Proszę o kulturę, uzasadnioną krytykę, szczere opinie. To wszystko z mojej strony, dziękuję i życzę miłej lektury...

środa, 31 sierpnia 2011

8. Przepowiednia Nocy

Yoh:
Rudowłosa oddycha głęboko i wzdycha, tak jakby wiedziała, że to nastąpi. Zrezygnowana opada na oparcie kremowej kanapy i zaczyna masować sobie skronie. Po chwili nachyla się po swoją herbatę i upija łyk.
Dasz nam chwilkę ? mówi spoglądając na Silvę. On kiwa głową i opiera się o ścianę. Rozlega się cichy trzask gdy pojawia się Shoichi. Na stole kładzie szklaną szkatułkę, w której były dwa talizmany zapisane dziwnymi znakami. Zaraz po nim Anna dokłada drewnianą skrzyneczkę i uchyla jej wieko. W sumie są trzy amulety.
-Anno, co to jest? - pytam a ona nie odpowiada tylko idzie w stronę fotela, na którym siada.
-To są Talizmany Przejścia, Yoh – odpowiada mi rudowłosa – i żeby zrozumieć o co chodzi, muszę zacząć od samego początku – przerwała na chwilę i wyciągnęła zza pleców poduszkę. Objęła ją ramionami opierając przy tym o nią podbródek - Zacznę od tego, po co pojechałam do Izumo – zaczęła mówić a my słuchaliśmy każdego jej słowa.

Kimiko:
Swoje opowiadanie rozpoczęłam od samego początku, gdy Kino przeczytała list Anny, jak szłam w ciemnościach i jak zobaczyłam szkatułkę po raz pierwszy. Wspomniałam im o tym, że potrzebny będzie demon, jednak pominęłam niektóre pytania dotyczące mojej osoby.
-Nadal nie powiedziałaś jak Shoichi został twoim stróżem – usłyszałam głos Horokeu, gdy przestałam na chwilę mówić. Wzdrygnęłam się lekko i już chciałam się tłumaczyć, jednak ratuje mnie Itako.
-Horohoro, nie mamy całego dnia, więc łaskawie zamilcz i słuchaj dalszej części, bo nikt nie będzie specjalnie Tobie jej powtarzać – mówi obrzucając go spojrzeniem, którego jak myślę, nie wstydziłby się nawet bazyliszek. Ja zaś kończę swoją opowieść, sama wracając wspomnieniami do tamtego dnia.

Dwa miesiące wcześniej...

-Dwa tysiące lat temu jeden z pierwszych szamanów, który został Królem Szamanów, na łożu śmierci wypowiedział przepowiednie, nazwaną później Przepowiednią Nocy - całą uwagę poświęcam Kino, jednak panujące tu zimno daje mi się w znaki i czuję ciarki na swoim ciele. Zaciskam dłoń na koszuli Sho a on mocniej przyciska mnie do siebie. Kątem oka widzę jak zmartwionym wzrokiem, przygląda mi się.
-Przepowiednia Nocy?- nigdy o niej nie słyszałam a nazwa nie budzi we mnie pozytywnych emocji, teraz gdy stoję w ciemnym pomieszczeniu oświetlonym jedynie błękitnymi płomieniami..
-Rada Szamanów uznała, iż lepiej będzie gdy zostanie ona nie ogłoszona. Słowa te wypowiedziane zostały w staro-szamańskim języku i ciężkim do zrozumienia jak na te czasy, więc przytoczę bardziej współczesne słowa byś zrozumieć je mogła ty oraz reszta – mówi a ja marszczę brwi i zastanawiam się nad każdym jej słowem. Im mniej będę pytać, tym mniej się dowiem, dlatego decyduje się wtrącić w wypowiedź Itako, gdy ta na chwilę zamilkła.
-Skoro przepowiednia trzymana jest w tajemnicy, to skąd ją pani zna? - pytam a ona kiwa głową.
-Kiedy w swoim drugim wcieleniu Hao reinkarnował się jako członek Wielkiej Rady Szamanów, dowiedział się o niej dzięki kronikom, które są w podziemiach siedziby Rady. Gdy przeczytał on o przepowiedni, zrozumiał, że nawet gdyby wydarzyła się podczas jego następnych reinkarnacji w walkę z tym co ma nadejść zamieszane będzie więcej osób. Dlatego też powrócił tutaj, do Izumo i zaklął w Księgę Szamanów część swojej mocy oraz nauki po których, szaman miał stać się silniejszy. Jednak nie chciał, by ta siła dostała się w ręce każdego, kto ją przeczyta, dlatego zapieczętował tę siłę tak, by ktoś czytając Księgę może i stał się silniejszy tak jak zrobił to Yoh, jednak nie poznał wszystkich nauk. Dlatego powstał talizman, który pozwala poznać wszystko co zaklęte we wszystkich stronicach. Rozszczepił go, dla bezpieczeństwa, na trzy. Dwa pozostały tutaj i właśnie na nie możesz patrzeć. Jeden został skryty, głęboko w górze na której znajduje się Osorezan. Ponieważ serce Asakury jest zaślepione złem, dlatego połączyć talizmany może jedynie on bądź ktoś związany z demonem. - kończy swój wywód a ja patrzę w szmaragdowe oczy Shoichiego. Oboje wiemy, że czeka nas ciężkie zadanie.
-Z tego co się domyślam, Anna będzie musiała niedługo odwiedzić Osorezan. Zgadza się?- pytam zwracając się ku Kino. Ona kiwa głową a ja rozumiem, żeby nie drążyć tematu dalej. Zostało mi jedno pytanie, po którym jak przypuszczam skończy się moja wizyta w tej zimnicy i wreszcie znajdę się w ciepłym łóżku a o niczym innym teraz nie marzyłam.
-Jak brzmi Przepowiednia Nocy?- przymykam oczy a po chwili roznosi się głos Kino odbijając o ściany.


W bezgwiezdną noc będą mówili:
szkarłat niebo przeciął.”
Kamienie szlachetne wyraźniej ujrzą świat
i waleczni próbie będą poddani.
A gdy rozlegnie się orli krzyk,
narodzi się obawa, o słońce w czerwień odziane.”


teraźniejszość:

-Następnie wyszłyśmy stamtąd z Kino. Dała mi również te talizmany, jednak ja w prezencie nabawiłam się dodatkowo przeziębienia – kończę opowiadać i rozglądam się po pokoju. Wszyscy milczą zastanawiając się nad tymi słowami. Proszę, nie pytajcie o co w tej przepowiedni chodzi. Nie mam zielonego pojęcia a sama Kino, mówi, że jej znaczenie poznało niewiele osób zaś Hao w swoich dziennikach, gdzie również spisał Przepowiednie Nocy, skomentował ją jednym zdaniem. „W przyszłości odbędzie się bitwa, o coś więcej niż marne losy ludzkie”. Anno, teraz twoja kolej. Powiedz proszę dokładnie, o co chodziło w wizycie w Osorezan. Mają prawo wiedzieć, zresztą, ja też jestem ciekawa – ziewam i zakrywam usta dłonią. Poprzedniej nocy mało spałam i teraz jestem padnięta.
Mam nadzieję, że duża ilość informacji nie będzie trudna do przyswojenia dla szamanów. Ale czas nie jest dzisiaj po naszej stronie. Wdycham cicho i przymykam oczy wsłuchując się w słowa Itako.
-Kiedy Kimiko wróciła z Izumo dała mi list od babci Yoh. Była w nim instrukcja jak dostać trzeci talizman, który znajdował się w Osorezan. Właśnie tam wyjechałam miesiąc temu...

Anna:
Stanęłam przed wejściem do jednej z największych świątyń w Osorezan. Właśnie skończyłam poranną medytacje. Chwyciłam za rączkę ozdobioną srebrem i zapukałam trzy razy. Słyszę jak donośny dźwięk roznosi się w środku. Po chwili wrota otwierają się a w przejściu stoi mężczyzna, około trzydziestki w czarnym garniturze. Przygląda mi się.
-Witaj, pani Anno – powiedział i ukłonił się. Otworzył drzwi szerzej, tak żebym mogła wejść. Przechodząc przez sale wejściową, wyłożoną białym i kremowym marmurem, kolorami tworzącym spirale, wchodzę po hebanowych, kręconych schodach prowadzących w dół i powolnym krokiem poruszam się pomiędzy różnymi pokojami. Jako, że już dawno minęłam sale zen, centrum świątyni i inne pokoje do medytacji i ćwiczeń teraz idę długim korytarzem, którego ściany z mojej lewej strony pokryte są lustrem, zaczynającym się od samej podłogi kończące przy suficie. Po prawej, na białych ścianach wiszą portrety jednych z największych medium jakie kiedykolwiek stąpały po tym świecie. Najczęściej stare osoby, wymalowane na płótnach, śledzą moje kroki swoimi martwymi i nieruchomymi oczami. Na samym końcu widzę portret mojej matki i krzywię się. Jest jedną z niewielu Itako, których portret powieszono za ich życia. Korytarz ten znajduje się pod ziemią, dlatego jedynym źródłem światła są żyrandole z których zwisają małe kryształki. Dochodzę do końca korytarza i staję przed średniej wielkości czarnymi drzwiami, pokrytymi złotymi liniami, ułożonymi w kształt kwiatów a na ich szczycie również złotą czcionką wypisane były słowa.
Nie ufaj ciemności, wierz w światło”
Uśmiecham się ironicznie do tych brzmiących strasznie poważnie słów i nie rozumiem za bardzo czemu one mają służyć. Wyciągam dłoń i wkładam mały złoty kluczyk do zamka , przekręcając go. Wszystkie linie poruszają się, by w końcowych wyniku z kwiatów przekształcić się w wzór płomieni. Drzwi uchylają się a przede mną jest tylko ciemność i wiem, że nie mogę zabrać ze sobą światła. Ono i tak zostanie pochłonięte przez mrok. Dociera do mnie chłód, więc naciągam rękawy płaszcza który już wcześniej zarzuciłam. Zamykam oczy i pozwalam by moje myśli się uspokoiły a następnie robię krok do przodu, jednak zostaje powstrzymana.
-Jesteś pewna, że dasz radę?- słyszę pytanie ale się nie odwracam. Jedną dłoń opieram na framudze drzwi. Ten znienawidzony przeze mnie głos aż przecieka kpiną i ironią. Głos mojej matki. Chce zignorować ją i robię krok na przód i już w połowie zanurzam się w tej czerni.
-Twoje wejście będzie równoznaczne z twoją śmiercią – mówi, jednak nie po to by mnie przekonać bym się zatrzymała. Mówi to z taką pewnością, jakby śmiała się mi w twarz, mówiąc, że jestem słaba. A ja wiem, że nie jestem. Teraz ogarniał mnie spokój, ponieważ spędziłam już dwa tygodnie w Osorezan poświęcając je medytacji.
- Chciałabyś – mówię tylko i wkraczam w mrok. Nie mogę już usłyszeć czy coś odpowiedziała. Czuję jak mrok zaciska wokół mnie swoje ramiona, jak zimne i wilgotne macki, powodując gęsią skórkę na moim ciele. W takim momencie nie ma niczego więcej jak ciemność. Nie słychać dźwięku, nie widać własnych dłoni a przez zimno, ledwo czujesz swoje ciało. Wyciszam się, koncentrując się na energii duchowej jaką powinnam czuć. I czuję. Pierwszy krok jest niepewny a dłonią szukam ściany. Wyczuwam ją a pod palcami wyczuwam chropowatą powierzchnię. Idę spokojnym krokiem w dół, a im niżej, tym ściany stają się wilgotne. Zmierzam na sam dół góry, na której znajduje się Osorezan. Droga, którą muszę przebyć nie należy do tych, które pokonujemy podczas wiosennych spacerków, na które wybieramy się z miłą chęcią i uśmiech na twarzy. Oj, nie. W pewnym momencie dochodzą myśli, czy aby na pewno się nie zgubiłam. Przecież nic nie widzę i równie dobrze nigdy nie zobaczę już blasku. „Nie ufaj ciemności, wierz w światło” głosił napis. Upadam na ziemię, raniąc najprawdopodobniej sobie kolano. Nie mogę uwierzyć w brak jasności. Ona tam jest, muszę tylko stąd się wydostać. Nie wiem, ile minęło czasu, nim zobaczyłam mały czerwony promień, ponieważ czułam jakby dla mnie czas stanął. Byłam sama z drogą, którą musiałam przebyć, wiele wywróceń, wiele zbędnych emocji, których trzeba się od razu pozbyć. Tutaj liczył się spokój. Jestem na dnie góry i moim oczom ukazuje się skrzyneczka, a z jej dziurki od klucza bije delikatne czerwone światło. Podchodzę do niej i uchylam wieczko. Widzę talizman, taki sam jaki przywiozła Kimiko. Biorę skrzyneczkę i kieruje się ku wyjściu a czerwień niknie. Wiem, że najtrudniejsza droga już za mną. Podobno wiele Itako wędrowało tutaj w celu udowodnienia swojej siły, jednak przepadały na zawsze. Ciemność je pochłaniała. Jeżeli straciło się spokój ducha i traciło z energią która biła od talizmanu kontakt, było to równoznaczne z wiecznym błąkaniem się po dnie góry. Opuścić wnętrze góry jest o wiele łatwiej. To tak jakby nogi zapamiętały drogę, którą przyszły, przez te wszystkie upadki. Wychodzę otwierając drzwi a jasne światło oślepia mnie. Zasłaniam wolną ręką oczy i powoli przyzwyczajam się do jasności. Świat przybiera konturów i barw. Patrze w lustro i widzę swoje odbicie. Potargane włosy, podarty w niektórych miejscach płaszcz, zadrapania na dłoniach i nogach. Stoję tak na bosaka, bo buty zgubiłam potykając się kolejny raz w ciemnościach, a uśmiech gości na mojej twarzy. Płaszcz wyrzucam przy pierwszym lepszym koszu a sama idę do swojego pokoju dumna, że mi się udało. Gdy wychodzę już z łazienki i zakładam czyste ubranie zaczynam pakować się, by wrócić do domu. Do przyjaciół, choć ciężko mi się przyznać, za którymi się stęskniłam. Przy wyjściu ze świątyni w której mieszkałam, spotykam ją. Stoi przede mną i mierzy mnie wzrokiem. Jesteśmy do siebie podobne, te same oczy, kolor włosów, rysy twarzy. Jednak ona jest trochę wyższa, ma dłuższe włosy, a na sobie ma długą granatową suknie, czerwone korale zwisają jej z szyi.
-Udało Ci się- szepcze z niedowierzaniem z szeroko otwartymi oczyma. Nie spodziewała się mnie a ja hamuję się by się nie roześmiać prosto w jej twarz. Pozwalam tylko by moje kąciki ust lekko się uniosły.
-Co do tego nie było żadnych wątpliwości – mówię a ona przygląda mi się uważnie – mam jeszcze jedną sprawę – biorę wdech i wyjawiam jej, co zamierzam zrobić w przyszłości. Lepiej by dowiedziała się teraz .

