Yoh nie wiedział, że sam widok otwartej księgi może go tak przerażać. Z bramy, która miała prowadzić do nauk Hao Asakury sprzed pięciuset lat, emanowała zła energia. Rozprzestrzeniała smutek, który zaczął już kiełkować w sercach obecnych szamanów. Zapraszała jednak całą siódemkę do siebie. Złote błyski w jej ciemnym wnętrzu zdawały się magiczne i hipnotyzujące. Miała do zaoferowania moc, a oni by ją zdobyć, musieli jedynie przekroczyć bramę, którą utworzyła.
Yoh odegnał od siebie smutne wspomnienia, które jak w niemym
kinie, odtworzyły się w jego pamięci. Zerknął na Anne, która
stała po jego prawej stronie. Marszczyła brwi, patrząc przed
siebie. Reszta też stała w milczeniu i skupieniu. Westchnął i
zrobił niezdecydowany krok do przodu. Przywołał obraz matki
przytulającej go przed wyjściem. Uśmiech dziadka i babci,
spokojnego ojca. Mantę, który żałował, że nie może być przy
jego boku i Tamao, oblewającą się rumieńcami, gdy poprosiła, by
uważał na siebie... Uśmiechnął się, nabierając odwagi.
- To jak, idziemy? - zagaił do swoich
przyjaciół, spoglądając przez ramię.
- Jakbym na ciebie czekał – odparł
Ren ze złośliwym uśmieszkiem. Po chwili wszyscy ruszyli przed
siebie. W końcu nie ma sensu przejmować się tym, na co nie ma się
wpływu...
Ren: Udowodnię rodzinie, jaką siłę mogę zyskać bez ich pomocy.
Horohoro: Drobiażdżki na
mnie liczą. Nie mogę ich zawieść...
Anna: Co takiego
przyszykował dla nas Hao?
Ryo: Spokój jaki
zachowuje mistrz Yoh, jest zaskakujący jak zwykle. Kiedyś zbliżę
się do niego chociażby w minimalnym stopniu...
Faust: Nie martw się,
Elizo. Nawet jeżeli nie będziesz mogła iść ze mną, mam Cię w
swoim sercu.
Chocolove: To jest
straszne... Ta energia... Czuję się, jakbym wkraczał gdzieś,
gdzie świat jest pozbawiony śmiechu...
Yoh: Nie
może zdarzyć się przecież coś aż tak złego, by nie można
byłoby znaleźć dobrych stron...
Była jeszcze jedna osoba. Nie działała całkowicie trzeźwo, by
zastanawiać się co robi. Znak na jej prawym ramieniu piekł nie do
zniesienia. Gdy uchyliła drzwi od kaplicy, ujrzała zamykający się
powoli portal. Poczuła ogarniający ją smutek i chciała się
zawrócić. Nogi jednak jej nie słuchały. Ciało stawało się
ociężałe. Coś kazało jej tam iść. Księga wołała ją swoją
energią a z każdym krokiem bliżej niej, ramie piekło coraz mniej.
Gdy dziewczyna przeszła przez bramę, ta zamknęła się za nią od
razu, a księga zawisła w bezruchu nad podłogą.
***
- Czy ktoś widział Yuki? - spytał Mikihisa, wchodząc do salonu,
kontynuując swoją codzienną przechadzkę. Dziewczyna może i była
leniwa, jednak nigdy nie ignorowała swoich treningów.
- Najprawdopodobniej znowu się leni – odpowiedział spokojnie
Yohmei. W porównaniu do Yoh, jego dało się zmotywować do
treningów. Młoda Igarashi zawsze zdawała się być zmęczona i
obojętna, z myślami utkwionymi daleko stąd.
- Tak, na pewno tak... - mężczyzna podrapał się z tyłu głowy.
Nie wiedział czemu, jednak odczuwał nietypowy niepokój. Obrzucił
spojrzeniem zebranych w salonie. Manta czytał jakąś grubą
książkę, w sumie to mogłaby być nawet encyklopedia. Tamao,
Pilica i Jun rozmawiały cicho, jednak na ich twarzach dało się
zobaczyć ciężar troski. Wyszedł w milczeniu.
Hao:
Nareszcie dostałem to, za czym tak bardzo tęskniłem. Cisza i
spokój. Żadnych przypadkowych natłoków myśli, głupich okrzyków
i narzekań. Zeskoczyłem z kamienia i kontynuowałem swój spacer po
lesie. Nasłuchiwałem śpiewów ptaków. Szukałem oznak
nadchodzącej jesieni, cieszyłem się czasem, który mogłem spędzić
z naturą. Przymknąłem oczy, gdy niegroźny zefirek przedostał się
z koron drzew bliżej ziemi. Delikatny chłód mi nie przeszkadzał.
