naprawdę? I dlaczego ta sylwetka wydawała się tak znajoma? Takie pytania krążyły po głowach bliźniaków.
Nagle przyszły ich ciarki ale nie te z zimna, tych Hao nie mógł czuć. Były one zrodzone z przeczucia, te które przychodzą i odchodzą tak szybko ja przyszły, rozchodzą się po duszy budząc niepokój, zapowiadając że coś się wydarzy.
-Yoh? - dobiegł ich głos zza pleców.
-Anna?- Zdziwił się.-  Też to poczułaś prawda? - Zapytał - Ona tylko podeszła do narzeczonego, stanęła obok niego i lekko pokiwała głową.  

Tej nocy nie tylko oni spoglądali w dal, zastanawiając się co przyniesie jutro.

wtorek, 19 lipca 2011

1. Powrót z ciemności

 HAO.
Gdyby spadanie było emocją, to byłoby połączeniem bezradności i strachu.  

W moim śnie spadam, pogrążony w ciemności.

Próbuje krzyczeć, ale krzyk nie wydobywa się z moich ust.  

Próbuje się czegoś złapać – ale nie czuje rąk.

W moim śnie spadam w nieskończoność.

Czy to nadal spadanie, jeśli nie ma ono końca?

To nie sen. To stan między życiem a śmiercią.

Choć raczej mam bliżej do śmierci.
Nie wiedziałem jak długo będę pogrążony w tej pustce. Zastanawiałem się czy tak spędzę wieczność – otoczony ciemnością, która pochłonęła wszystko, nawet dźwięk. Czy to właśnie miało być piekło, które ludzie tak mylnie obrazowali, otoczone płomieniami ? Niektórzy wierzą, iż cierpienie w piekle pochodzi z tęsknoty za bogiem. W moim przypadku, najbardziej brakowało mi światła. I właśnie dzięki tej tęsknocie za blaskiem w mroku, zapragnąłem wrócić na ziemie jeszcze bardziej niż wcześniej. „Zrobiłbym wszystko, by móc wrócić” szeptałem, chociaż nawet ja nie słyszałem tych słów. Jakby nie istniały. Jakbym ja nie istniał. Wyobraziłem sobie ogień. A potem ten płomień rozpaliłem w sobie. Jako nadzieje. 1000 lat służyłem matce naturze. Wiedziałem, że mnie uratuje. I wtedy zauważyłem, że ciemność wokół mnie żyje, a ja zrozumiałem, że miałem zamknięte oczy. Otwieram je i wtedy mrok rozświetliła niebieska łuna światła. Kiedy przyzwyczaiłem się do blasku, zrozumiałem że nie spadałem, ja latałem. Rozejrzałem się i wiedziałem gdzie jestem.
-Hao Asakuro, co zrobiłbyś by wrócić na ziemię? - rozległ się donośny głos Króla Duchów. Trochę mnie to pytanie zaskoczyło, cóż, miałem powody. 1. Przegrałem walkę z Yoh. Nie mogę powiedzieć że wyszedłem z tego cało. Więc bądź co bądź powinienem być martwy. 2. Jeszcze niedawno chciałem wchłonąć moc samego Króla, siłą. I to właśnie jego pomocy oczekiwałbym na samej końcu listy. Po nim byli jeszcze X-laws oraz Yoh ze swoja wesołą gromadką. Nie musiałem zastanawiać się nad odpowiedzią. Była bardziej niż oczywista.
-Wszystko – uśmiechnąłem się słysząc swój własny głos. Nadal nie wierzyłem w to co się dzieje. 
-Turniej został przerwany, a Król Szamanów nie wybrany. Mam nadzieje że rozumiesz do czego doprowadziłeś.- ponownie do moich uszu dotarł potężny głos. Skrzywiłem się lekko, wiedząc że całą winę za to zrzucono na mnie. Patrząc na to z mojej perspektywy, gdyby wesoła gromadka z Yoh na czele mi nie przeszkodziła, to ja byłbym Królem.
-Nie będzie nikogo, kto miałby uratować świat przed Gwiazdą Zniszczenia ? - zapytałem, chociaż znałem odpowiedź.
-Na szczęście masz szanse, by naprawić swój błąd- słysząc to spojrzałem w górę. Trudno było mi okazać jeszcze większe zainteresowanie, skoro nie mogłem patrzeć wprost na Króla Duchów, tylko na niebieskie światło, które otaczało mnie z każdej strony. - wrócisz na ziemię i naprawisz swój błąd – przez chwile jedynym dźwiękiem jaki dało się usłyszeć było lekkie szumienie, pochodzące od poświaty, mój oddech i bicie serca. Mojego serca.
-A gdzie jest „ale”? - zapytałem.
-Po powrocie na ziemie staniesz się opiekunem swojego brata bliźniaka. - Takiej odpowiedzi się domyślałem. Cóż, coś za coś.  
-Wrócisz też w innej postaci. Staniesz się tym za czym tak bardzo tęskniłeś, będąc w ciemnościach.  
-Światłem – odparłem szeptem. Tego się nie spodziewałem. Zaczęło przytłaczać mnie jasne oślepiające światło i wiedziałem że to koniec mojej rozmowy z Królem.  
-Przed czym mam ochraniać Yoh?!- krzyknąłem, ale moja jedyną odpowiedzią była cisza.