Yoh:
Anna przestała mówić a ja mam tylko jedną myśl, która mnie smuci. Patrzę na blondynkę i napotykam jej wzrok.
-Czemu nie wiedzieliśmy, że możesz nie wrócić?- pytam i nagle przed oczami pojawia mi się Kimiko, która zawsze powtarzała, że Itako wróci. „Ona niedługo wróci, chłopcy”, słyszę głos rudowłosej w swojej głowie. Zawsze tak odpowiadała, na pytanie czemu tak długo. Teraz rozumiem. Modlitwa, nie obietnica. Ten smutne spojrzenie, które trwało przez chwilę. - Czemu nam nie powiedziałaś? - teraz kieruje słowa do rudowłosej, ponieważ Anna milczała.
-Ponieważ Anna prosiła, bym nic nie mówiła- szepcze a ja wzdycham. Patrze na Itako i lekko się uśmiecham. Stawiam się na jej miejscu i wiem, że sam bym milczał gdyby mi coś groziło. By nikogo nie martwić. Rozglądam się po pokoju i mam nadzieję, że wszyscy to rozumieją. Nikt tak naprawdę nie powinien być zły za tę tajemnice. Miała ona nas chronić przed martwieniem się.

Hao:
Siedzę tuż przez Aizawą i przyglądam się jej dokładnie. Wcześniej wolałem nie myśleć, że chodzi właśnie o tę przepowiednie. Przecież tak naprawdę nigdy nie wiadomo co sobie Król Duchów wymyśli. Teraz wiem co się szykuje. Połączenie talizmanów zależy od rudowłosej.
— Dlatego Kimiko musi jechać do Palomar Mountain. Znajduje się tam Góra Jedności gdzie będzie mogła połączyć talizmany — mówi Silva a dziewczyna kiwa głową.
—To ja się idę spakować — mówi wstając i wychodzi z salonu. Pojawia się jeszcze Shoichi zabierając skrzyneczkę i szkatułkę, po czym znika.

Tamao:
Budzę się przez dźwięk budzika. Jestem kompletnie nie wyspana. Nie spałam dobrze tej nocy a teraz muszę wstać o piątej rano. Idę do łazienki. Zimny prysznic budzi mnie całkowicie. Stoję chwilę unosząc głowę tak, by krople wody spadały mi na twarz. To naprawdę orzeźwiające. Po chwili stoję już przed lustrem i susze włosy. Oglądam ostatnią krople, która ześlizgnęła się z mokrych włosów i teraz sunie powoli wzdłuż szyi, następie po obojczyku by skończyć swoją wędrówkę przez wchłonięcie przez bawełniany ręcznik. Następnie mocze grzebień i próbuję okiełznać pojedyncze pasemko, które uporczywie odstaje od pozostałych włosów. Ubieram się i zbiegam po cichu do kuchni. Nastawiam wodę w czajniku. Opieram się o blat i myślę o zdarzeniach z poprzednich dni. Kimiko wyjechała do jakiejś wioski o której nic nie wiemy. Sama rudowłosa znała ją tylko z nazwy, ponieważ wcześniej zasłyszała ją od Silvy. To smutne. Cokolwiek zdarzy się na tej Górze Jedności, dziewczyna nie będzie miała przy swoim boku przyjaciół. Wzdycham i kręcę głową. A do tego jeszcze ta przepowiednia nie daje mi spokoju. Gdy Kimiko już wyszła, zostaliśmy w salonie i zastanawialiśmy się, co takiego mogą oznaczać jej słowa ale nic nie wymyśliliśmy. Jaki orli krzyk? I o co chodzi z tymi kamieniami? Przecież one nie mogą widzieć! To wszystko nie trzyma się żadnej logiki.
Woda wrze, jednak chwilę patrzę na obłoczki pary, które szybują ku górze. Zalewam herbatę a jej aromat dostaje się do mojego nosa. Uśmiecham się, a następnie biorę dwie szklanki i wchodzę na górę. Nie muszę pukać do drzwi, ponieważ widzę już blondynkę opierającą się o framugę i lekko uśmiechniętą. Odwzajemniam ten gest i wchodzę do środka by rozpocząć mój trening.

Hao:
Śniadanie wesołej gromadki nie różni się prawie od tych, które widywałem codziennie. Rozmawiają ze sobą i się śmieją jednak czasem da się zobaczyć jak ktoś ukradkiem spogląda w stronę wejścia do kuchni. Jakikolwiek brak rudowłosej nadal jest odczuwalny. Gdy tak przyglądam się ich twarzom widzę, iż parę osób wygląda, jakby już zaakceptowało perspektywę poranków bez przekraczającej normę energii Aizawy. Anna i Tamao rozmawiają między sobą, jednakże różo-włosa szczerze powiedziawszy usypia na siedząco. Yoh szczerzy się od ucha do ucha na widok płatków śniadaniowych a Ren w spokoju popija mleko. Podchodzę do okna i patrze przed siebie. Chciałbym widzieć ceremonie połączenia talizmanów, będzie to na pewno niezwykłe widowisko.
Ren:
Dzisiaj zamiast treningu mamy posprzątać dom. Mnie i Pilice przypadło odkurzenie strychu. Stoimy i w ciszy kontemplujemy to co widzimy. Niezliczone ilości beżowych pudeł, ułożonych bez większego ładu i składu. Ostrożnie wymijając wszystkie te pojemniki, które jak zauważam, pokryte są sporą warstwą kurzu, podchodzę do średniego okienka, które znajduje się na końcu. Odsłaniam ciężkie i grube, granatowe zasłany, a zagubione płomyki słońca rzucają światło na to pomieszczenie. Widać stąd bramę wejściową do rezydencji. Wymieniam spojrzenie z niebiesko-włosom. Zadanie, które nam powierzono jest, delikatnie mówiąc, ciężkie. Ja zajmuję się wnoszeniem i wynoszeniem wiadra z wodą bądź przesuwaniem pudeł, do których zgodnie stwierdziliśmy, zaglądać nie będziemy. Pilica wyciera kurze, myje okno czy podłogę. Gdy przestawiam kolejne rzeczy w kąt na chwilę przystaję i nieprzytomnie wpatruję się w unoszący się kurz. I o to co mi zostało. Całe życie poświęcone ciężkim treningom, potem walki w turnieju by osiągnąć cel zostania Królem Szamanów. A teraz tkwię na strychu i sprzątam jak jakaś pokojówka. To zdecydowanie nie tak miało wyglądać.
—Ren... — doszedł do moich uszu niepewny głos dziewczyny. Odwracam się lekko i pytająco podnoszę brew, jednak ona stoi do mnie bokiem i wygląda przez okno. — Lepiej jak sam to zobaczysz — mówi i odsuwa się od szyby. Odstawiam pudło z małym hukiem i kieruje tam swoje kroki. Gdy wyglądam na zewnątrz zastygam w bezruchu, ale tylko na chwilę. Klnę pod nosem i szybkim krokiem zmierzam ku wyjściu. Wychodzę na dwór i staję z nim twarzą w twarz. Moje złote oczy patrzą w jego czarne. Mój gniew wzrasta a ręka, którą trzymam wzdłuż ciała jest w każdej chwili gotowa by sięgnąć po miecz.
—Dawno się nie widzieliśmy, Lenny — mówi a ja się krzywię.
—Czego chcesz? — pytam. Nie spodziewałem się, by En Tao opuścił Chiny by osobiście się ze mną spotkać.
—Nie dostałeś mojego listu? — oh tak... Dostałem. Skończył jako ładna kupka popiołu. Chciał mojego powrotu do „domu”. Jego niedoczekanie, bym w najbliższym czasie postawił tam swoje nogi. Nie odzywam się, więc kontynuuje — chcę, byś wrócił Ren. Wiem o misji, którą Ci powierzono. Musisz się odpowiednio przygotować. Musisz być silniejszy, klan Tao nie może stracić Ciebie, odkąd masz miecz błyskawicy, jesteś głową rodziny — gdybym tego nie wiedział. Muszę podziękować Jun, za rozpowiadanie wszystkiego co tu się dzieję. Zaciskam dłoń w pięść i patrze mu w oczy.
—Czy ty sugerujesz, że jestem słaby? — pytam z kpiną i wyjmuję miecz, rozkładając go — to dowodzi mojej siły. A swój trening będę kontynuował tam, gdzie tylko będę chciał i nie mam zamiaru wracać teraz do Chin — mówię. Krzywię się na samą myśl, iż zasugerował, by pasowało do mnie określenie „słaby”. Ja, Tao Ren słaby? To jest niemożliwe!
—Chodzi o to, byś stał się jeszcze silniejszy — odpowiada a jego twarz nie wyraża żadnych emocji. Nie kieruję już się mottem „Niszcz albo zostaniesz zniszczony”. Nie mógłbym tam wrócić. Nie teraz. Chowam miecz i odwracam się. Idę w stronę wejścia do domu, jednak na chwilę przystaję.
—Udowodnię Tobie i całej rodzinie, że potrafię zadbać o siebie i swoją moc bez waszej pomocy — kończę i wchodzę do mieszkania. Idę prosto do pokoju i siadam na łóżku, łapiąc się za głowę. Na jego widok wszystkie wspomnienia wróciły.
Wszystko w porządku, Mistrzu Ren ? — spytał Bason, pojawiając się obok mnie. W tym samym momencie powróciło pytanie rudowłosej. „Czego się boisz, Ren?” Wstałem i wyładowałem swoją złość na ścianę waląc w nią pięścią i opierając o nią głowę.
—Niech ją szlag trafi — mówię przez zaciśnięte zęby. Osuwam się na ziemie kucając.
Mistrzu Ran? — ponownie pyta mój duch stróż. Przez chwilę milczę jednak potem słowa same wydobywają się z moich ust.
—Ja nie chcę stać się taki, jak kiedyś — mówię i już milczę. Nie wyobrażam sobie, by teraz wrócić do Chin i tam trenować. By znowu słuchać o nienawiści i o słabości jaką jest przyjaźń. Do tego właśnie tam, widziałbym najwyraźniej wszystkie te momenty, gdy odbierałem życie. Gasnący błysk w oczach moich ofiar, sztywne, nieruchome martwe ciała, pozbawione oddechu, bicia serca i krwi płynącej w żyłach. A oczyma wyobraźni widział łzy matek opłakujących swoje dzieci, żony stojące w drzwiach czy oknach spoglądające przed siebie czekając na powrót mężów, chociaż gdzieś w środku ich serca już podpowiadały im prawdę. Oni nie wrócą. Dzieci klęczące przed łóżkiem proszące anioły by zwróciły im rodzica czy rodzeństwo. A winowajcą tego smutku był on. Tyle nieszczęścia spowodowane przeze mnie. To nie może się powtórzyć. Już nie chcę słyszeć jak ktoś resztkami sił, błaga mnie o litość. Jak korzy się, wijąc po ziemi mówiąc, jak bardzo chce żyć. Nie chcę znowu stać nad nimi i patrzeć na nich zimnym, obojętnym wzrokiem. Nie chcę by ostatnimi słowami jakie mieli usłyszeć było motto mojej rodziny. Czuję jak głęboko w sercu daje o sobie znać to uczucie, które już dawno wyizolowałem, te którego nie powinienem już czuć. Strach w najczystszej postaci przybrał kształt obawy przed przeszłością.