Podwinąłem rękawy czarnej bluzy. Yuki zakupiła mi parę ubrań.
Miałem na sobie jeszcze czerwony T-shirt, ciemne spodnie i czarne
trampki. Może obecny strój był wygodny, jednak miałem sentyment
do swojej peleryny. Niestety Yuki musiała ją spalić. Yuki...
zastanawia mnie, czy pozostanie już na zawsze wspomnieniem, które z
czasem wyblaknie. Ciekawość może zgubić człowieka. Yuki może
być tego świetnym przykładem. Chociaż jest w tym trochę mojej
zasługi, sama zgotowała sobie ten los. Albo jej przodkowie...
Westchnąłem i wszedłem na wzniesienie, oddalone od rezydencji.
Przymykam oczy, gdy czuję jak wiatr zaczyna wiać. Słońce powoli
chyli się ku horyzontowi, a nieboskłon niedługo pokryją gwiazdy.
Czuję się wspaniale. W końcu... żyję.
Yoh:
To dziwne doświadczenie... Moje ciało nie należy już do mnie.
Kiedy leżałem odrętwiały i nieruchomy, z policzeniem
przyciśniętym do podłogi, której nawet nie widziałem, czułem
się w nim obco. Wszystko spowite było w ciemnościach. Pomimo
poleceń jakie mój umysł wysyłał do mięśni, one odmawiały
posłuszeństwa. Leżąc na brzuchu, zastanawiałem się, co się
dzieje. Nie wiedziałem gdzie się znalazłem, ani czemu nie mogę
się ruszać... Wszedłem do księgi i... obudziłem się tutaj.
Poczułem mrowienie w stopach i nogach. Były to palące sygnały
wracania czucia. Ból narastał i rozprzestrzeniał się powoli po
ramionach. Zebrałem w sobie siły by odwrócić się na plecy. Udało
mi się to z cichym jękiem. Pomimo leczenia ran, one ciągle bolały,
chociaż już nie mogły się otworzyć.
Spróbowałem przywołać Amidamaru, jednakże on się nie zjawił.
Mój głos brzmiał obco. Byłem sam. Gdziekolwiek się znajdowałem,
musiałem wydostać się stąd samotnie. Znużony patrzeniem w
nicość, powoli czułem, jak powieki robią się coraz cięższe.
Poddałem się nadchodzącemu snu.
Ren:
Pierwszy powrót świadomości nie należał do najprzyjemniejszych.
Powitał mnie paraliżujący ból głowy. Ledwo ponownie nie
straciłem przytomności. Potem pojawiło się pierwsze pytanie,
które do tej pory pozostało zagadką. Gdzie się znajdowałem?
Gdziekolwiek byłem, panowały tutaj przerażające ciemności.
Czułem twardą i gładką powierzchnie pod sobą. Jakiekolwiek było
to pomieszczenie, było ciemne jak pieczara oraz zimne, jakby
niedaleko czaiła się śmierć. Spokojnie czekała, aż wyzionę
ducha na jej martwych oczach. Spróbowałem wstać, jednak gdy tylko
chciałem stanąć na nogach, utraciłem równowagę. Ból się
nasilił, czułem, jakby moja głowa miała zaraz eksplodować.
Zacisnąłem zęby i zamknąłem oczy.
Horohoro:
Było cicho. Zbyt cicho. Nie słyszałem nawet swojego oddechu,
bicia serca... Gdziekolwiek się znalazłem, było tutaj zimno.
Posadzka musiała być lodowata, skoro czułem ją pod swoimi plecami przez ubranie. Ramiona
skrzyżowałem przed sobą, by dotykać jej jak najmniej. Kiedy mój
mózg zaczął działać już całkowicie trzeźwo, postanowiłem
wstać i poszukać wyjścia. Lecz gdy chciałem usiąść, uderzyłem
czołem w ścianę tuż nade mną. Czaszkę przeszył ostry ból i
opadłem z powrotem na plecy. Zszokowany próbowałem zorientować
się, gdzie byłem. Po bokach również otaczały mnie ściany.
Spanikowałem, gdy zrozumiałem całą tę chorą sytuacje. Zacząłem
walić pięściami w ściany i krzyczeć z przerażenia. Jednak nie
usłyszałem swojego głosu. To był głuchy krzyk. Strach ogarnął
całe moje ciało i dusze. To musiał być jakiś pieprzony żart.
Nie mogłem być pochowany za życia! Jednak z czasem tlenu zaczęło
mi brakować, a ja przeżywałem największy koszmar swojego życia.