Zamknąłem oczy, a gdy je otworzyłem znalazłem się w jakimś pomieszczeniu. Był to średniej wielkości pokój z zielonymi ścianami. Naprzeciwko mnie było duże okno, po mojej prawej stało biurko, była na nim mała lampka, obok leżało parę luźnych kartek, mały kubeczek w którym znajdowały się długopisy i ołówki. Jedna kartka była zmięta w kulkę i poniewierała się na ziemi. Schyliłem się by zobaczyć co jest w niej napisane ale moja ręka przeniknęła przez nią. No tak. Westchnąłem cicho. Wyprostowałem się i skierowałem swoją uwagę na łózko, stojące pod ścianą. Yoh już spał.  


Na szczęście pierwszy rozdział już za mną. Chciałam zauważyć, zaczął się on od: " HAO". Wole narracje pierwszoosobową, dlatego zawsze będzie napisane, z czyjej perspektywy obserwujemy akcje. 
Takiej długości właśnie będą moje notki, trochę ponad 1 str w OpenOffice.  Z góry przepraszam, za błędy językowe ! Starałam się wyłapywać wszystkie, ale nie zawsze wychodzi. Jeszcze jedno - wyjątkowo teraz używałam czasu przeszłego. Możemy to nazwać retrospekcją :D Koleżanka doradzała mi, bym zrobiła z tego prolog, ale jak dla mnie za długi 

Powitanie

To będzie mój pierwszy blog o SK oraz na Bloggerze. Dlatego każdego kto kiedykolwiek będzie to czytał - proszę o wyrozumiałość, ponieważ jak na razie nic nie rozumiem z grafiki, taka czarna magia jak  dla mnie xd.

Będę tu umieszczać w każdą sobotę kolejną część mojej historii.  ( jestem już o 10 rozdzałów do przodu :D ) Będzie to ciąg dalszy Króla Szamanów, tyle że pozmieniam niektóre wątki jak i fakty na rzecz mojego opowiadania oraz mojej wyobraźni, którą obiecuje trzymać na wodzy :D Chciałam też uprzedzić że piszę to opowiadanie dla siebie, ponieważ wątpię by ktoś to czytał xd;
Najważniejsze informacje na temat mojego opowiadania:
1. W moim opowiadaniu bohaterzy mają po 17 lat nie 14. Chodzi mi o to by byli po prostu starsi, a nie chce rozpoczynać akcji 2 lata później.
2.  Akcja rozpoczyna się miesiąc po przerwanym turnieju.
3. Nie wzoruje się na mandze.
4. Wszystkie relacje międzyludzkie, jakie różnić się będą są zmienione bo ja tak chce :D

Dzisiaj zamieszczę pierwszy rozdział a drugi pojawi się w tę sobotę :D
Pozdrawiam,  Izzie