***

Kolejna godzina wędrowania po tych górach była dla rudowłosej niebywale męcząca. Usiadła na skale i wyjęła małą butelkę wody z plecaka. Wypiła ostatnie krople i westchnęła. Członek Rady, który ją miał zaprowadzić na miejsce zniknął i sama teraz szła przed siebie, licząc na dobry los. Ruszyła dalej i oglądała się dookoła. Otaczały ją szare skały, w niektórych miejscach pokryte mchem. Otrzepała dłonie, które przewiązała materiałem z chustki na szyje, by ich nie poranić. Wspięła się na kolejną skałę dochodząc do szerokiego szczytu gdy zobaczyła sylwetkę mężczyzny ubranego jak Indianin. Spokojnie do niego dołączyła i stanęła na szczycie. Kosmyki włosów, które wydostały się z koka dziewczyny powiewały na wietrze. Stała na wierzchołku jednej z mniejszych gór jakie ją otaczały a przed nią, w dolinie widziała sporej wielkości miasteczko. Mrużyła oczy przez nacisk wiatru na jej powieki. Wzięła głęboki wdech a jej płuca wypełniło typowo górskie powietrze.
— Palomar Mountain — powiedziała przymykając oczy i ciesząc się uczuciem tego ciepłego zefirku muskającego jej skórę i powodując rumieńce na jej twarzy.
— Tam — powiedział Silva wskazując ręką jedną z gór za którą zaczynało zachodzić słońce —to jest Góra Jedności — zakończył a Aizawa przyjrzała się jej. Góra nie należała do najniższych, jednak nie to ją martwiło. Od góry biła dziwna energia, która spowodowała ciarki na jej skórze. Objęła swoje ramiona i tarła je by rozgrzać. Gdzieś w oddali dało się usłyszeć wycie kojotów.
Niezłe wyczucie pieski.*


* Kojoty należą do rodziny psowatych, a to słowo pieski bardziej mi pasuje.

Ekhm. Notka została opublikowana w dzisiaj z powodu pewnej umowy, z której teraz się wywiązuję. W tym momencie pozdrawiam 13. i błagam o trochę litości nad moim żywotem...
Hmm, o czym to ja? Aaa, rozdział 9 pojawi się w niedzielę a od przyszłego tygodnia częstotliwość będzie tak jak dawniej – czyli co tydzień w sobotę.
Podziwialiście tutaj moją piękną przepowiednie, haha, wiem dobry żart... Powtórzę coś już po raz tysięczny: Drugim Nostradamusem nie jestem i tyle to ja wiem jak napisać jakąkolwiek dobrą przepowiednie co nic... i mój brak daru jasnowidzenia właśnie podziwiacie. Krzyczcie, narzekajcie, tylko nie znęcajcie się nade mną zbyt bardzo fizycznie bo jutro do szkoły idę i nie chcę mieć fioletowego siniaka pod okiem...
Domyślam się, że w poprzedniej notce było nijako a teraz napchałam informacji ale inaczej się nie dało.  
I ja wiem, tylko ja potrafię odwlekać z odpowiedzą na jedno, krótkie pytanie 4 rozdziały ale już mam to za sobą i 'obnażyłam' strach Rena wszystkim moim czytelnikom. Buhahah.  
Mam nadzieję, że 31 sierpnia był dobrym dniem. Wyczekujcie ostatniego promienia wakacyjnego słońca! To coś jak spadająca gwiazda – razem ze znikającym promyczkiem ostatniego dnia wakacji życzymy sobie coś na nadchodzący rok szkolny i dalszą przyszłość ;) Ja osobiście wybieram się nad Zegrze by ten promyk obserwować ( najbliższe jeziorko w okolicy :c ) z moją edytorką. Oj, może znowu załapię się na żaglówkę? Taaaaak! Wczoraj płynęłam na żaglówce i jak ja to kocham!

sobota, 27 sierpnia 2011

7. Milczenie potęgujące tajemnice

***

   Drzwi zamknęły się cichym trzaskiem za medium, która z walizką w ręku opuściła rezydencje Asakury. Szła pewny krokiem, nie oglądając się za siebie. Pomimo wieczornej pory słońce jeszcze gościło na niebie a ciepłe promienie grzały skórę blondynki. Jednakże gdy dotarła do małego wzniesienia, przystanęła na nim i odwróciła się. Wiatr zawiał a chusta zawieszona na jej szyi swobodnie unosiła się. Czarne tęczówki obrzuciły spojrzeniem dom, w którym mieszkała. Istniała możliwość, iż ostatni raz już mogły oglądać to miejsce. Wzięła głęboki wdech i ruszyła ku umówionemu miejscu, gdzie czekać na nią miał helikopter, dzięki któremu dostanie się do Osorezan.  

***

   Minął niecały miesiąc odkąd Kimiko oraz Yoh wrócili z Izumo. Nikt nie dopytywał się o skutki jak i przyczyny tej wizyty, gdyż przyjaciele szanowali swoją prywatność. Oczywiście ciekawość często brała górę nad niektórymi szamanami jednak po lakonicznych odpowiedziach jakie mieli szanse słyszeć, odpuścili sobie dalsze próby.  
  Tego wieczora Yoh stał w przedpokoju i wpatrywał się w zamknięte drzwi. Anna wyszła już pół godziny temu a szatyn uparcie stał w miejscu. Z niewiadomych przyczyn serce szamana martwiło się o Itako. Chłopak westchnął i podszedł do kalendarza. Z komody, która stała obok wziął czerwony mazak i zakreślił dzisiejszą datę. Dwudziesty ósmy lipca znalazł się w czerwonym kółeczku, rozpoczynając liczenie nieobecnych dni Anny w tym domu. Pociągnął palcem wskazującym po czerwonej linii po czym westchnął. Po raz ostatni obrzucił drzwi wyjściowe spojrzeniem pełnym troski po czym odwrócił się i skierował swoje kroki ku pokoju. Chwila poświęcona muzyce dobrze mu zrobi.  

***

   Ren siedział na ostatnim schodku werandy, przy zapalonym świetle, ściskając kopertę w prawej dłoni. Kątem oka spojrzał na list. Mimowolnie skrzywił się i z niechęcią otworzył go, by przeczytać wiadomość. Z każdym słowem jego gniew narastał. Gdy już zapoznał się z jego treścią, zapalił zapałkę i podłożył biały róg do ognia. Następnie położył papier na wydeptanej ziemi. Patrzył jak litery zostają pochłonięte przez ogień i nie pozostaje po nich nic więcej jak popiół, który na lekkim wietrze unosi się by stać się niewidoczny dla złotookiego. Ostatni spłonął podpis Ena Tao.

***

   Słońce góruje wysoko na niebie, gdy drzwi otwierają się a w całym domu rozbrzmiewa wesoły okrzyk „Wróciłam!” rudowłosej. Szamani ujrzeli dzisiaj niecodzienny obrazek, a dokładniej Kimiko niosącą małej wielkości beżowe pudło. Nie musieli pytać co w nim się znajdowało, gdyż niezdarność dziewczyny dostarczyła im błyskawicznej odpowiedzi. Dziewczyna zahaczając stopą o kraniec dywanu, zaliczyła bliższe spotkanie z podłogą, a z pudła wysypały się niezliczone ilości papierów. Otwarte okno oraz niedomknięte drzwi, zaskutkowały przeciągiem, przez co kartki zaczęły unosić się tuż nad podłogą. Jun, która siedziała najbliżej okna, zamknęła je. Kimiko jęknęła pod nosem i zaczęła masować sobie skronie. Yoh widząc to podszedł do niebieskookiej i pomógł jej wstać. Kontem oka zobaczył kalendarz wiszący w przedpokoju. Prawie cały miesiąc zaznaczony w czerwieni. Dziewiętnasty sierpień, dzisiejszy dzień jeszcze niezakreślony.  
—Wszystko okej? — zapytał gdy dziewczyna stała już na nogach.
—Okej? Yoh spójrz tylko na to! — mówiła rozżalona pokazując dłonią wszechobecny bałagan, wydawała się być załamana obecnym obrotem spraw — dwie godziny segregowałam te cholerne rachunki. Rozumiesz, Yoh? DWIE GODZINY zmarnowane na układanie tych wszystkich kartek po kolei miesiącami i wydatkami. Mam być jutro na 7 w szkole a jeżeli chce przypomnieć sobie do poprawki z chemii i odrobić prace domowe, znowu stracę noc — kucnęła i zaczęła zbierać papierzyska. Yoh widząc tę scenę dołączył do dziewczyny.