Anna:
Chłód powodował ciarki na całym moim ciele, a przez przeraźliwą
jasność, która raziła mnie po oczach, nie pozwalała mi uchylić
powiek. Siedziałam gdzieś pomiędzy, w pustce, i zastanawiałam
się, ja długo to potrwa. Niepewność i potęgujący strach
ogarniał powoli każdy najmniejszy kawałeczek mojego ciała. Nie
mogłam tu utknąć wiecznie, jednak czułam, jakby tak właśnie się
stało. Jednak nie mogłam. Czekał na mnie obowiązek, spoczywający
na moich barkach. Płuca zaciskały się przez zimne powietrze.
Chciałam ciepła, chociaż na chwilę. Jednak z upływem czasu,
jeżeli taki w ogóle tu istniał, zaczęłam zamarzać. Włącznie z
moją duszą.
Faust:
Myśl o tym, gdzie się znajduje, zeszła na drugi plan.
Najważniejsze było uczucie ulgi, że Eliza nie musiała doświadczać
tego mroku i zimna. Pustki próbującej dostać się do mojego serca,
odbierając całą nadzieję. Och, Elizo! Miłości! Wydostanę się
stąd i powrócę do ciebie! Nic mnie nie powstrzyma i nie sprawi,
bym o tobie zapomniał...
Ruszyłem przed siebie. Nie wiedziałem gdzie zmierzam, po prostu
przemierzałem mrok. Wydawało mi się, że zaczął gęstnieć z
każdym moim krokiem, utrudniając jakikolwiek ruch. Z każdą chwilą
stawał się on bardziej uciążliwy. Jednak ja się nie chciałem
poddać. Ramiona ciemności nie miały tej siły, by mnie zatrzymać,
gdy kroczyłem z Elizą w moich myślach.
Ryo:
- Mistrzu Yoh! Ren! Pani Anno! - moje nawoływanie roznosiło się
echem po nicości. Nie widziałem nic, nie czułem. Jedynie słyszałem
swój głos, rozszalałe bicie serca i przyśpieszony oddech.
Tokageroh też nie było przy mnie. Samotność była straszna.
Jeżeli miałem umrzeć, chciałem to zrobić w ich obronie. Nie
samotnie błąkając się po ciemnościach. Wiedziałem, że znajdę
swoich przyjaciół. Hao Asakura i jego księga nie rozdzielą nas.
Żadne z nas by na to nie pozwoliło.
-Horohoro! Choco! - kontynuowałem. Może nie wiedziałem gdzie
jestem, jednak wiedziałem dlaczego.
Chocolove:
Czy to właśnie to? Koniec śmiechu i radości? Świat pozbawiony
uśmiechu, przyjaźni i ciepła? Czy czas tu stanął? Nie chciałem
tu żyć. W świecie, który został pozbawiony wszystkiego co dobre,
zostając pokryty zimnem i ciemnością. Nie chciałem tu być. W
pustym świecie. Nie chciałem spędzić żadnej z chwil, na które
zostałem skazany. Z niepohamowanymi łzami przemierzałem pustkę.
Było tu tak smutno. Chciałem usłyszeć chociaż najcichszy śmiech,
jednak nawet ja, nie zdołałbym w tej krainie zmusić się do
śmiechu. O dobrowolnej radości nie było mowy. Radość już dawno
zakończyła swoją egzystencję.
Yuki :
Nie chciałam czuć. Chciałam być obojętna, zimna i nie odczuwać
bólu. A bolało mnie wszystko. Najbardziej prawe ramie, piekło
niemiłosiernie, by na chwilę przestać, pozwolić mi się ucieszyć
błogim odprężeniem, by powrócić dziesięciokrotnie mocniej.
Jęknęłam i zachwiałam się na nogach. Zmuszałam się do
ruszania, chodzenia w nieprzeniknionej ciemności. Wydawało mi się,
jakby za mrokiem było zło. Upadłam na zimne podłoże. Pośród
ciemności, leżąc na plecach ogarnęła mnie senność.
Przypomniałam sobie, chwile gdy zobaczyłam wchodzących szamanów
do kaplicy. Nie chciałam tam zaglądać, ale... coś mnie
przyciągało. Zamiast zawrócić swoje kroki, przeszłam przez ten
portal. Czy przegrałam walkę z samą sobą? Westchnęłam. W
ucieczce przed bólem pomógł mi sen. Chociaż nie śniłam, było
to lepsze od zaprzątania głowy niechcianymi myślami.
Tamao:
Westchnęłam zrezygnowana i poprawiłam swoją torbę na ramieniu.
To miał być krótki spacer, w poszukiwaniu paru ziół, a chodzę
po tym lesie już z dwie godziny... Zaczęły boleć mnie już nogi.
Poszukałam wzrokiem prześwitu i zastygłam w miejscu. Wszystko
nagle pociemniało, zmrok zapadł niebywale szybko, a ciemne chmury
zasłoniły gwiazdy i księżyc. Poczułam ciarki na całym ciele,
gdy dotarło do mnie, że czuję się jak w ostatniej wizji.
Odwróciłam się i zaczęłam biec przed siebie, nie przejmując
hałasem. Wtedy zachowywałam cisze, a on i tak mnie znalazł. Nie
liczyłam, ile razy się potknęłam po drodze. Czułam jak pieką
mnie dłonie, obdarte od wielokrotnych upadków. Syknęłam z bólu,
gdy poślizgnęłam się na błocie. Rozbolała mnie kostka, przez co
utykałam. Ból mnie zatrzymał. Podparłam się dłonią o drzewo,
by zaczerpnąć powietrza.
- Możesz uciekać – usłyszałam szept blisko swojego ucha. Przeszyło mnie zimno, jakby ktoś oblał mnie lodowatą wodą. Odwróciłam się. Tajemnicza postać stała w cieniu drzew. Przynajmniej cieszyłam się, że nie znajdował się zbyt blisko mnie. - Jednak przede mną nie znajdziesz schronienia – zamarłam ze strachu. Chociaż był oddalony, szeptał, a ja nie miałam problemu z usłyszeniem jego głosu. Nie mogłam ruszyć ręką, nogą czy chociażby dobyć głosu.
- Możesz uciekać – usłyszałam szept blisko swojego ucha. Przeszyło mnie zimno, jakby ktoś oblał mnie lodowatą wodą. Odwróciłam się. Tajemnicza postać stała w cieniu drzew. Przynajmniej cieszyłam się, że nie znajdował się zbyt blisko mnie. - Jednak przede mną nie znajdziesz schronienia – zamarłam ze strachu. Chociaż był oddalony, szeptał, a ja nie miałam problemu z usłyszeniem jego głosu. Nie mogłam ruszyć ręką, nogą czy chociażby dobyć głosu.
- Pozwól, że się przedstawię – zrobił kilka kroków w moją stronę. W jedynym miejscu, gdzie srebrne promienie księżyca padały na ziemię, stanął on. Pode mną ugięły się kolana i bynajmniej z jakiegoś nagłego uwielbienia. Mężczyzna mnie przerażał. Ubrany był w czarny kostium łowiecki a na niego zarzucony srebrny płaszcz. Do pasa miał przymocowany miecz, złowieszczo połyskujący w słabym blasku księżyca. Jego długie, białe włosy rozwiewane były przez wiatr, którego ja nie czułam. Sparaliżował mnie strach, gdy patrzyłam w jego oczy. Jego tęczówki i białka były czarne. Czułam się, jakbym patrzyła w przepaść, w którą zaraz nieznajomy miałby mnie wepchnąć. Przez jego policzek przebiegała paskudna czerwona blizna. Widoczne były jeszcze czarne szwy. Złowieszczy uśmiech nie wróżył dla mnie nic dobrego.
- Friedrich Luft – nieśpiesznym krokiem podszedł do mnie i uklęknął
obok. Powolnym ruchem przejechał opuszkami palców po moim policzku,
a następnie schował moje włosy za ucho. Miejsca gdzie poczułam
jego dotyk, piekły, jakby jego dłonie parzyły - Szkoda takiej
buźki, by zginęła z mojej ręki – szeptał. Zamknęłam oczy
bojąc się o swoje życie. Dobrze, że nie byłam w stanie płakać.
– Ciii, nie bój się kruszyno. To będzie boleć tylko na początku
- zebrałam w sobie tyle własnej woli, by cofnąć twarz spod jego
dłoni. Opadłam na łokcie i otworzyłam oczy. Friedrich wstał. -
Widzisz, mojemu panu nie podoba się, że twoi przyjaciele – przy
tym słowie skrzywił się, jakby było trucizną w jego ustach –
będą próbować zapobiec spełnienia się przepowiedni. Jego
marzeniu - sięgnął po jeden sztylet, który ukrył za swoimi
plecami. Podrzucił go, uśmiechając się do ostrza, które pod jego
wzrokiem zaświeciło błękitną poświatą. Przeniósł na mnie
obojętne spojrzenie. Jeżeli bezkresna czerń mogła być obojętna.
Zamknęłam oczy, oczekując śmierci. W głowie miałam zadziwiającą
pustkę. Jednak koniec nie nadszedł. Usłyszałam trzaskanie
płomieni i poczułam zapach spalenizny. Usłyszałam urwany krzyk.
Otworzyłam oczy. Friedrich klęczał w płomieniach, a z jego piersi
wystawał kawałek rozżarzonego metalu. Chwilę później ostrze
cofnęło się, a ciało mężczyzny w przerażająco szybkim czasie
spaliło się doszczętnie. Ogień zgasł. Na plecach odczołgałam
się kawałek, odsuwając od gorąca.