Kimiko: 
 Dziwię się, gdy widzę jak Yoh zaczyna mi pomagać a po chwili dołączają pozostali. Po chwili zebraliśmy wszystkie dokumenty i proszę by położyli je na stole w salonie. Rozkładam przejrzyście arkusze i wzdycham. Zabieram się do porządkowania gdy na chwilę podnoszę wzrok do góry. Naprzeciwko mnie stoją chłopcy i uśmiechają się promiennie.  
—Co mamy robić? — zapytali. Otworzyłam buzie ze zdziwienia. Do głowy mi nie przyszło, by któryś z nich chciałby poświęcać ostatnie chwile błogiego lenistwa na rzecz, bądź co bądź, ciężkiej pracy.
—Nie patrz na nas jak na kosmitów — śmieje się Horohoro. Siadają przy wolnych miejscach i czekają na moje polecenia. Kim oni są i co zrobili z wesołą gromadką, która szerokim łukiem próbuje unikać wszystkich czynności, które zwą się pracą?
—Eee, każdy rachunek ma swoją datę, tak więc każdy miesiąc odkładajcie na osobną kupkę. To są wszystkie faktury z zeszłego roku szkolnego i muszę je mieć posegregowane od najpóźniejszych miesięcy do tych z wakacji — wyjaśniam a oni ochoczo biorą się do pracy. Tym razem idzie o wiele szybciej niż kiedy musiałam robić to sama. Myślę o tym jak zostałam skarbnikiem. Jako że Przewodniczący Rady Uczniowskiej nie może podchodzić do egzaminów poprawkowych straciłam swoją okazje. Nie podejrzewałam, iż chemia może okazać się aż tak problematyczna. Po zaledwie półgodzinie stoję przed pokojem obok Yoh, który pomógł mi wnieść pudło na górę.
—Dzięki Yoh. Nie musieliście mi pomagać. Straciliście tylko czas na dobrą zabawę — mówię, stojąc razem z nim na korytarzu oraz trzymając dłonie za sobą. Zaczynam namiętnie skubać końcówkę rękawa bluzki.
—Spoko. Od tego są przyjaciele, co nie? — odparł a każdy widoczny kawałek jego twarzy promienieje uśmiechem. Odchodzi po tych słowach i zostawia mnie samą. Stoję jeszcze przez chwilę w miejscu i gapię się głupio w pustą przestrzeń, po czym czuję jak kąciki ust same wędrują ku górze. Te dwa miesiące spędzone w tym domu były wspaniałe, jednak nigdy aż do tej pory nie pomyślałam, że traktują mnie jako swoją przyjaciółkę. Wracam do pokoju, włączam płytę Guns N' Roses, po czym biorę książkę od chemii i siadam na parapecie. Dzięki opacznością losu zyskałam wiele szczęścia zamieszkując tutaj. Są tutaj sami wyjątkowi ludzie ze swoją własną przeszłością i wspólną przyjaźnią. Patrze na zdjęcie mamy oprawione w ramkę, stojącą na parapecie i uśmiecham się. Na pewno jest teraz radosna. Wyglądam przez okno a następnie ku górze, w niebo. Czuje, że nie skupie się na izotopach. Kto w ogóle wymyślił by męczyć uczniów chemią? Później słyszę jak Ryo woła nas na kolacje. Wychodząc z pokoju do mojego nosa dochodzi zapach grzanek.

Tamao:
   Ja oraz Kimiko zmywamy kolacji. Rudowłosa jest bardzo sympatyczna. Opowiada mi o swoim dniu w pracy i o ludziach jakich spotyka. Podoba mi się nasza relacja, ponieważ to ona jest od mówienia a ja muszę tylko w odpowiednim miejscu wtrącić słówka na znak, iż słucham. Gdy odstawiam talerz na suszarkę, kątem oka zauważam Yoh wchodzącego do kuchni i uśmiechającego się do mnie. Czuję jak rumieniec zakrada się na moją twarz, przez co płoszę się, a naczynie wysuwa mi się z dłoni. Nie zdążyłam zareagować w jakikolwiek sposób, kiedy Yoh natychmiast przemierza kuchnie w dwóch szybkich susach i łapie go nim spadł na ziemię.
— Wszystko okej ? — pyta podając mi talerz. Wbijam wzrok w blat.
— Tak — mówię i zabieram się za uporczywe wycieranie mokrych naczyń. Czuję na sobie wzrok nie tylko szatyna ale i Kimiko. Ostatnio bardzo często badawczym wzrokiem mierzyła mnie i Yoh, jednak nie wspominała na ten temat nic, więc ja też milczałam.
—Yoh, przyszedłeś w jakieś sprawie? — pyta rudowłosa.
—Chciałem jabłko — usprawiedliwia się – Tamao, podasz mi jedno? — no tak, koszyk z owocami stoi pod samym oknem czyli najbliżej mnie. Biorę jedno i szybko wycieram je a gdy podaje je szatynowi, nasze palce stykają się odrobinę za długo. Uznaję, że mi się wydawało i staję w bezruchu słuchając jego kroków gdy idzie ku drzwi. Podnoszę głowę i o dziwo widzę niebieskooką opierającą się o umywalkę a na jej twarzy błądzi lekki uśmiech, jednak różni się od tego, który możemy oglądać przez praktycznie cały dzień.
— Dlaczego tak bardzo nie chcesz przekonać go do siebie? — pyta bez zbędnych ceregieli.
— J-ja... nie wiem o co Ci chodzi – mówię cicho i już naprawdę upodabniam się do buraka. Kimiko wzdycha, wyciera ręce w suchy ręcznik po czym rzuca go niedbale na blat. Uśmiech znika z jej twarzy i lekko się krzywi. Odwraca się na pięcie i wychodzi z kuchni. Staje jeszcze w progu, jednak nie odwraca się do mnie w całości, tylko nieznacznie przekręca głowę w moją stronę.
— Ile macie lat, żeby zachowywać się jak dzieci, uciekać przed wzajemnymi spojrzeniami, przed sobą i przede wszystkim, by bać się własnych uczuć? — jej słowa powiedziane cicho, powoli jednak dobitnie zadudniły mi w uszach. Nie czekając na odpowiedź wyszła. Oparłam się dwoma rękoma o krawędź blatu. Nie rozumiem czemu to powiedziała, nie wiem czemu mówiła w liczbie mnogiej. Zaciskam dłonie. Wytknęła mi to, co sama już wiem. Poddaję się nawet nie próbując. Biorę głęboki wdech i powoli wypuszczam powietrze. W głębi siebie wiem, że nadszedł czas na zmiany.

Ren:
   Zmierzałem do pokoju, gdy przez przypadek usłyszałem słowa rudowłosej skierowane do Tamao. Wzruszam jednak ramionami i wchodzę po schodach. Gdy jestem u siebie widzę książkę leżącą na szafce nocnej i wzdycham. Miałem oddać ją już wczoraj. Chcąc nie chcąc, biorę ją i idę do pokoju dziewczyny. Pukam. Odpowiada mi cisza, jednak wiem, że ona tam jest. Stoję uparcie przez chwilę po czym drzwi uchylają się a w nich staje niebieskooka. Delikatny uśmiech błąka jej się po twarzy i ląduje w oczach. Wpuszcza mnie bez słowa.. Na pierwszy rzut oka widać, że nie jest miłośniczką sprzątania. Fizyczna manifestacja przeciw porządku. Na biurku oraz koło kosza leżą zgniecione w kulki papier oraz niezliczone luźne kartki pokryte obliczeniami, notatkami i rysunkami na marginesach, dalej w kącie pokoju, który jest wyłożony dużym kocem, leżą luźno porozrzucane książki otwarte, tak jakby przerwane w połowie czytania oraz albumy muzyczne. Na środku pokoju są otwarte encyklopedie, podręczniki i notesy.  
— Wyznaję teorie chaosu —tłumaczy a ja kiwam głową i podaje jej książkę. Bierze ją ode mnie, kładzie na biurko i gładzi ją po okładce.
— Jesteś czegoś ciekawy — mówi i lekko przekręca głowę by na mnie spojrzeć.
— Czyżby? — pytam i przyglądam się encyklopedii. Jest otwarta na literze „I”.
— Aura Cię zdradza — odpowiada i śmieje się jak dziecko, tak jak ma w zwyczaju. Beztroski dziecięcy chichot, niestosowny do jej wieku jednak na co dzień obecny w jej życiu. Idzie i siada na parapecie machając nogami.
—W takim razie, chyba wezmę z nią rozwód – rzucam i podchodzę do biurka. Przeglądam porozrzucane rysunki. Widzę śmiejące się twarze, Yoh ze słuchawkami na uszach, ja kłócący się z Horohoro, następnie Choco w trakcie bliskiego poznania z podłogą, pewnie zaraz po tym jak opowiedział kolejny swój beznadziejny kawał. Ona przykłada serdeczny palec do skroni i mruży oczy, tak jakby chwilowo wcielała się w rolę pani profesor. Często myśli w ten sposób. Kiwa lekko głową. Dopiero teraz zwracam uwagę na parapet. Jest na nim mnóstwo kartek oraz parę pustych kubków. Luźno leżące ołówki, gumki, długopisy, parę notesów i komiksów. Stoi też tam kilka lakierów do paznokci, kadzidełka i świeczki. Mnóstwo wypalonych do połowy świeczek stojących wokół zdjęcia oprawionego w ciemną drewnianą ramkę. Jej matka.
—Więc pewnie chodzi o Tamao — bardziej stwierdza niż pyta. Podchodzę do okna ostrożnie wymijając jej zeszyty. Ten pokój jest jak pole minowe. Trzeba uważać, jeżeli nie chce się czegoś podeptać. Kątem oka widzę, iż ma mało staranne jednak czytelne pismo. Jednak jeżeli to jest jej zeszyt do szkoły to nie wygląda na przejrzysty. Każdy wolny skrawek papieru zajmują jej bazgroły. Uśmiecham się złośliwie, ona chciała być przewodniczącą jeżeli z nudów na lekcjach bazgrze po zeszycie? Gdy już podchodzę wystarczająco blisko parapetu zaczynam przyglądać się jej rozrzuconym szkicom, które tam leżały. Kimiko mówiła, że rysuje głównie to co widzi bądź widziała. Wszystkie te rysunki lezące w tym miejscu przedstawiały głównie widok z jej okna, jednak różniły się od siebie. Niektóre narysowane nocą, ciemne, rozjaśnione jedynie światłem księżyca, czasem drzewa naszkicowane z przybliżenia, ptaki czy owady, które na chwilę przysiadły na parapecie.
—Nie ładnie podsłuchiwać czyjeś rozmowy, panie Tao – mamrocze. Widać, że coś ja gryzie. Nie to, bym się martwił, jednak po prostu mnie to ciekawi. Może mam gorączkę albo coś w tym stylu i dlatego zwyczajnie nie opuściłem jeszcze tego pomieszczenia? Prychnąłem a ona patrzy mi w oczy. Wzdycha cicho i odwróciła swój wzrok za okno co oznacza, iż wygrałem naszą małą bitwę. Siadam pod oknem opierając się o ścianę. Nie wiem jak długo milczymy, gdy wreszcie rudowłosa zeskakuje z parapetu i siada obok mnie tak, że stykamy się ramionami.
—Ja po prostu nie rozumiem dlaczego ludzie uciekają od swoich uczuć — zaczyna a ja się krzywię. Sprawy uczuciowe to nie jest to, w co chciałbym się mieszać. Podnosi papierek po cukierku, który leżał obok niej i zaczyna miętolić go w palcach.— na przykłada taka Tamao. Nie może przez cały czas płoszyć się na widok WSZYSTKICH mężczyzn. Rozumiem dlaczego ciężko jej rozmawiać z Yoh, ale dlaczego wstydzi się rozmawiać ze wszystkimi? Nie chciałam tak na nią naskakiwać ale bezczynność zawsze mnie smuciła – dokończyła. Przyjrzałem jej się, lekki uśmiech ciągle błądził po jej twarzy.
—Zazdrościsz jej — mówię. Nie uzyskuję odpowiedzi ale i tak swoje wiem, ponieważ uśmiech znika. Rudowłosa otaczała się przyjaciółmi i mówi, że miłość nie jest jej potrzebna, jednak jest romantyczką. Pewnie wewnątrz siebie, nadal marzy o swoim własnym rycerzu na białym koniu. Dowodzi to ilość książek jakie czyta, oczywiście widuje ją z kryminałami, horrorami czy książkami fantasy jednak najwięcej razy widziałem typowe romansidła. Nie raz mogłem zobaczyć ją wciśniętą w kanapę w salonie czytającą „Wichrowe Wzgórza”, „Dumę i uprzedzenie”, „Dziwne losy Jane Eyre” czy „Miłość w czasach zarazy”. Większość jej książek to są klasyczne powieści, znane większości osób. Chociaż ja osobiście nie przebrnąłem nawet przez Szekspira i jego „Romeo i Julie”. A ona... Bądź co bądź, ktoś kto nie marzy o wielkiej miłości nie czyta tych książek niezliczoną ilość razy. Odchyla głowę do tyłu i przymyka oczy.
— Nie wszystkich dotyczy szczęśliwe zakończenie —mówi a ja już wiem, że na mnie pora. Wstaję i wracam do siebie.