Nie wiem jednak czy powinnam czuć radość, czy większe
przerażenie, gdyż przede mną stał nie kto inny, jak Hao Asakura,
dumnie dzierżący swój ognisty miecz. Uśmiech satysfakcji tkwił
na jego ustach, a spojrzenie pełne rozbawienia było skierowane na
wypalone gałązki i liście. Przełknęłam głośno ślinę.
Cofnęłam się jeszcze trochę a gałązki pod moją ręką
zatrzeszczały. Hao podniósł na mnie wzrok, następnie puścił
swoją broń, która rozwiała się w powietrzu. Oparł się o
drzewo, przyglądając mojej osobie w cichym skupieniu.
Ze zdziwieniem zauważyłam, iż nie ma na sobie czerwonych spodni i
peleryny, które zawsze miał na sobie. Może i to dziwne, że w
chwili zagrożenia życia jestem w stanie to zauważyć, ale to
jedyna składna myśl, jaka przedostała się przez chaos myśli.
Zmarszczył brwi, jakby się nad czymś zastanawiał. Podszedł do
mnie leniwym krokiem. Ciągle nie mogłam wydobyć z siebie słowa.
-Jesteś poparzona – mruknął, gdy kucnął niedaleko – co
powiesz na wizytę u Kino? – cień uśmiechu przemknął mu przez
twarz. Wyglądał jakby się dobrze bawił.
-T-ty naprawdę żyjesz – skrzywiłam się na dźwięk swojego
roztrzęsionego i zachrypniętego głosu. Hao machnął ręką, jakby
ta informacja była mało istotna.
-Oczywiście, że żyje. Czemu miałbym być martwy? – Wstał i
ruszył powoli. Spojrzałam na jego plecy. Nie zatrzymał się, nie
obrócił by sprawdzić czy idę. Hao nie należał do osób, które
powtarzają swoje słowa. Osoby takie jak on oczekują, że za nimi
pójdziesz. Wie, że nie zostawił Ci innego wyboru. A ja nie
wiedziałam co zrobić. Jeżeli tu zostanę, mogę ponownie natknąć
się na kogoś pokroju Friedricha albo po prostu zabłądzić. Jednak
pójście za Hao było również niebezpieczne i wolałam nie myśleć,
jak szybko moje ciało mogłoby zamienić się w kupkę prochu. A
jeśli już o prochu mowa... spojrzałam na miejsce, gdzie jeszcze
przed chwilą znajdował się mój napastnik. Sam smród był
nieprzyjemny. Zapadła szybka i niepewna decyzja.
Z ulgą stwierdziłam, że wraca mi władza nad moim ciałem. Szłam
powoli, podpierając się o każde drzewo które minęliśmy.
Utykałam, jednak Hao nie zniknął z mojego zasięgu wzroku. Chociaż
dużo dalej, widziałam ciągle jego sylwetkę, prowadzącą mnie z
powrotem do domu.
***
- Słońce już dawno zaszło – odezwała się Kino, wchodząc do
salonu, gdzie zastała zgromadzoną rodzinę Asakurów oraz
nastolatków. Stanęła w najbardziej oddalonym rogu, podpierając
się na swojej lasce.
- Jak długo tam będą? - spytała zmartwiona Pilica. Cały czas
zastanawiała się, co zdarzy się jej bratu. Wiedziała, że lepiej
go nie zostawiać samemu.
- Tego nie wiemy – odparł Mikihisa, który stał przy oknie i
patrzył w horyzont. Ciche westchnienie rozniosło się po pokoju.
Nie wiadomo co takiego przygotował im Hao Asakura aby dostatecznie
chronić swoje nauki. Przez dłuższą chwilę w pokoju zapanowała
cisza i każdy pochłonięty był w swoich myślach. Przerwa ją
dopiero Manta.
- Czy ktoś widział dzisiaj Yuki i Tamao? - Igarashi nie zjawiła
się również na obiedzie a Tamao wyszła jeszcze przed zachodem
słońca. Obu dziewczyn nie widział od dłuższego czasu. Blondyn
spojrzał na ojca bliźniaków.
- Yuki widziałem ostatnim razem gdy skończyła wieczorem trening –
odezwał się po chwili. - Tamao miała znaleźć zioła, potrzebne
do zrobienia maści leczniczych.
- Może coś im się stało? - pytanie padło od strony Jun. Martwiła
się.
- Cóż... - Rozpoczął Yomei – Yuki nigdy nie zniknęła na cały
dzień, chociaż ostatnio wychodziła na dłuższe spacery –
kontynuował wpatrzony w zegar wiszący na ścianie.
- Ale jaki spacer trwa cały dzień? – Oyamada nie krył swojego
zdziwienia.