Hao:
   Leżę na dachu i oglądam gwiazdy, które przyjaźnie mrugają do mnie, pozdrawiając jak zawsze. Jest też księżyc, który omiatając dach srebrnymi promieniami rozświetla ciemną noc. Tyle czasu spędzonego w tej postaci nie spowodowało mojego przyzwyczajenia to rzeczywistości. Jednak mogę dzięki temu dokładnie przeanalizować moje błędy, które popełniałem. Wzdycham i krzywię się, bo ile jeszcze razy zawiodę Matkę Ziemię? Nie doceniłem przeciwnika, popełniłem błąd nowicjusza, następnie z kolei, dałem wyprowadzić się z równowagi i atakowałem w złości. Kolejny głupi błąd. Liczyłem jak głupi na szybki powrót, a tu co? Dwa miesiące odkąd jestem zmuszony oglądać życie braciszka, które gdybym mógł to odczuć oczywiście, przyprawiłoby mnie o mdłości. Gdy widzę spadającą gwiazdę zamykam oczy. Nie mam prawa sobie czegoś życzyć.  
— Przepraszam — szepcze — przepraszam, że ciągle zawodzę, że ludzie ciągle Cię zatruwają — szepcze mimo tego iż nikt nie może mnie usłyszeć. Jednak w głębi siebie wiem, że Ona słucha. Przeklinam Króla Duchów i jego genialne pomysły. Jak długo pozostanę jeszcze bezczynny ?

Ren:
   Następnego dnia budzę się wcześnie, myśląc o czekającym mnie treningu. Muszę być jeszcze silniejszy. Biorę poranny prysznic, który jednak nie budzi mnie całkowicie. Schodzę do kuchni i w tym samym momencie godzina na elektrycznym zegarze wmontowanym w kuchenkę wybija 6.00. Krzywię się, ponieważ nie myślałem, że jest aż tak wcześnie. Ryo krząta się już w różowym fartuszku przygotowując śniadanie a przy stole siedzi nie kto inny jak rudowłosa. Ziewam i podchodzę do stołu. Patrzę na Kimiko i zwracam uwagę na jej ciągle związane włosy a następnie na jej dłonie, w których trzyma starą książkę, która wygląda jakby swoje już przeszła i była czytana więcej niż raz. Jest to „Jeździec bez głowy”.  
— Czy tej książki nie czytałaś ostatnio? — pytam, siadając na swoim krześle i opieram głowę na dłoni. Ryo stawia przede mną ciepłe mleko. Przyglądam się przez chwilę parze, która unosi się znad szklanki i biorę łyk. Czuję jak gorący napój rozchodzi się po moim przełyku, rozgrzewając mnie i budząc już całkowicie.
— Dzień dobry, Ren — wita się, tak jak ma to w zwyczaju każdego ranka a ja wywracam oczami. Zawsze to mówi, jakby dzięki temu naprawdę miał być to dobry dzień — jakiś miesiąc temu – dodaje po czym cała jej twarz promienieje uśmiechem. Ta dziewczyna jest bezapelacyjnie pijana życiem.

Tamao:
Gdy po obiedzie, chłopców czekał trening zaczęło padać. Pilica nie chcąc by nabawili się zapalenia oskrzeli czy zwykłej gorączki anulowała im trening. W międzyczasie odcięło prąd, czyli najprawdopodobniej niedaleko musiała szaleć burza. Siedzimy teraz w salonie, każdy zajmując się własnymi sprawami. Ja z dziewczynami rozmawiamy po cichu. Widzę, że Yoh odciął się od przyjaciół zakładając słuchawki na uszy i wygląda zamyślony przez okno. Reszta gra w jakieś gry planszowe. Na stole postawione są świeczki na przyszłość, kiedy będzie się ściemniać. Nie wiemy kiedy przywrócą prąd a po ciemku trudno byłoby szukać czegokolwiek. Za oknem najpierw błysnęło a następnie rozległ się grzmot. Nie ma to jak taka pogoda w ostatnie tygodnie wakacji.
Patrze na zegar, który na szczęście zasilany był na baterie. Zbliża się 16. Za moim wzrokiem podąża niebiesko-włosa.
-Martwię się o Kimiko. Dzisiaj nie pracuje, powinna już być. - mówi.
-Nie martw się o nią. Na pewno zaraz przyjdzie – pocieszam ją i lekko uśmiecham. Dziesięć minut później słyszymy otwierane drzwi.
-Widzisz?- dodaje. Dało się usłyszeć szeleszczący płaszcz przeciw deszczowy gdy po chwili weszła...
-ANNA?!- rozległ się krzyk wszystkich z nas. Blondynka lekko uśmiechała się. Do tych chwilowych uśmiechów zdążyliśmy przyzwyczaić się jeszcze poprzedniego miesiąca.
-Nie wiem czemu się tak dziwicie – mówi obojętnym głosem – muszę się przebrać – i poszła na górę. Wszyscy popatrzyliśmy po sobie i siedzimy w ciszy czekając na powrót blondynki i z nadzieją, że wreszcie dowiemy się czemu musiała wyjechać. Wstaję z podłogi i idę do kuchni. Nastawiam wodę na herbatę i opieram się o blat. Po chwili przyłącza się do mnie Itako. O dziwo, porzuciła dla siebie typową czarną sukienkę na rzecz długich dżinsów i czarnego topu na ramiączka. Czerwoną chustę zamiast na głowie miała przewiązaną przez szlufki w spodniach. Oczywiście na szyi były zawieszone niebieskie korale. Dziwię się na ten widok a Itako widząc moją minę spogląda w dół, na swoje ubranie, krzywi się i wzrusza ramionami.
-Lepiej nie pytaj – dodaje. Pokiwałam głową. Stałyśmy w milczeniu gdy woda się zagotowała. Zalewam herbatę a Anna pomaga mi zanieść ją do salonu, Jednak zanim wychodzimy przypominam sobie wczorajsze słowa Kimiko.
-Anno, chciałabym wznowić swój trening – mówię i niepewnie spoglądam na Itako.
-Pewnie – odpowiada i wychodzi z kuchni. Gdy wchodzimy do salonu chłopców zamurowuje na widok Anny na co ta nie zwraca uwagi. Zanim zdążyła się odezwać drzwi ponownie otworzyły się z hukiem. Tym razem to musi być niebieskooka.
-Cześć, Anno – wita się tak, jakby medium wcale nie wyjechała na miesiąc, tylko wyszła na krótki spacer i kompletnie nie zwracała uwagę na nowy wygląd blondynki – paskudna pogoda, co nie?- zagaduje i składa parasolkę, mimo której widać było że dziewczyna jest mokra od połowy brzucha w dół. - Tak się zastanawiam, czy gdybym darowała sobie wstęp do księgarni to czy bym zdążyła przed deszczem. Ale rozumiesz, przechodziłam obok i zobaczyłam, że kupując dwie książki mistrza grozy zaoszczędza się trochę pieniędzy. No nie mogłam sobie darować, biorąc pod uwagę iż nie czytałam tylko „Czarnej bezgwiezdnej nocy” i „Pod kopułą”. Świetna okazja. Jak przeczytam to obiecuje, że ci pożyczę- uśmiecha się radośnie.
-Idź się przebrać bo zaraz będzie tu kałuża – nie zważając na poprzednie słowa słowa Kimiko, Anna mówi swoim stanowczym tonem.
-Jasne, już idę – mówi, po czym bierze blondynkę za ramię i wyprowadza z pomieszczenia.
-Czy ja dobrze widzę? - pyta Horohoro przerywając cisze.
-Chodzi Ci o to, że Anna wróciła, nie nawrzeszczała na nas że się lenimy oraz zupełnie inaczej wygląda? - mówi Yoh,który też był w lekkim szoku.
-Chyba dokładnie o to mu chodziło, mistrzu Yoh – potwierdza Ryo. Chichoczę cicho widząc tę scenę i siadam z powrotem koło Pilici.
-Wygląda o wiele lepiej, prawda Tamao? - zagaiła Jun.

Kimiko:
   Zaciągam Anne do swojego pokoju, a ta gdy zobaczyła mój artystyczny porządek, zdębiała.  
-Jak mogłaś doprowadzić ten pokój do takiego stanu?!- Wrzeszczy a ja się śmieję, odsuwając dla niej krzesło i zabieram z niego pidżamę, którą rzucam niedbale na łóżko. Pokazuje jej język, co ona skwitowała wywróceniem oczu i usiadła przy biurku. Cierpliwie czeka, gdy szperam w szafie szukając ciuchów na przebranie się. Wyjmuję żółty top, błękitny sweter z dekoltem w serek i spodnie dżinsowe. Szybko przebieram się, dodatkowo zawiązuje chustkę na szyi na wszelki wypadek, by znowu się nie rozchorować i podchodzę do Itako.
-Dobrze Cię widzieć i... ładnie wyglądasz- mówię.
-Nie miałam wyboru. Gdy weszłam do pokoju zastałam kilkanaście toreb z ciuchami rzuconych na moje łózko, moja szafa była kompletnie pusta a po wewnętrznej stronie drzwiczek wisiała kartka „Ubrania zarekwirowane jako dowód w sprawie naruszania dobra publicznego poprzez noszenie ciągle tych samych, nudnych ciuchów”- mówi ze skrzywioną miną. Śmieje się z tonu jej głosu. Mierze ją jeszcze raz wzrokiem i mój uśmiech, jeżeli to w ogóle możliwe powiększa się.
-Nie wiem kto to mógłby zrobić – mówię niewinnym tonem a potem patrze w jej oczy.
-Udało się? - pytam. Przez cały miesiąc martwiłam się o Medium, tak naprawdę każdy dzień był niepewny.
-Jak widać- lekki uśmiech gości na jej twarzy.
-Czyli możemy już im powiedzieć - ciesze się.  
-Prędzej czy później i tak byśmy musiały- wywraca oczami. Odwracam się by wziąć ze sobą potrzebny nam przedmiot gdy nagle sobie przypominam o jeszcze jednej sprawy, która nie dawała mi spokoju..
-Rozmawiałaś ze swoją matką? - i mówiąc to uważnie przyglądam się Annie.  
-Mhm. Żałuj, że nie widziałaś jej miny — mówi a ja się śmieję.
— Rozumiem też, iż nie pozdrawia mnie ? - dodaje. Czeka nas długo rozmowa. Biorę potrzebne nam rzeczy i gdy wchodzimy do salonu uśmiech rozkwita na mojej twarzy.
— Silva ! — cieszę się widząc Indianina — czym zawdzięczamy wizytę?— pytam.
—Król Duchów rozporządził twój przyjazd do Palomar Mountain* — słysząc to uśmiech znika mi z twarzy.