- Bardzo długi i relaksujący? – przez chwilę panowało
zmieszanie i cisza. Rozbawiony męski głos wprowadził zaskoczenie.
Jednak po chwili wszyscy domownicy wzrok mieli utkwiony w młodzieńcu,
ubranym na czarno. Twarz była tak boleśnie znajoma, włącznie z
tym szyderczym uśmieszkiem, który w przeszłości nie wróżył nic
dobrego.
-Hao- Mikihisa wypowiedział jego imię, tak jakby się nim dławił.
Hao:
Na ich twarzach malowało się niedowierzanie i strach. Uśmiechnąłem
się pod nosem. A myślałem, że nic nie może jeszcze bardziej
poprawić mi humoru. Mogą zbierać swoje opadnięte szczęki z
ziemi.
-We własnej osobie – powiedziałem. Oparłem się ramieniem o
framugę, krzyżując ramiona przed sobą. - Och, Yohmei, cieszę się
za ten gościnny gest ale naprawdę myślisz, że nie dam rady paru
nędznym duszkom liści? - zapytałem z kpiną. Już zaczynałem
zapominać jak uczucie satysfakcji towarzyszy przy wzbudzaniu
strachu. Jakby na dowód słów spaliłem jedynie kilka duszków, te
najbliżej staruszka. - Nie chcę dzisiaj walczyć – kątem oka
zerknąłem na różowo-włosom, którą stanęła niepewnie
niedaleko wejścia. - Zwracam zgubę – posłałem znudzone
spojrzenie Tamao. Mrugnęła nerwowo po czym powoli przeszła obok
mnie. Wyglądała jakby zaraz miała zemdleć. Przez szok nie myśli
jeszcze całkowicie trzeźwo. Jej umysł jest wielkim bałaganem.
- Tamao!? - Jun podbiegła do przyjaciółki i podtrzymała ją, gdy
ta się zachwiała.
- Co jej zrobiłeś? - warknął Mikihisa. Nie mam nastroju na walkę.
Jeszcze nie teraz.
- Nie tak wyglądają podziękowania, Mikihisa – posłałem mu
pogardliwy uśmieszek – może domyślasz się, kto nie chce by
wybrani przez Króla Duchów zyskali nową moc – odwróciłem się
i zrobiłem krok do przodu gdy przypomniałem sobie o Yuki.
Spojrzałem przez ramię. - Nie czekajcie z kolacją. Ona tak szybko
nie wróci. - z uśmiechem satysfakcji zszedłem z werandy i zanim
Yohmei zdążył zareagować razem z Mikichisą, atakując mnie
duchami, teleportowałem się pod dawny zielnik.
Tamao:
-Jak się czujesz? - spojrzałam na Jun. Dotknęłam policzka na
którym teraz znajdował się opatrunek. Rana nadal piekła.
Opowiedziałam Asakurom o Friedrichu, o Hao. Ciągle byłam
przestraszona. Dopiero gdy brat Yoh zniknął, Kino zajęła się
poparzeniem a ja zaczęłam mówić, dopiero wtedy byłam w stanie
płakać. Westchnęłam cicho, wyglądając ponownie przez okno.
Podciągnęłam koc, który na siebie zarzuciłam.
- Dobrze – skłamałam. Przyglądałam się parze na oknie. Jeżeli
spojrzę Jun w oczy, nie będę mogła skutecznie wypierać się
prawdy. Gdy poczułam dłoń na swoim ramieniu, drgnęłam.
- Groził ci śmiercią ktoś, kogo zamiarów nawet nie znamy.
Mikihisa nic nie powiedział, chociaż... ech, nieważne. Uratowała
cię osoba, której wszyscy się boimy, osoba, która powinna nie
żyć. - przestała mówić. Spojrzałam na nią kątem oka.
Zobaczyłam jak dziewczyna waha się czy coś mi powiedzieć. Jun
przeniosła na mnie swój wzrok. - Len upierał się, że Asakurowie
czegoś nam nie mówią. Ale wiesz jaki jest Len – dodała szybko.
- Tak czy inaczej, nie jest dobrze, prawda Tamao? - wyszeptała.
Cichy głosik podpowiedział mi, że Jun w środku jest tak samo jak
ja, zmartwiona i roztrzęsiona.
-Czuję się jakbym miała zaraz rozpaść się na maleńkie
kawałeczki – powiedziałam szybko, oczy zaczęły piec mnie od
łez. Zacisnęłam powieki. Od środka rozrywał mnie strach o życie
swoje jak i przyjaciół.
-Będzie dobrze - usłyszałam głos Jun - jakoś to wytrzymamy -
zwróciłam uwagę, na przyrostek „my”. To głupie, ale mnie
ucieszyło. Jednak Tao rzadko kłamie. Od razu wiedziałam, że nic
nie jest pewne. Nie będzie mogło być dobrze tak jak było.
Hao:
Usiadłem na futonie lekko zmęczony. Przywołanie Ducha Ognia
zabrało mi wiele foryoku, do tego doszła teleportacja. Myślałem,
że jestem całkowicie zdrowy. Teraz rozumiem, że czułem się
dobrze dzięki regeneracji mocy, którą dzisiejszej nocy straciłem
w nadmiarze. Jednak myślę, iż wystarczy mi trochę snu, by jutro
czuć się pełni sił. I najlepiej, jak do powrotu Yoh nie będę
używał foryoku. Zamknąłem je w sobie, by nikt nie mógł wyczuć
fali energii, jakie da się odczuć. Westchnąłem. Nie mam dużo
czasu.
Ostatnią rzeczą jaką kupiła mi Yuki, był duży podróżny
plecak. Wrzuciłem do niego wszystkie ubrania, których nie było tak
dużo oraz resztę drobnych rzeczy. Zabrałem futon ze sobą, plecak
przerzuciłem na ramię i zwinnie wspiąłem się na dach domku.
Ledwo zdążyłem rozłożyć się wygodnie i zacząć wpatrywać w
gwiazdy, gdy usłyszałem szeleszczenie dochodzące z dołu.
-Yuki?! - jest to głos Mikihisy. Pukanie do drzwi nasiliło się.
Następnie skrzypnięcie drzwi powiadomiło mnie, iż mężczyzna
wszedł do starego zielnika. Uśmiechnąłem się pod nosem. Mógłbym
oddalić się od tego miejsca, ale za bardzo podobało mi się granie
na nosie Mikihisie. Dodatkowo zamknięcie foryoku w sobie i zażywanie
połączenia pewnych ziół, sprawiało, że moja energia była nie
do odczucia. Byłem prawie niewidzialny. Chwilę później zapadła
cisza. Pogrążyłem się w swoich myślach. Tak jak planowałem,
ujawniłem swoją obecność już całkowicie. Chociaż nie
planowałem bawić się dzisiaj w bohatera... Uśmiechnąłem się.
Umysł Friedricha był jak otwarta księga. Dowiedziałem się
wszystkiego czego chciałem. A Tamao... zdziwiło mnie, że jednak za
mną podążyła, a nie zemdlała na mój widok. To poparzenie,
wiedziałem, że muszę się przyjrzeć z bliska. Było nietypowe.
Spojrzałem na ciemny nieboskłon usłany gwiazdami. Panował taki
spokój... natura pewnie to czuła. Nadchodzące zmiany i jej
zniszczenie a to był spokój przed burzą.
***
Ekhm... ja proszę! Nie po twarzy. Sama nie wiem co się ze mną dzieje, ale dzieje się coś niedobrego >,<
Oczywiście spóźniona - Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku, kochani! By 2012 był taki, jaki chcemy by był! No i abyśmy apokalipsę przetrwali. Dobranoc ♥
Ekhm... ja proszę! Nie po twarzy. Sama nie wiem co się ze mną dzieje, ale dzieje się coś niedobrego >,<
Oczywiście spóźniona - Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku, kochani! By 2012 był taki, jaki chcemy by był! No i abyśmy apokalipsę przetrwali. Dobranoc ♥
Niach, niach... Jestem pierwsza xD
OdpowiedzUsuńAlbo coś mi się wydaje, albo te rozdziały stają się coraz to krótsze, moja droga...
Hmmm... Nie wiem, co powiedzieć, naprawdę, nie mam zielonego pojęcia. Podobały mi się te krótkie fragmenty, w których były opisane, jak każdy reaguje na księgę. Nie rozumiem, dlaczego Yuki przeszła przez bramę i co ją do tego zmusiło, ale wierzę, że to wkrótce wyjaśnisz.
Friedrich... Znowu jakiś Niemiec, da? Cóż... Z Niemców, to ja toleruję jedynie Fausta xD Innych niet xD A przynajmniej w opowiadaniach. Dobrze, że Hao pomógł Tamao, ale martwią mnie te oparzenia... Skoro nie są zwykłe, to jakie? One jeszcze coś zrobią Tamamurze, tak? To jakaś pieczęć? CO TO JEST?! I głupi Asakurowie... Oczywiście ukrywają prawdę, aby kryć swoje tyłki i co tam, że przez to narażają życie swoich dzieci. Phi... Co ich to obchodzi, prawda?
Oki, czekam na next ;* I sama muszę się zmobilizować do pisania xD
To mój ulubiony rozdział w twoim wykonaniu. Zdecydowanie.