  * Palomar Mountain to pewna mieścina w USA, znajdująca się w górach. Na potrzeby opowiadania wszelką ludność „nie szamańską” stamtąd usunęłam. Jej położenie w terenie też ulegnie zmianom, a co to za miejsce wszystko się wyjaśni. Grunt, że Kimiko wie gdzie to ją wywożą. Oczywiście dziewczyna nie znika, nadal będzie wtrącany jej wątek co ona tam porabia w tych górach. Nie zawsze można trzymać bohaterów, że tak się wyrażę, w kupie...

  A teraz sobie ponarzekam... Otóż, jak dało się zauważyć jest nowy nagłówek. Bez bicia przyznaję się : nie podjęłabym się tego jeszcze raz. Obrazki, które mogłam oglądać, nie są akceptowane przez mój mózg. Jeżeli mój umysł kiedykolwiek przyswoił by ( i tylko przyswoił) fakt iż, można tworzyć tematykę yaoi z bliźniakami w roli głównej, ( kazirodztwo w Japonii to coś normalnego, tak? No proszę was, Yoh z Hao? Nie, nie, nie. Takiej możliwości nawet nie dopuszczam w najdziwniejszych myślach jakie panoszą się w mojej głowie !) to opcja Yoh x Marco ( a pedofilia się szerzy...), Hao x Lyserg jest dla równie nierealistyczna... Nie wspominając już szczegółowo o Hao x Ren. To wszystko było zbyt perwersyjne, orzeszek eksplodował...  
  Co do źródeł grafiki znajdziecie je w prawym górnym rogu, jak klikniecie na zakładkę. Jeszcze co do całego wyglądu bloga... Na najlepszego grafika nie zamierzam startować, więc nie wymagajcie zbyt wiele...
Bez bicia się przyznam, że w tym rozdziale miało być wyjaśnione co się zdążyło  w Osorezan i Przepowiednia Nocy miała sie pojawić ale jak wyszło, tak wyszło...  Mało Yoh, mało Hao, mało Rena, ale to się wszystko zmieni w przyszłości, mwhahahah! 

sobota, 20 sierpnia 2011

6. To przeszłość kreuje ludzi


***
  Pomimo promieni słonecznych, które powoli wdzierały się do mieszkania przez niedosunięte zasłony, wszyscy domownicy smacznie spali, opatuleni kocami i pogrążeni w słodkiej krainie snów. W jednym z pokoi zegar wybił piątą trzydzieści i rozległ się dźwięk budzika. Chociaż dla wielu tak wczesna godzina to jeszcze noc, rudowłosej to nie przeszkadzało i usiadła rozciągając swoje ramiona. Szybko odbyła poranną toaletę, upięła włosy, tak jak miała w zwyczaju i zajrzała do szafy. Przeniosła zaspany jeszcze wzrok na okno. Zapowiadał się gorący dzień, dlatego dziewczyna wyciągnęła żółte szorty oraz luźną białą koszulkę w paski. Przechodząc obok pokoju blondynki, uśmiechnęła się pod nosem. Dzisiaj gromadka szamanów załapie się na dłuższy sen. Zeszła po cichu na dół i skierowała swe kroki do wyjścia. Wsunęła stopy w zielone trampki i opuściła rezydencję Asakury. Ciepły wiatr, który pieścił jej skórę, zaczął powoli przywracać jej całkowitą trzeźwość umysłu. Włożyła słuchawki do uszu a dłonie do kieszeni i żwawym krokiem, zmierzała ku swojego miejsca pracy. „Fade to black” Metallici, rozbudził ją całkowicie. Gdy otworzyła drzwi do kwiaciarni, mały złoty dzwoneczek oznajmił jej przybycie. Weszła równo o 6 czyli nie spóźniła się ani minuty. Starsza pani powitała ją i zaczęła opowiadać jak minął jej poprzedni dzień. Kimiko szybko mijał czas. Z uśmiechem na twarzy obsługiwała kolejnych klientów, tworząc bukiety o jakie prosili. Podobała jej się ta praca, więc pomimo zmęczenia nigdy nie narzekała. Wybiło południe.
— Kochanie, mówiłaś, że dzisiaj gdzieś jedziesz? — odezwała się staruszka, wychodząc z zaplecza, trzymając wielki bukiet czerwonych goździków.
— Aha. Do Izumo, proszę pani — odpowiedziała niebieskooka zabierając kwiaty od swojej szefowej i wkładając je do wazonu. Nachyliła się i powąchała kwiaty przymykając przy tym oczy.
— W takim razie zmykaj już. Dam sobie rade — powiedziała siwowłosa i wręczyła dziewczynie jej zapłatę za tydzień pracy. Kimiko podziękowała i wyszła na ulice. W drodze powrotnej zahaczyła o parę przydrożnych sklepów, gdzie były zorganizowane wyprzedaże, kupiła parę ubrań oraz nowy szkicownik. Gdy wróciła do domu usłyszała stłumione rozmowy. Skierowała swoje kroki do kuchni. Reszta domowników dopiero wstała. Wszyscy byli rozgadani i pełni energii.
— Dzień dobry — powiedziała — mam nadzieje, że dobrze się wam spało — dodała.Gromadka przyjaciół powitała rudowłosą a Ryo położył na jej talerzu ciepłe grzanki z serem.
  — Nie miałaś skończyć o trzynastej? — spytał Horohoro upychając kolejną kanapkę o buzi.  
— Miałam ale zostałam wypuszczona wcześniej. Jak już mówiłam, mam świetną szefową – odparła i wgryzła się w swoje śniadanie. Gdy została pozmywać naczynia razem z nią była jeszcze w kuchni blondynka.
— Nie mają dziś treningu? — zapytała Kimiko.
  — Dzisiaj sprzątanie — odparła obojętnym tonem Kyoyama. Skrzyżowała ramiona przed sobą.  
— Nadal nie powiedziałaś co mam załatwić w Izumo — powiedziała rudowłosa i odwróciła się w stronę rozmówczyni, wycierając przy tym dłonie.
— Chciałam byś dała to babci Yoh — wręczyła dziewczynie białą kopertę podpisaną jedynie nazwiskiem i imieniem odbiorcy. Rudowłosa wzruszyła ramionami i nie odzywając się już wyszła z pokoju. Po chwili stała z torbą przewieszoną przez ramię. Mieli wrócić dopiero następnego dnia, dlatego zapakowała dodatkowe ubranie oraz przekąskę na podróż. Razem z szatynem ruszyli przed siebie. Gdy usiedli w przedziale pociągu na początku rozmawiali o dzieciństwie Yoh i o jego rodzinie. Gdy dojechali na miejsce, szli przez ścieżkę i byli w trakcie tworzenia swojej własnej listy najlepszych zespołów oraz wokalistów jakich znają. Jednak tę konwersacje przerwały niebieskie duszki, które zaatakowały szatyna. Ten szybko umieścił Amidamaru w swojej broni i zwinnym cięciem pozbył się tak nielubianych stworków. Jego radość nie trwała długo, ponieważ przegapił jednego, który pojawił się tuż za nim i atakując od tyłu ( czyli po prostu kopnął go w cztery litery ) wywrócił chłopaka. Kimiko widząc to zanosiła się śmiechem.
— Cześć dziadku — powiedział szatyn wstając z ziemi i strzepując piach.

Yoh:

To było do przewidzenia. Te duszki są takie denerwujące ! Zawsze musi zostać jeden który skopie mi tyłek. Dziadek wychodzi zza drzew. Kontem oka widzę jak Kimiko zagryza wargę, by pohamować śmiech.
— Myślałem, że wreszcie obędzie się bez lądowania na ziemi, Yoh — słyszę głos staruszka.
— To nie moja wina. Zawsze któryś musi zostać — tłumacze się. Słyszę jak rudowłosa bierze głęboki wdech i już się uspokaja.
— Dzień dobry — rzuca swobodnie, lekko kłaniając się. Podchodzi do mnie i strzepuje mi piach z ramienia.
—Nie było aż tak źle — pociesza mnie jednak po chwili złośliwie się uśmiechnęła jak by powstrzymała się o komentarza „było tragicznie”. A tego akurat nie trzeba mi mówić.
— Twoja towarzyszka to? — pyta Yohmei.
— Aizawa Kimiko. Przysłała mnie Anna — odpowiada a on kiwa głową, odwraca się i idzie przodem. Idziemy przez chwilę w ciszy jednak rudowłosa szepcze mi kolejny zespół muzyczny, który według jej uznania powinien być w pierwszej dziesiątce. Kręcę głową.
— Jeżeli Kings of Leon będzie na piątym miejscu, to musielibyśmy zmienić Led Zeppelin *— mówię.
— No ale Yoh ! — jęczy rudowłosa po czym wzdycha — po prostu musimy zrobić te listę od nowa — mówi zrezygnowana a ja kiwam głową zgadzając się. Nigdy nie dojdziemy do porozumienia. Chcę na nią spojrzeć jednak nie ma jej obok mnie. Odwracam się. Kimiko stoi i przygląda się domu z lekko otworzonymi ustami. Podnosi palec i zatoczyła kółko w powietrzu jakby wskazywała na cały budynek.
— T-to twój dom? — pyta po chwili.
— Eee, tak? — nie widzę w tym nic dziwnego. Ona rusza powoli na przód. Idzie w ciszy oglądając się na wszystkie strony.
  — Kimiko wszystko w porządku? — pytam. Ona patrzy na mnie nieprzytomnym wzrokiem, kiwa głową i nadal rozglądała się wokół. Potem ponownie się zatrzymuje. Mruży oczy i przenosi wzrok z domu na mnie.  
— Łał — mówi tylko i uśmiech wraca na jej twarz. Wchodzimy do środka. Mama wygląda na szczęśliwą z mojego przybycia. Przytula mnie i nie wygląda na to by zamierzała w najbliższym czasie mnie puścić, a brak tlenu może być bardzo uciążliwy.
— Mamo... — jęczę cicho a ona mnie puszcza z lekkim uśmiechem na twarzy.
— Witaj w domu, Yoh — przenosi swój wzrok nad moje ramie. Oglądam się. Kimiko ponownie wygląda na zszokowaną i w ciszy rozgląda się.
— To Kimiko. Jest tu dla Anny — wyjaśniam. Mama się uśmiecha i proponuje mi posiłek. Wołam rudowłosą.
— Oh, dzień dobry pani i dziękuje za zaproszenie ale czy mogłabym wpierw porozmawiać z Kino Asakura? — pyta.
— Mów mi Keiko. Babci Yoh nie ma w domu, nie długo powinna wrócić — padła odpowiedź.
— Ah... ja chyba wyjdę na chwilę na dwór, trochę mi duszno — takiego samego argumentu użyła gdy pierwszy raz przyszła do mojego domu w Tokio. Najwyraźniej czuje się nieswojo w dużych pomieszczeniach. Odwraca się na pięcie i wychodzi a ja za mamą idę do kuchni. Do mojego nosa dochodzi zapach ciastek. Zanim jednak zdążymy wejść do pomieszczenia słyszę krótki okrzyk rudowłosej. Wymieniamy spojrzenia z mamą i wychodzimy na dwór. Widzę siedzącą na trawie rudowłosą trzymającą się za serce i powtarzającą „O Boże” a nad nią stoi mój tata drapiąc się w tył głowy.
— Co się stało? — pyta czarnowłosa.
— Nie wiem — odparł ojciec. Gdy niebieskooka widzi mnie podchodzi do mnie szybkim krokiem i staje za moim ramieniem.
— Ja... Ja podeszłam tam i ten dziwny człowiek w masce zeskoczył z drzewa. O Boże. Zawału o mało nie dostałam — mówi szybko. Keiko śmieje się słysząc te wypowiedź.
— Kimiko, to jest Mikihisa — przestaje się śmiać i spogląda na rudowłosą.
— Mój tata — uzupełniłam. Aizawa zaczerwieniła się a po chwili przywołuje uśmiech na twarz.
— Przepraszam pana — mówi cicho.

***

Czas mijał szybko i przyjaźnie. Wszyscy zapomnieli o incydencie z Mikihisą i teraz swobodnie żartowali między sobą. Rudowłosa dobrze dogadywała się z rodziną Asakura. Porzuciła oficjalne zwroty i zachowywała się tak jak miała w zwyczaju, czyli, jakby znali się całe życie a nie parę godzin. Ciastka Keiko stały się jej ulubionym pożywieniem zaraz po grzankach z serem. Gdy zbliżały się godziny wieczorne rudowłosa zostawiła Yoh z matką by ten, mógł załatwić swoje sprawy. Usiadła na werandzie odchylając się do tyłu tak by opierać się na łokciach. Przyglądała się niebu oraz chmurom.
— Ty musisz być Aizawa Kimiko — dotarł do jej uszu kobiecy głos. Dziewczyna odwróciła głowę i potwierdziła. Wstała powoli i sięgnęła do tylnej kieszeni z której wyciągnęła list.

Kimiko:

  Starsza kobieta przeczytała list od Anny i poprosiła bym poszła za nią. Posiadłość rodu Asakura jest naprawdę ogromna. Gdybym teraz miała samotnie wracać do wyjścia, zwyczajnie bym się zgubiła. Mijamy wiele pokoi oraz poruszamy się między zawiłymi korytarzami gdy dochodzimy do drzwi, które nie różnią się od pozostałych. Itako pchnęła je. Przed nami są schody prowadzące w dół a jedynym oświetleniem jest świeczka, którą podaje mi Kino. Jedną ręką podpieram się o ścianie, gdyż nie ma żadnych poręczy a drugą, w której trzymam świeczkę, mam wyciągniętą przed siebie by widzieć gdzie mam stawiać kroki. O ile ja mam problem z odnajdywaniem stopni to staruszka radzi sobie świetnie. Yoh opowiadał mi, iż jako nastolatka w wyniku wojny straciła wzrok. Ciemność była jej codziennością, to musi być smutne. Biorę głęboki wdech i krzywię się. W powietrzu czuć stęchliznę i wilgoć, a gdy schody się kończą czuję się jeszcze gorzej. Ciemność wręcz pożera światło a smród staje się nieznośny. Obie ręce trzymam już przy sobie ponieważ z wilgoci, gołe kamienne ściany są mokre. Gdyby ktoś teraz zapalił światło moim oczom najprawdopodobniej ukazałyby się kąty ścian pokryte pajęczynami. Wzdrygnęłam się na myśl o małych bądź co gorsza, dużych owłosionych robakach pełzających po ścianach i podłodze. W myślach krzyczałam jak bardzo nienawidzę robactwa. Gdy idziemy dalej zawiał wiatr, co mnie zaskakuje. Świeczka gaśnie a wokół jest tylko ciemność.  
No pięknie — mówię pod nosem. Słyszę oddalające się kroki Kino. Wzdycham i zamykam oczy, chociaż nie widzę żadnej różnicy. Skupiłam się na dźwięku i powoli ruszyłam na przód. Ale ciężko się skupić gdy osoba, która Cię prowadzi oddala się a ty nic nie widzisz i co gorsza nie wiesz gdzie jesteś. Poślizgnęłam się jednak udało mi się złapać równowagę. Byłam w gorszych momentach niż teraz. Dam sobie rade, przecież tu jest TYLKO ciemno, wokół pewnie czają się paskudne robaki, możliwe też jest, iż jest tu więcej korytarzy. W najgorszym wypadku skończę jako pierwsze danie owadów. „Uspokój się!” krzyczę w myślach i uderzam raz pięścią w ścianę. Krzywię się czując wilgoć na dłoni. Najprawdopodobniej to woda, ale kto powiedział, że przypadkiem nie rozgniotłam jakiegoś tłustego i soczystego robaka? Wsłuchuję się w dźwięk, który roznosi się po korytarzu. To chyba czas na wykorzystanie zmysłu szamana. Kilka głębszych wdechów i wydechów i już nabieram pewności siebie. Mhm, na pewno. Ciekawe czy będę smacznym kąskiem... Ruszam przed siebie z prostą myślą co ma być to będzie. Po pewnym czasie usłyszałam jak odgłos moich kroków zmienia się o ton. Wiedziałam że stoję teraz w większym pomieszczeniu. Nagle wokoło zapłonęły niebieskie płomienie. Rozejrzałam się. Ściany wykute w szarym kamieniu, teraz przez płomienie przybrały kolor zimnego błękitu. Naprzeciwko mnie znajdował się ołtarz, wykuty w brązie. Stała na nim mała szklana szkatułka. Gdyby była wykonana z drewna zwyczajnie by spróchniała. Podeszłam bliżej by jej się przyjrzeć i delikatnie uchyliłam wieczko. W środku znajdowały się dwa talizmany zapisane dziwnymi symbolami. Wyglądało to na język staro szamański o którym kiedyś czytałam ale Bóg jeden wie co one oznaczają. Wokół talizmanów unosiła się szkarłatna aura oraz emanowały mocą i energią duchową. Kontemplowałam zawartość szkatułki, gdy kątem oka zobaczyłam jak Itako wyłania się z rogu pomieszczenia. Nie odezwałam się jednak słowem. Nauczyłam się już by nie dotykać rzeczy o których właściwościach nie ma się zielonego pojęcia dlatego ostrożnie zamknęłam wieko.
— Ta szkatułka – rozpoczęłam — to dlatego mnie tu pani przyprowadziła?
— Czy miewasz wizje? — to pytanie z całkowicie innej beczki wytrąciło mnie lekko z jakiegokolwiek toku myślenia.
— Nie — mówię po chwili i śmieje się w środku. Jeszcze wizjonerstwa mi brakowało...
—Hmm... — staruszka zamilkła a ja przeniosłam wzrok na szkatułkę i przyglądałam się jak szkarłat porusza się spiralnie wokół talizmanów.
— Twoim stróżem jest demon? — odpowiedziałam twierdząco. Pytania, pytania i jeszcze więcej pytań. To wyglądało jakby mnie sprawdzała.
— Jak to się stało, iż oddał za Ciebie życie? — spojrzałam na nią kontem oka. Kobieta znała się na rzeczy. Wiedziała, iż by Demon stał się stróżem i został zwolniony ze służby Złu, musi poświęcić dla danej osoby ludzkiej swój żywot. Staje się wtedy przywiązany do cząstki duszy istoty, którą ocalił, chociaż pewnie nie wie, iż demona można poprosić by chronił kogoś innego. Uśmiechnęłam się. Historia Shoichiego i jego stróżowania była moja, chociaż skłamałabym mówiąc, iż Empatia nie miała z tym wiele wspólnego.
— Wolałabym zachować to dla siebie, proszę pani — odpowiadam. Minie jeszcze sporo czasu nim wyjawię wszystko o sobie. Każdy ma chociażby jedną... nie, dwie lub trzy tajemnice, które obarczają nasze serca. Nawet taki Yoh na pewno o czymś nie mówi swoim przyjaciołom. Staruszka kiwa głową na znak iż rozumie. Zamilkła na chwilę, ale wyglądało na to , iż nad czymś myśli.
— Czy gdybyśmy potrzebowali pomocy twojej i demona stróżującego tobie, zgodziłabyś się? — kolejne pytanie. Zanim zdążyłam odpowiedzieć obok mnie pojawił się Shoichi i ukłonił się.
— Do usług — powiedział szarmanckim głosem. Uśmiechnęłam się widząc go. Znalazłam też w nim rozwiązanie dotyczące chłodu jaki panował tutaj. W końcu byliśmy pod ziemią, nie wiem jak głęboko a ja nawet nie mam swetra. Sho widząc moją minę wyciąga do mnie swoją rękę w geście jakby mnie zapraszał. Robię krok w bok i wtulam się w blondyna a on otacza mnie ramieniem. To był jeden z plusów z jego stróżowania dla mnie. Gdy się pojawiał był osobą materialną.
— To co znajduje się w szkatułce to talizmany przejścia. Gdy zostaną połączone z Księgą Szamanów wyzwolą pewną energie co za skutkuje otworzeniem portalu. By zmierzyć się z waszym przyszłym zadaniem będziecie potrzebowali stać się silniejszymi niż jesteście teraz — To były najdłuższe słowa jakie padły z ust staruszki od kiedy zobaczyłam ją pierwszy raz.
— Po co demon? —pytam.
— Połączyć wszystkie te przedmioty może jedynie ktoś związany ze Złem. Talizmany Przejścia stworzył Hao by zapieczętować niektóre strony — przestała mówić. Znam historie Asakurów, więc wiem o kim mowa. Słyszałam też o tych talizmanach jednak jeden mały drobiazg nie dawał mi spokoju.
— To nie są wszystkie, prawda? Myślałam, ze to jedynie plotki ale jeżeli już ta część historii jest prawdziwa, to powinny być trzy a nie dwa – powiedziałam. Itako nie wyglądała na zaskoczoną, iż wiem o co chodzi. Jednak dopiero teraz dotarły do mnie jej wcześniejsze słowa.
— Powiedziała pani...— zaczynam – by zmierzyć się z waszym przyszłym zadaniem. Pani wie co za zadanie nam powierzono? — pytam i marszczę brwi.
  — Jeden z pierwszych szamanów, który został Królem Szamanów, na łożu śmierci wypowiedział przepowiednie nazwaną później Przepowiednią Nocy — całą uwagę poświęcam Kino.  

Hao:

Yoh został sam w pokoju z Keiko i przez chwilę się nie odzywał. Zastanawiam się, czy nie lepiej było iść za Aizawą, jednak rezydencja jest tak duża iż mógłbym oddalić się za bardzo od brata co nie było mi na rękę.
— Mamo... — rozpoczyna szatyn.
— Tak Yoh? — kobieta odwraca się od kuchenki i patrzy na syna. Widząc jego zmartwioną minę podchodzi do niego i siada obok.
— Czy ty wiesz dlaczego Hao stał się taki jak był? — pyta wreszcie. Jej mina na początku wyraża zaskoczenie następnie przeradza się w smutek. Delikatny uśmiech wita na jej twarzy.
— Czemu chcesz wiedzieć, Yoh? — pyta.
— Bo nigdy nie zapytałem — mówi i skupia swój wzrok na matce. Szatynka wzdycha i gładzi włosy syna.
— Tysiąc lat temu nastały złe czasy dla Japonii. Hao urodził się w trakcie wojen, co też miało wpływ na jego nienawiść skierowaną ku ludzi. Znamy jego historie z jego dzienników. Myślę, iż każdy dzień mógł wnosić coś do nienawiści Hao. Kiedy był jeszcze małym chłopcem... — zamknąłem oczy przypominając sobie przeszłość.