OdpowiedzUsuńNajbardziej podobały mi się opisy w jakim stanie są chłopcy(dziewczyny zresztą też^^")
Naprawdę,cudo. Moim skromnym zdaniem najgorzej miał Horo. Leżysz w całkowitych ciemnościach i czekasz aż nie będziesz miał czym oddychać. Brr...
Biedna Tamao. To musiało być traumatyczne przeżycie... Dobrze że Haoś się zjawił,inaczej byłoby po niej.
A co do Hao,to ja po prostu uwielbiam jak on gra na nosie Mikihisie^^"
Pozdrawiam
jej, to było śliczne, jak Hao uratował Tamao^o^ wprawdzie jestem świadoma, że nie wszyscy mają takiego hopla na punkcie paringu HaoxTamao jak ja, ale i tak miło było coś takiego przeczytać^^ tylko, kurczak, zaniepokoił mnie ten Niemiec... zdecydowanie nie był takim fajnym Niemcem jak Faust czy Niemcy-Ludwig== i fajnie, że Hao go przejrzał, ale mógłby się swoimi spostrzeżeniami z nami podzielić, co?;P
OdpowiedzUsuńmi również podobało się opisywanie przeżyć każdego z bohaterów z jego perspektywy:) chociaż wydaje mi się, że w przypadku Fausta za mało było wspominania ElizyXD
rozdział jak zwykle świetny:) i nie martw się, opóźnienia to mam ja, nie Ty^^''
buziaczki i z niecierpliwością czekam na next:)
http://day-night-lien.blogspot.com/ -zapraszam na nowy rozdział. Nadrabianiem u Ciebie zajmę się jutro:)
OdpowiedzUsuńAch, Hao się ujawnił. Przyznaję, całkiem zabawne jest to jego mieszkanie w posiadłości o czym Asakurowie nie wiedzą. Tak fajnie robi z nich idiotów. I to większych niż zwykle. Bo jak oni mogą wszystko ukrywać. Wcześniej prawdę o Hao teraz znowu coś... Chronią tajemnic rodu bardziej niż receptury coca-coli^^
OdpowiedzUsuńTo co z tymi oparzeniami Tamao? 13. sądzi, że zrobią jej większą krzywdę... Ja mam wrażenie, że ciekawsze jest ich pochodzenie. Kim był ten Friedrich, że sam jego dotyk to spowodował?
Zapraszam na mój drugi log, bo pojawiła się tam kolejna notka.
Pozdrawiam.
Nowa notka na http://sk-new-story.blogspot.com/ Zapraszam.
OdpowiedzUsuńU Cb jestem w trakcie czytania. Opowiadanie fajnie się zaczyna (jestem w 6 rozdziale) i dodałam cię do linków.
Po pierwsze przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale ostatnio jakbym nie była sobą i jestem roztrzepana^^''. Mama nadzieję, że mi wybaczysz^^'
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to przeżycia bohaterów aż mną wstrząsnęły. Opisałaś to niebywale rzeczywiście i precyzyjnie.
A ratunek Tamao przez Hao dał mi nadzieję, że może rozwiniesz to jakoś dalej^^''. Tak, wiem marzyć sobie mogę^^.
Ps. "Rysa dziewiąta" na http://swiat-li-anahi.blog.onet.pl/
Zapraszam i pozdrawiam^^
http://swiat-na-krawedzi-zaglady.blogspot.com/ -zapraszam na rozdział.
OdpowiedzUsuńYay^^ Nareszcie udało mi się przeczytać. Długo to trwało, c`nie? Ech... To przez brak czasu. Nie tylko ty na niego cierpisz. Koniec semestru mam, a co jak co trzeba wyrównać oceny ostatnimi sprawdzianami i kartkówkami.
OdpowiedzUsuńSkończę użalać się nad moim życiem i tym jak czasu nie mam. To teraz z innej beczki :D
Notki mi się podobały. A ta, według mnie najlepsza.
Haoś^o^ Jak miło, że władca ognia się ujawnił. I uratował Tamao przed tym Friedrichem. I dobrze, że Tamcia poszła za Haosiem.
Jak ja kocham wymiany zdań miedzy Haosiem i Mikihisą. Są takie nietypowe, ale jednak wyjątkowe ^^"
Księga. To zUo. Biedni szamani Q_Q Ech... A Yuki to też się wpakowała. Jej czyn był spowodowany ciekawością czy może głupotą? Bo najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy z tego, co robi.
Czekam na next i mam nadzieję, że mnie o nim powiadomisz.
Buziaki.
notka na http://sk-new-story.blogspot.com/ Zapraszam
OdpowiedzUsuń"Rysa dziesiąta" na http://swiat-li-anahi.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuńZapraszam^^
http://swiat-na-krawedzi-zaglady.blogspot.com - zapraszam na rozdział
OdpowiedzUsuńRozdział na http://swiat-li-anahi.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuńZapraszam^^