Pierwsze wcielenie Hao Asakury, wiek 6 lat :

Mały chłopczyk wybiegł z lasu na polane. W rączkach, blisko serca trzymał małą wiewiórkę. Zmartwienie malowało się na jego twarzy. Biegł tak szybko jak tylko mógł, nie zwracając uwagi na zadrapania na nóżkach, które powstawały gdy potykał się o wystające korzenie czy kamienie.
— Mamo! Mamo! — krzyczał gdy tylko jego oczom ukazał się mały drewniany domek stojący na uboczu. Potknął się o kamień wystający z ziemi. Zamortyzował upadek lewą ręką a prawą wciąż delikatnie ściskał zwierzątko. Wstał szybko, ponieważ wiedział, że wiewiórce stała się krzywda. Gdy otworzył drzwi poczuł zapach świeżo parzonej herbaty.
— Mamo! Spójrz! — krzyknął ruszając w stronę kuchni. Zobaczył kobietę o długich czarnych włosach, ubraną w tradycyjne kimono, siedzącą i popijającą ciepły napar z ziół.
— Mamo, kiedy byłem koło lasu — słysząc ostatnie słowo czarnowłosa zezłościła się.
— Hao! Co było powiedziane na temat zbliżania się do lasu? — spytała ostrym tonem głosu jednak na jej twarzy widoczna była troska.
— Przepraszam mamo. Mówiłaś by nie wychodzić poza polane, ponieważ trwa wojna i może stać mi się krzywda – wyrecytował tę formułkę nie po raz pierwszy sześciolatek – ale zobaczyłem tę wiewiórkę! Ma coś z nóżką i nie może swobodnie się poruszać! — mówił szybko chłopczyk i podszedł do swojej rodzicielki pokazując wiewiórkę. Kobieta wiedziała, że jej syn uwielbia spędzać czas na świeżym powietrzu, na obserwowaniu dzikich zwierząt. Jednak to było niebezpieczne. Westchnęła cicho i zabrała zwierzątko z rączek syna. Opatrzyła jej łapkę i położyła w koszyku wysłanym słomą. Widziała radość na twarzy chłopca gdy przyglądał się jak stworzenie śpi. Jego uśmiech rozgrzewał jej serce. Do jej uszu dotarł dźwięk stłumionych okrzyków. Wyjrzała przez okno i w tej samej chwili w jej oczach pojawił się strach. Nadszedł moment o którego niespełnienie prosiła wszystkie duchy.
— Hao! — krzyknęła i pobiegła do pokoju synka. Zdezorientowany sześciolatek nie rozumiał dlaczego jego zwykle spokojna matka teraz trzęsła się ze strachu. Wzięła syna ręce i podeszła do rogu pokoju. Uniosła deski a w podłodze pokazał się niewielki otwór.
Hao, pobawimy się w chowanego dobrze? — zapytała powstrzymując łzy — Schowasz się tutaj i nie będziesz się odzywał. Panowie, którzy tutaj wejdą nie mogą Cię znaleźć. Rozumiesz? Cokolwiek będziesz słyszał nie wychodź z kryjówki. Dopiero kiedy będziesz mieć pewność, że nikogo nie ma w domu. Wtedy wyjdź z domu i biegnij do ciotki Rin. Pamiętasz gdzie mieszka prawda? — Chłopczyk pokiwał głową, jednak nie wiedział dlaczego z mamy oczu lecą łzy. Wyciągnął drobną rączkę i wytarł mamie policzek. Odgłosy były coraz głośniejsze. Kobieta odgarnęła włosy z twarzy syna i pocałowała go w czoło. — Pamiętaj, to zabawa — wsadziła synka do dziury oraz po raz ostatni spojrzała na niego i powiedziała jak bardzo go kocha. Położyła deski na miejsce a Hao musiał się skulić by się zmieścić. Do jego uszu doszedł huk a następnie kobiecy krzyk. Nie rozumiał słów, które słyszał. Zlewały się w jedno, pozostając niezrozumiałe. Bał się a jedyne co chciał to zawołać mamę, jednak ona mu zabroniła. Zatkał uszy jak najmocniej mógł, jednak ten ostatni krzyk i tak dotarł do jego uszu. Wtedy łzy zaczęły lecieć z jego oczu. Nie wiedział jak długo siedział w miejscu. Zasnął w ciemnościach, zmęczony ciągłym łkaniem. Gdy się obudził, wstał, przez co luźne deski rozsypały się obok. Rozejrzał się, jego pokój był zdemolowany. Spojrzał na wywrócony kosz i podbiegł do niego a gdy spojrzał na wiewiórkę, zauważył iż nie żyje. Wyglądała tak jakby spała z tą różnicą, iż jej serduszko przestało bić. Łzy ponownie napływały do jego oczu. Tak bardzo chciał ocalić to małe zwierzątko. Wstał i pobiegł szukać mamy by położyć swoją główkę na jej ramieniu. Całe mieszkanie wyglądało jak wielkie pobojowisko. Gdy wyszedł na dwór zobaczył na polanie leżącą postać. Pomyślał, że pewnie mama odpoczywa patrząc w chmury, przecież on miał tak samo w zwyczaju. Chciał spytać co się stało, jednak gdy dobiegł do kobiety, zamurowało go. Nie rozumiał tego co widział. Jego mama leżała wśród trawy zabarwionej czerwoną farbą. Ona cała też była nią ubrudzona. Ukląkł i krzyczał nawołując i szturchając jej ramie by się obudziła. Spędził tak wiele godzin nim perliste łzy przestały spływać po jego policzkach a on zrozumiał co się stało. To nie była farba, tylko krew a jego mama miała już się nigdy nie obudzić. Jej serce przestało bić, tak samo jak serduszko wiewiórki. Czarnowłosa zawsze opowiadała, że mieszkają w samotności, bo trwa wojna i szamani są uznani przez cesarza za wrogów. Przecież jego mama nie zrobiła mu nic złego! Chłopczyk zacisnął małe piąstki, aż pobladły mu kłykcie.

Pierwsze wcielenie Hao Asakury, wiek 21 lat:

Mężczyzna był w swoim domu i stał przy oknie, jedną ręką trochę odsłaniając ciemno-zielone zasłony. Obserwował ludzi śpieszących się do domu, którzy niemal biegli, ponieważ chodzenie samemu po ulicy mogło się źle skończyć. Nie widział nikogo kto spacerowałby spokojnie nie obawiając się o swoje życie. Uaktywniło się u niego Reishi, przez co słyszał i czuł cierpienia ludzi. Widział jaką ślepą nienawiścią kierowały się wojska, ludzi żerujących na cudzym nieszczęściu, odczuwał strach ludzi biednych, którzy z dnia na dzień zostawali bez niczego przez chciwość władców. Jego serce pożerał ból i smutek. Cierpienia które obserwował każdego dnia zaczęły przybierać formę demonów otaczając jego dusze i podsycając w nim nienawiść i złość. Przypomniał sobie wizje wczorajszej nocy. Świat pogrążony w smrodzie, pokryty budowlami zatruwającymi naturę. Ginące gatunki zwierząt i roślin. To ich wina. To ludzie są słabi i zepsuci. Hao wiedział, że jeżeli nikt nic nie zmieni planeta umrze. Musi ją uratować za wszelką cenę.

Drugie wcielenie Hao Asakury, wiek 28 lat:

Śmiertelny cios zadany z rąk przyjaciela. Matamune, jego duch stróż, jedyna istota, której ufał, zdradziła go. Sprzymierzył się z jego wrogiem, przez co sam się nim stał. Mężczyzna zrozumiał. Zaufanie prowadzi do klęski a przyjaźń to słabość. Oddał się w ramiona ciemności, przyrzekając sobie, iż już nikogo nie nazwie przyjacielem.

Yoh:

Nie mogę spać tej nocy. Wychodzę na ganek a obok mnie pojawił się Amidamaru.
— Ludzie nie dali się poznać Hao z dobrej strony. Nie można go obwiniać za to jaki miał do nich stosunek — mówię cicho a samuraj kiwa głową. Mam mętlik w głowie — Jak można wymagać od osoby, która widziała tyle bólu i cierpienia, by widziała dobre aspekty życia? — pytam. Duch stróż nie odpowiada. Wiem, że nie mogłem pozwolić Hao zniszczyć ludzkość ale teraz przynajmniej wiem czemu stał się zły.

O świcie kieruje swoje kroki ku kuchni. Gdy staję w progu moim oczom ukazuje się Kimiko siedząca przy stole opatulona wełnianym kocem.
— Dzień dobry, Yoh — wita mnie wesoło jednak słychać, iż ma zatkany nos. Śniadanie mija nam w dobrym nastroju, a dręczące myśli upycham głęboko w zakamarki swojej głowy. Popołudniu musimy już wracać do Tokio, dlatego żegnamy się z moją rodziną a od mamy dostajemy jeszcze ciepłe ciastka na podróż. Gdy zajmujemy miejsca w przedziale pociągu, przyglądam się dokładnie rudowłosej. Mama powiedziała, iż dziewczyna ma stan podgorączkowy. Teraz pomimo ciepła lekko się trzęsła. Miała na sobie tylko krótkie dżinsowe spodenki i biały top z krótkimi rękawkami. Westchnąłem cicho i otworzyłem swój plecak. Obawiałem się deszczu przez prognozę pogody i na wszelki wypadek zabrałem ze sobą bluzę. Podaję ją Kimiko a ona otwiera oczy ze zdziwienia.
— Dzięki Yoh — uśmiech błąka na jej twarzy. Gdy zakłada przez głowę szarą bluzę tonie w niej jednak nie można powiedzieć by jej to przeszkadzało. Chowa dłonie w rękawach i kuli nogi.
— Rozumiem, że to dzięki babci jesteś w takim stanie — śmieje się. Nie rozmawiałem jeszcze z nią na temat co wczoraj się wydarzyło.
— Można tak powiedzieć — przerywa by wydmuchać nos w chusteczkę — po prostu łatwo łapię wszelakie choroby — dodaje. Ja kiwam głową na znak, iż rozumiem. Przez większość podróży milczymy. Zatapiamy się w swoich myślach obserwując uciekające widoki za oknem. W pewnym momencie cisza aż dzwoni mi w uszach i zaczynam mówić. Wszystkie myśli przekształcającą się w słowa. Opowiadam jej o Hao oraz o moich rozterkach. Pod koniec ona wciąż milczy a mnie to nie przeszkadza. Czułem się lepiej wiedząc, iż z kimś podzieliłem się swoją wiedzą.

* Z tego co wiem, w amerykańskiej wersji anime, przez co i w polskiej Yoh preferuje Rock a w japońskiej Reggae. Postanowiłam pójść na kompromis i będzie on słuchał obu gatunków. A co do wszelkich nazw zespołów, kieruję się własnym gustem.

 Czuje poważny brak w tej notce Rena. Niestety nie mieścił mi się już ze względu na długość notki bo tasiemca z niej robić nie chciałam. Ale ja sobie to nadrobię, oj tak ;>